Dzisiaj chciałbym opowiedzieć historię, która wiele mnie nauczyła.
Babcia Halina większość życia spędziła w spokojnej dzielnicy na obrzeżach Łodzi. Po śmierci męża została sama w dwupokojowym mieszkaniu, które odziedziczyła po swojej matce. Rodzice jej wnuków byli wiecznie zajęci – wyjeżdżali w delegacje albo pracowali do późna, więc młodszą wnuczkę, Jadzię, często zostawiali pod opieką babci.
Starszy wnuk, Kacper, od zawsze był oczkiem w głowie całej rodziny. Kupowano mu najlepsze zabawki, zapisywano na kółka zainteresowań, a później opłacili mu prestiżową uczelnię. Jadzia żyła w jego cieniu – nie marudziła, nie domagała się uwagi, gwałtownie stała się samodzielna. Uczyła się, pracowała, wynajmowała pokój i nigdy o nic nie prosiła. Jedyną osobą, która naprawdę ją rozumiała, była babcia Hala.
Jadzia odwiedzała babcię niemal co tydzień – po pracy, w weekendy, bez względu na pogodę. Czasem przynosiła zakupy, czasem leki, a czasem po prostu przychodziła na herbatę i rozmowę. Pewnego wieczoru, gdy jak zwykle przyszła ją odwiedzić, babcia powitała ją chłodno, z kamienną twarzą.
— Po co tak często do mnie przychodzisz, Jadziu? — zapytała, wpatrzona w telewizor. — Może myślisz, iż dostaniesz po mnie to mieszkanie?
Jadzia, która właśnie myła podłogę w przedpokoju, zastygła.
— Babciu, co ty mówisz? Jakie mieszkanie? Obiecałam ci rosół – wolisz może pierogi?
Babcia prychnęła, ale nie odpowiedziała. Jadzia uśmiechnęła się, jak zwykle ukrywając urazę, i poszła do kuchni. Postawiła czajnik, wyjęła ulubiony babci smalec ze skwarkami i zaczęła przygotowywać kolację.
Po chwili babcia weszła do kuchni i rzuciła słowa, które ścięły Jadzię z nóg:
— Wiesz co, mieszkanie już przepisałam na Kacpra. Więc nie masz po co się starać. I tak nic nie dostaniesz.
Jadzia wyprostowała się, otarła ręce i spokojnie odparła:
— I dobrze. Nie przychodzę do ciebie dla mieszkania, babciu. Jesteś mi bliska, wychowałaś mnie, a teraz moja kolej, żeby się tobą zaopiekować. Mieszkanie to tylko cztery ściany.
Babcia milczała. Ale w jej spojrzeniu było coś nowego – czujność, niemal niepokój. Wypiły herbatę, pogadały o serialu, który babcia uwielbiała, i więcej tej nocy nie wracały do tematu mieszkania.
Kilka dni później Jadzia odebrała telefon od brata. Wrzeszczał do słuchawki, oskarżając ją, iż „przekupiła” babcię i namówiła, by przepisała na nią mieszkanie.
— Jesteś taka sama jak wszyscy! — darł się. — Nie chcę cię znać!
Chwilę później zadzwoniła matka. Ta sama piosenka: „Jak mogłaś? To nasz rodzinny dom!” Jadzia, kompletnie zdezorientowana, odłożyła słuchawkę i poszła do babci.
— Babciu, co się dzieje? — spytała cicho. — Kacper mówi, iż przepisałaś mieszkanie na mnie. Nic nie rozumiem. jeżeli coś podpisałaś, powiedz. Mam znajomego prawnika, pomoże.
Babcia usiadła powoli, westchnęła i wyznała prawdę. Przestraszyły ją plotki sąsiadek o tym, jak rodzina „dba” o starszych tylko dla spadku. Postanowiła więc sprawdzić, kto jak zareaguje. Jadzi powiedziała, iż mieszkanie należy do Kacpra, a Kacprowi – iż do Jadzi.
— No i zobaczyłam, jak się zachowujecie — powiedziała smutno. — Ty, Jadziu, jak zawsze, byłaś dobra i wierna. A twój brat… cóż, sam widzisz, jak zareagował.
Jadzia tylko pokręciła głową. Nie była zła. Po prostu stało się jasne, gdzie jest szczerość, a gdzie interes.
Babcia zaproponowała, by się do niej wprowadziła, skoro teraz formalnie to jej mieszkanie. Ale Jadzia odmówiła.
— Przyzwyczaiłaś się do spokoju, babciu. A ja żyję w biegu – praca, znajomi, życie. Zostawmy wszystko, jak było. Będę przychodzić, tak jak zawsze. Mieszkanie to nie cel.
I od tamtej pory nic się nie zmieniło. Jadzia wciąż przychodzi do babci, przynosi jej ulubione smakołyki, ogląda z nią seriale i po prostu daje jej ciepło. A babcia wie jedno: jej wnuczka to jedyna osoba, dla której naprawdę się liczy. Nie przez metry kwadratowe. Tylko przez miłość.
I właśnie to jest w życiu najważniejsze.