Nie zgadzaliśmy się w stylu życia

twojacena.pl 1 tydzień temu

Nie pasowali do siebie

– Na pewno się nie spóźnisz? O której wyjeżdżasz, Marek?! Marek… – Kasia ciągnęła męża za ramię, a on machał ręką, wyraźnie dając do zrozumienia, iż nie ma zamiaru jeszcze wstawać i na pewno zdąży.
Kasia spojrzała na ekran telefonu – dopiero siódma rano.

„Po co ja w ogóle wstałam tak wcześnie w sobotę?! Przecież nie mam nic do roboty, torbę i tak spakowałam mu wczoraj…” – pomyślała Kasia i już chciała wrócić pod ciepłą kołdrę, gdy nagle…

Nagle przypomniało jej się to dziwne uczucie niepokoju, które w ostatnich miesiącach pojawiało się coraz częściej. Teoretycznie nie miała powodów do zmartwień: mąż obok, mieszkanie w centrum Warszawy, remont z prawdziwego zdarzenia, designerskie meble, sprzęt markowy. Marek miał swój samochód, Kasia – swój. Niedawno kupili choćby domek w podwarszawskiej miejscowości. Słowem – komfort.

Wielu mogłoby tylko pomarzyć o takim życiu. Spróbuj najpierw wynajmować mieszkanie, jeździć do pracy autobusem, a wieczorem odrabiać lekcje z dziećmi, gotować obiad, spłacać kredyt, zbierać na szkolną składkę… Ledwo się położysz, a już budzik dzwoni i wszystko od nowa. Moje problemy to przy twoich błahostki! Co to za niepokój?! Jaki niepokój?!

A jednak. Kasia od dawna potrafiła go rozpoznać. Ta bezpodstawna trwoga, melancholia, przeczucie nadchodzącego nieszczęścia i dziwne wrażenie, iż coś ważnego właśnie się wymyka. Pojawia się znienacka i równie niespodziewanie znika. Na chwilę odpuszcza, by potem wrócić ze zdwojoną siłą.

I tego ranka też to uczucie wtargnęło do jej serca bez zaproszenia. Kasia wstała z łóżka, raz jeszcze spojrzała na śpiącego męża i poszła do kuchni. Marek dziś wyjeżdżał w kolejną służbową podróż. Jakże się jej to ostatnio przejadło! Półtora roku temu w firmie pojawił się nowy szef, solidnie podniósł pensje, a przedsiębiorstwo, w którym pracował Marek, rozwijało się świetnie. Był jednym z kluczowych pracowników, szefem działu. Tylko iż ta praca zabierała mu mnóstwo czasu! A do tego upodobali sobie te weekendowe wyjazdy…

Kasia przygotowała śniadanie i wróciła do sypialni obudzić męża.

– Marek, no obudzisz się w końcu, czy nie?! Żebyś się nie spóźnił na swoją delegację. Mówiłeś, iż wyjeżdżacie po południu?
– Tak. Po… – mruknął Marek śpiącym głosem, w końcu otworzył oczy i usiadł na łóżku.
– Chodź, zrobiłam śniadanie.
– Mhm. – znowu zamruczał Marek i poszedł za nią do kuchni.

Przy stole natychmiast wgapiał się w telefon. Kasia zauważyła, iż ostatnio w ogóle mało ze sobą rozmawiali, jakby oddalili się od siebie. Nie, nie kłócili się. Wszystko było w porządku – on czasem wracał z kwiatami, czasem Kasia namawiała go na wyjście do restauracji, i Marek się zgadzał. Mogli pójść na spacer do parku, do znajomych albo do kina, ale już nie było tak, jak kiedyś.

– Marek, a może weźmiesz mnie na tę delegację? – niespodziewanie zapytała Kasia.
– Mhm. – odpowiedział Marek, nie odrywając wzroku od ekranu.
– No serio, co w tym złego? Przecież będziecie w hotelu? W dzień będziesz z ludźmi z pracy, a wieczorem ze mną.
– Co?! Nie, no jak to ze mną?! – ocknął się, w końcu zrozumiał, o co chodzi.
– No dlaczego nie, Marek? Przecież jedziesz samochodem?
– Tak, samochodem. Ale po co ci tam jechać? To weekend, odpocznij w domu. W poniedziałek albo wtorek już wracam.
– No jak to po co? Nigdy nie byłam w tym mieście. Poszwędam się po sklepach, może muzea…
– Oj, daj spokój! To zwykła dziura, nic tam nie ma! U nas w Warszawie sklepów ci brakuje?! Na każdym rogu – proszę bardzo, szwendaj się ile chcesz!
– Marek, no nudzę się tu! W ogóle ci nie będę przeszkadzać… – jęknęła Kasia.
– Kas, nie! Jak chcesz gdzieś jechać, to sobie wykup wycieczkę i jedź! – zirytował się Marek.
– Sama? Przecież to z tobą chcę pojechać. Jesteśmy małżeństwem, może jeszcze o tym pamiętasz?!
– Kas, znowu zaczynasz? Mówiłem ci sto razy, iż teraz w pracy jest istny zawrót głowy! Szef się wścieka! Co ja jestem winny, iż każe jeździć w weekendy?!
– Mam wrażenie, iż każe zawsze tylko tobie! W zeszłą sobotę widziałam waszego Nowaka z żoną i dziećmi w centrum handlowym. A ty niby pracowałeś! – Kasia nie chciała się kłócić, zwłaszcza przed wyjazdem, ale nie potrafiła się powstrzymać.
– No to teraz sobie przypominajmy, kto gdzie był! Dzięki za śniadanie! – Marek wstał od stołu i poszedł do łazienki.

Kasia posprzątała, podczas gdy Marek oglądał telewizję. Potem zapakowała mu kanapki i herbatę w termos na drogę.

– Kas, a gdzie torba? – dobiegł ją głos Marka z przedpokoju.
– Na komodzie stoi. – spokojnie odpowiedziała.
– No to jadę. Nie gniewaj się, naprawdę tam nie ma nic ciekawego.
– No skoro nie ma, to nie ma. Wcale nie myślałam się gniewać. Pa.

Marek wyjechał, a Kasia została. Sobota, mogłaby zadzwonić do którejś z koleżanek, spotkać się wieczorem w jakiejś przytulnej knajpce, pogadać.

Tylko do kogo? U Julki mąż i dwójka dzieci – raczej nie przyjdzie! Małgosia z mężem kupili domek za miastem i teraz tam siedzą – w sobotę na pewno nie wyskoczy. Agnieszka w ogóle wyjechała do Londynu – dawno nic od niej nie słyszała! Wszyscy mają swoje sprawy, obowiązki, dzieci…

Kasia miała prawie trzydzieści osiem lat, a ona i Marek nie mieli dzieci. Wszystko przez głupią decyzję z młodości – nieudaną aborcję. Wtedy właśnie zaczęli razem mieszkać, wynajmowali pokój. Pracowali za grosze, jak to świeżo upieczeni absolwenci.

Kasia zaszła w ciążę, powiedziała Markowi. On zaproponował, żeby na razie nie rodzić. Kasia, choć była przeciw, nie sprzeciwiła się – ich sytuacja faktycznie była fatalna. Co by mogli dać dziecku?! Gdyby zaszła teraz, byłoby zupełnie inaczej!Kasia uśmiechnęła się, patrząc przez okno na bawiącą się w ogrodzie Kasię i Leona, i pomyślała, iż czasem życie pisze najlepsze scenariusze tam, gdzie człowiek najmniej się ich spodziewa.

Idź do oryginalnego materiału