Hej, muszę Ci opowiedzieć, co ostatnio przeszło mi przez głowę nie przestawaj wierzyć w szczęście.
Kiedyś, w młodzieńczych latach, ja, Helena, wpadłam na gwarny jarmark w centrum Krakowa. Zauważyła mnie starsza Romanka o oczach jak nocny błysk i złapała mnie za rękę, nucąc:
Kochana, czeka cię kraina słoneczna, gdzie powietrze pachnie morzem i winogronami.
Z uśmiechem odparłam:
To bajka! Nie opuszczę nigdy swojego miasta!
Życie toczyło się dalej. Poślubiłam Szymona, zakochałam się po uszy, urodziła się nasza córeczka Jagoda, plany na drugie dziecko już krążyły w głowie. Zanim jednak zostawiłam pracę, pomyślałam, iż pięćsześć lat jeszcze popracuję, a potem może zajmę się synkiem.
Wszystko zmieniła wyjazd służbowy. Dzwoni do mnie sąsiadka, pielęgniarka Maria:
Heleno, Szymona przywieziono do szpitala! Karetka zjawiła się pod naszym adresem z nieznanej ulicy.
Nie wiadomo, skąd wyjdą rodzinne tajemnice.
Powrót do domu był jak kiepski thriller. Już pierwszego wieczoru
Zbiegłam do szpitala, serce waliło w gardle. Mąż, bladawy, z opatrunkiem na ręce, unikał mojego spojrzenia.
Skąd cię zabrali? spytałam cicho.
Milczenie mówiło więcej niż słowa.
Wkrótce dowiedziałam się, iż w tamtym mieszkaniu mieszkała samotna koleżanka Szymona, ich przyjaźń trwała już ponad rok.
Każdy ma swój charakter. Jedni zamykają oczy, inni wywołują awantury, a potem, zaciśniętymi zębami, podają zdradzonemu talerz z zupą. Ja nie należę do nich. Nie czekałam, aż mąż wróci ze szpitala musiałam jakoś ukoić jego ból.
Spakowałam najważniejsze rzeczy do starej walizki, wzięłam za rękę przestraszoną Jagodę i wyszłam z naszego mieszkania, nie odwracając się.
Zaczynamy nowe życie, córeczko szepnęłam, mocno ściskając jej małą dłoń.
Mama przyjęła nas na jakiś czas, potem rozwiodłam się, podzieliłam mieszkanie z byłym mężem i wzięłam kredyt hipoteczny. Żyłam na autopilocie, starając się zapewnić sobie i Jagodzie przyszłość.
Po latach, zmęczona pracą i samotnością, poleciałam do Czech, do przytulnego domu przyjaciółki Oliwii, na godzinę drogi od Pragi. Chciałam odłożyć wszystkie pieniądze na wypoczynek, ale nagle kupiłam bilet i już nie mogło czekać potrzebowałam włoskiego słońca, które rozpuści lód w sercu.
Oliwia, słuchając moich gorzkich wyznań Już nigdy nie będę ufać, Miłość nie istnieje nie wytrzymała. Po cichu zadzwoniła do znajomego, właściciela winiarni:
Janie, znajdź mi Łukasza, natychmiast! Powiedz, iż mam dla niego narzeczoną.
Ja nie myślałam o romansie. Leżałam w miękkim szlafroku, czytałam książkę, próbując odgonić smutne myśli. Za oknem panowała ciemna, południowa noc.
Nagle usłyszałam pukanie. Po chwili do pokoju wbiegła promienna Oliwia:
Heleno, wstawaj! Twój narzeczony już przyjechał!
Co ty, głupoty? zaśmiałam się, ale wzięłam szlafrok i ruszyłam do salonu.
Na progu stał on. Wysoki, z siwą skronią i śmiejącymi się oczami. To był Łukasz, w ręku trzymał kask, a za plecami, oparty o ścianę, stał podniszczony motocykl. Przejechał dwadzieścia kilometrów górską krętą drogą pod gwiazdami, by zobaczyć nieznajomą.
