— Dymitr i Ola zaprosili nas do siebie — oznajmił Piotr podczas kolacji, choćby nie patrząc na żonę. — Idziemy jutro.
— Może upiekę coś? Szarlotkę? Nie wypada iść z pustymi rękami — zaproponowała Kinga.
— Nie trzeba. Ola świetnie gotuje — machnął ręką mąż. — Wystarczy wino i owoce.
Kinga skinęła głową, ale w środku gotowała się. Tak, nie była mistrzynią kuchni, a czasu miała mało — mały syn, dom na jej głowie. Ale starała się, gotowała, sprzątała. Szkoda tylko, iż nikt tego nie widział.
Olę widziała raz, na firmowym spotkaniu, i to tylko przelotnie. A teraz — iść do nich, jakby to był rozkaz, jeszcze z tymi aluzjami, iż cudze żony są lepsze.
W sobotni wieczór Kinga ubrała się starannie, ułożyła włosy — w końcu miło wyjść między ludzi. Zostawili syna u babci i pojechali.
Mieszkanie Oli i Dymitra było naprawdę nieskazitelne. Wszędzie połysk, przytulność, zapach pieczonej kury i świeżego ciasta. Kinga mimochodem rozejrzała się — u nich też było dziecko, ale ani jednej zabawki, ani okruszka na podłodze. A Ola wyglądała, jakby dopiero wyszła z salonu piękności.
— U was tak przytulnie! — powiedziała grzecznie Kinga.
— I czysto — dodał Piotr. — Nie to, co u nas. Kinga, ucz się od Oli!
Wszyscy się zaśmiali, tylko nie Kinga. Zabolało ją to. Zmusiła się do uśmiechu i zacisnęła zęby. Chciała wyjść od razu, ale grzeczność nie pozwalała.
Przy stole rozmowa toczyła się lekko, dopóki Piotr nie zaczął zachwalać Oli: i gotuje, i świetnie wygląda, i jeszcze mężowi koszule prasuje.
— Oto żona! — zawołał. — Taką bym chciał!
— A ja? — wyrwało się Kindze.
— No co ty, ty też jesteś… po prostu Ola to wzór. Nie bierz tego do siebie.
Kinga wstała i poszła do łazienki. Zamknęła się i rozpłakała. Porównywał ją. Upokarzał. A ona — wszystko dla niego.
Wróciła do stołu, udając, iż wszystko w porządku.
Ale wtedy odezwała się sama Ola.
— Piotr, skoro tak podziwiasz, jak wyglądam, to możesz brać przykład z Dymitra. On zajmuje się synem, kiedy ja chodzę na siłownię, do kosmetyczki czy na zakupy. A ty zostawiasz Kingę samą i jeszcze narzekasz?
Piotr się zmieszał, ale próbował żartować:
— No… nie każdy może być taki idealny.
— Kinga też mogłaby być idealna, gdyby nie dźwigała wszystkiego sama — nie odpuszczała Ola. — Może gdybyś choć czasem pomógł, mielibyście porządek, a ona miałaby siłę zadbać o siebie.
— Co to, napadacie na mnie? — warknął Piotr. — Ja tylko powiedziałem komplement!
— Nie, upokorzyłeś żonę. Przez cały czas. A chwalenie Oli to nie powód, by zawstydzać Kingę — ostro powiedział Dymitr. — choćby nie zrozumiałeś, jak trudno było jej to słuchać.
— Kinga, powiedz im! — zwrócił się do żony Piotr. — Wytłumacz, iż wszystko w porządku.
Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, ale jej oczy były puste.
— Nie, Piotrze. Nic nie jest w porządku. Upokarzałeś mnie. Systematycznie. Mam dość.
— Więc teraz jesteś przeciwko mnie?! — syknął. — Chodźmy stąd. Wstyd i hańba.
— jeżeli coś, dzwoń — szepnęła Ola, gdy Kinga żegnała się.
W taksówce Piotr wpadł w szał. W domu ciągnął dalej, zarzucając jej: „To oni cię podpuszczają! U nas wszystko było dobrze!”
Ale Kinga nie krzyczała. Nie tłumaczyła się. Po prostu przygotowywała się do jutra — do chwili, gdy złoży pozew o rozwód.
Miesiąc później już pracowała. Syna przyjęli do przedszkola. W końcu odetchnęła. Zrobiło się lżej. Nikt nie porównuje. Nikt nie oskarża. I nie boi się już ciszy w mieszkaniu. Cisza to nie pustka — to wolność.
Czasem trzeba odejść, by odkryć, iż życie może być lepsze, niż się wydawało.