Nie mogłem się powstrzymać… Zdradziłem moją żonę…

polregion.pl 2 tygodni temu

Nie mogłem się oprzeć Zdradziłem moją żonę
A przecież nigdy nie myślałem, iż to się kiedyś zdarzy. Ale życie z jego duszącą rutyną, ciężkimi milczeniami i zastygłymi nawykami wykopało przepaść między nami.

Zawsze była w domu, zamknięta w roli matki i gospodyni. Nasze rozmowy sprowadzały się do banałów: rachunki, zakupy, szkoła dzieci Nie było już wybuchów śmiechu, palących spojrzeń, silnych emocji.

Aż przyszła ona.

Nowa koleżanka z pracy. Nazwijmy ją Kinga. Młoda, uwodzicielska, beztroska. Jej dźwięczny śmiech rozbrzmiewał w biurze jak melodia, a oczy błyszczały światłem, którego nie widziałem od lat. W przeciwieństwie do mojej żony, Kinga nie miała obowiązków ani odpowiedzialności. Żyła wolno, z tą urzekającą lekkością, która przyciągała mnie nieodparcie.

Na początku to było nic. Zwykłe rozmowy, wymiana żartów. Potem, dzień za dniem, zacząłem wyczekiwać chwil spędzanych z nią.

I wtedy zacząłem kłamać.

Żonie opowiadałem o późnych spotkaniach, pilnych projektach, przyjacielu w tarapatach, który potrzebował pomocy. Nie pytała. Przyzwyczaiła się do mojej nieobecności.

Przez miesiąc adorowałem Kingę. Kupowałem kwiaty, zapraszałem do restauracji, w których dawno nie byłem. Spacerowaliśmy po złotych światłach Warszawy, wzdłuż Wisły, nasze dłonie czasem ocierały się przypadkiem.

Pewnej nocy, stojąc przy Moście Śląsko-Dąbrowskim, spojrzała na mnie z figlarnym uśmiechem i szepnęła:

Chcesz wpaść do mnie?

I powiedziałem tak.

Tamta noc była burzą namiętności, pożądania i zapomnienia.

Lecz gdy o świcie przekroczyłem próg naszego mieszkania, ogarnęło mnie przytłaczające poczucie winy.

Żona nie spała.

Siedziała w półmroku salonu, z podkulonymi nogami, i czekała.

Nasze spojrzenia się spotkały, i od razu zrozumiałem wiedziała.

Kobiety zawsze wiedzą.

Nic nie powiedziała. Żadnych krzyków, wyrzutów. Tylko przerażająca cisza. Potem wstała i poszła do kuchni.

Zamknąłem się w łazience. Odkręciłem prysznic i długo stałem pod strumieniem wody, jakby mogła zmyć moją winę. Ale niektóre plamy pozostają na zawsze.

Gdy wszedłem do kuchni, robiła kawę.

Jestem zmęczona powiedziała tylko. Idę spać.

Później, w sypialni, znalazłem ją leżącą, ubraną, pogrążoną we śnie. Na nocnym stoliku leżał nasz album ze zdjęciami.

Otworzyłem go.

I wtedy ją zobaczyłem.

Nie zmęczoną, obcą kobietę z ostatnich lat. Nie. Ujrzałem tę, którą pokochałem od pierwszego wejrzenia. Promienną, pełną młodości i radości. Obok niej stałem ja szczęśliwy, dumny, zakochany.

I uderzyła mnie myśl jak błyskawica: jak mogłem to wszystko zapomnieć?

Nie spałem całą noc. Leżałem, wpatrując się w sufit, pożerany przez wyrzuty sumienia. Wtedy pojawiła się kolejna myśl: dlaczego nie miałbym jej odzyskać?

Wczesnym rankiem, gdy jeszcze spała, zadzwoniłem do matki i poprosiłem, by zajęła się dziećmi na weekend. Zgodziła się bez wahania.

Potem poszedłem do kuchni i przygotowałem śniadanie.

Gdy przyniosłem jej tacę do łóżka, spojrzała na mnie zdziwiona.

Co ty robisz?

Chcę, żebyś znów się uśmiechała.

Nie odpowiedziała. Ale w jej oczach dostrzegłem przebłysk nadziei.

Tego dnia wysłałem ją do spa. Gdy wróciła, była olśniewająca, promienna. Wieczorem poszliśmy do naszej ulubionej restauracji, tej, w której mieliśmy pierwszą randkę.

Następnego dnia zabrałem ją do teatru. Jak dawniej. Jak wtedy, gdy byliśmy nierozłączni.

A Kinga? Nigdy już do niej nie napisałem. Ani jednej wiadomości, ani jednego telefonu.

Popełniłem błąd. Straszny błąd.

Ale tamtego wieczoru, widząc, jak moja żona znów się śmieje, zrozumiałem, iż może jeszcze nie jest za późno, by zacząć od nowa.

Idź do oryginalnego materiału