Oliwia mówiła iż jestem jak rosyjska księżniczka? wyszeptał po łamanym angielsku, a jego akcent brzmiał jak melodia.
Złapałam go za rękę, ale Łukasz objął mnie ciepłymi, dużymi dłońmi i nie puszczał. Usiadliśmy na kanapie, nie rozłączając się. On ledwo mówił po angielsku, ja nie znałam ani słowa po czesku, ale gesty, uśmiechy i spojrzenia wystarczyły, by rozmowa stała się wirującą przygodą. Oliwia, z uśmiechem, odszedła, zostawiając nas samych z nowym cudzem.
Rankiem Łukasz odjechał ponownie na swoim stalowym rumaku. Później dowiedziałam się, iż jego życie przed tą nocą to seria niepowodzeń dwa nieudane małżeństwa, brak dzieci, brak domu. Mieszkał w małym mieszkaniu nad warsztatem brata i prawie przestał wierzyć w szczęście.
Na dziesięć dni przed wyjazdem ustaliliśmy wszystko. Wrócę odpowiedziałam na jego propozycję. Będziemy razem.
Kilka miesięcy w Polsce przelatywało jak szalony wir: zwolnienie z pracy, pakowanie, trudne rozmowy z rodziną, która nie rozumiała mojego szaleństwa. Telefon codziennie wybuchał od wiadomości.
Moje słońce, jak się masz? Tęsknię. Łukasz
Nasze nowe okno wychodzi na oliwnik. Twój pokój czeka. Twój Łukasz
Nie przerażała go siedmioletnia różnica wieku (byłam starsza) ani dwunastoletnia Jagoda, którą miał pokochać.
Pewnego popołudnia, siedząc na tarasie naszego nowego domu, pełnego słońca, objąłem go ramieniem i zapytałem:
Łukaszu, dlaczego od razu uwierzyłeś w nas? Dlaczego się nie bałeś?
Odwrócił się do mnie, a w jego oczach odbijało się całe morze Toskanii:
Jeden stary winiarz powiedział mi kiedyś, iż spotkam kobietę ze wschodu, z duszą pełną burzy i sercem szukającym spokoju. Powiedział, iż przyniesie mi szczęście, którego nie mogłem znaleźć w moich winnicach. To jesteś ty, Heleno.
I co? szepnęłam, czując łzy. Znalazłeś to szczęście?
Łukasz milczał. Przysunął się i pocałował mnie tak, jakby to był nasz pierwszy i ostatni pocałunek. Potem, z promiennym uśmiechem, rzekł:
Ona znalazła mnie sama! Jestem najszczęśliwszy na świecie.
I tak wszystko się ułożyło.
Znalazłam świetną pracę, wzięliśmy kredyt na domek z widokiem na wzgórza. Łukasz pokochał naszą pasierbicę Jagodę, która teraz z zapałem uczy się czeskiego. Rano przynosi mi do łóżka kawę z cynamonem, a wieczorem dom wypełnia aromat przepysznej pasty, którą gotuje jakby był mistrzem. Jego miłość widać w bukietach polnych kwiatów na stole, w delikatnych dotykach, w troskliwym spojrzeniu, którym budzi mnie każdego ranka.
Ja rozkwitłam. Nie mogłam uwierzyć, iż tak długo myślałam, iż wspólnego szczęścia nie ma. Teraz wiem: szczęście nie jest mitem. Naprawdę wędruje po świecie i upartych poszukuje drugiej połówki. Gdy je znajdzie, łączy ludzi tak mocno, iż żadna burza już ich nie przeraża.



![Jak przedłużyć świeżość masła? Proste triki, które działają naprawdę długo! [PORADNIK]](https://warszawawpigulce.pl/wp-content/uploads/2025/12/c42ef289-4fec-4acb-a0aa-5ddb4ea643c2-1.jpg)












