— Nie masz nic przeciwko, żebym założyła Twoją suknię ślubną? I tak już ci się nie przyda — zaśmiała się przyjaciółka.
— Myślę, iż to doskonały wybór. Najlepsze ze wszystkiego, co przymierzałaś — powiedziała Zofia, przyglądając się krytycznie.
— Przyjaciółka ma rację. Suknia pasuje do pani idealnie. Wystarczy skrócić dół i nieco zwęzić w talii — dodała sprzedawczyni w salonie ślubnym. — Przynieść welon?
— Chciałam bez welonu — zmieszała się Daria.
— Proszę przynieść, tylko niezbyt długi — zdecydowała Zofia, patrząc, jak przyjaciółka kręci się przed lustrem.
Puszysty dół falował dzwonem wokół jej nóg. Daria już widziała zachwycone oczy Adama, gdy zobaczy ją w tej sukni.
Sprzedawczyni z namaszczeniem przyniosła delikatny, gazowy welon i z wprawą przypięła go do włosów panny młodej.
— Można od razu do kościoła — uśmiechnęła się do odbicia Darii w lustrze. — No i co? Bierzemy?
— Co myślisz? — Daria spojrzała na Zofię.
— To twój ślub, ty decydujesz — odparła przyjaciółka, nie potrafiąc ukryć iskry zazdrości w oczach.
— Tak, bierzemy — Daria uniosła dół i chciała zejść z podestu, ale sprzedawczyni ją zatrzymała.
— Zaraz zawołam krawcową.
Daria udała westchnienie, ale w głębi serca ucieszyła się, iż jeszcze chwilę pospaceruje w wymarzonej sukni.
Wracały do domu przez park.
Przyjaźniły się od szkoły. Zofia była kanciasta, wysoka, z ostrymi rysami twarzy i prostym, długim nosem. Zawsze zazdrościła Darii jej urody — małego, lekko zadartego noska, dołeczków w pulchnych policzkach. A jeszcze bardziej tego, iż Daria miała normalnych rodziców. Oni nie pili i nie kłócili się codziennie. Ojciec Zofii zmarł dwa lata temu od podrobionej wódki. Myślała, iż wreszcie odetchnie z matką, zacznie się spokojne życie. Ale mama stała się nerwowa i wiecznie spięta.
Daria skończyła prestiżowy wydział na uniwersytecie, pracowała jako tłumaczka w dużej firmie. Zofia po zaocznych studiach biologii trafiła do laboratorium ekologicznego. Nienawidziła swojej pracy, a to był kolejny powód do zawiści.
A teraz ta myszka wychodzi za mąż! Adam był jej obojętny, ale sam fakt doprowadzał ją do szału. Spotykała się z chłopakami, ale nigdy nie doszło do ślubu. Marzyła o białej sukni, a jeszcze bardziej — o ucieczce od matki. Czym była gorsza od tej cichej Darii? Dlaczego jej się tak wiedzie?
— W ogóle mnie nie słuchasz! — Daria szarpnęła przyjaciółkę za rękę.
— Co? Co powiedziałaś? — Zofia istotnie była myślami gdzie indziej.
— Mówiłam, iż na ślubie rzucę bukiet tobie, i też niedługo wyjdziesz za mąż. Tam stara kobieta sprzedaje biżuterię. Zauważyłam ją wczoraj, ale się spieszyłam. Chodź, zobaczmy. — Pociągnęła Zofię w stronę ławki.
— Po co ci ta tandeta? — opierała się Zofia.
Spojrzała sceptycznie na starszą kobietę, obok której na ławce leżała taca z błyskotkami. Lśniły w słońcu, przyciągając wzrok, ale ludzie mijali je obojętnie.
— Patrz, jaki pierścionek. — Daria obracała w palcach maleńki pierścionek z białym kamykiem. — Mogę przymierzyć?
— Za przymierzanie nie biorę pieniędzy. Ale nie sprzedam ci go — nagle oznajmiła kobieta.
— Dlaczego? — zdziwiła się Daria, nie puszczając pierścionka.
— niedługo założysz obrączkę. A noszenie różnych metali to zły smak — pouczyła ją kobieta. — Lepiej spójrz… — przejrzała tacę wzrokiem — o, na to. — Podsunęła Darii metalowy wisiorek w kształcie okrągłej blaszki na cienkim łańcuszku. Lśnił jak lustro.
— Daria, po co ci ta szmelc? — skrzywiła się Zofia.
— Jaki niezwykły wisiorek. Ile kosztuje? — zignorowała uwagę przyjaciółki.
— Ile dasz. Nie wahaj się, weź go. Przyniesie ci szczęście.
— Ona już jest szczęśliwa — wtrąciła się Zofia.
— A ty zazdrościsz — odparła kobieta, rzucając jej ostre spojrzenie.
Daria przeszukała torebkę i podała trzy banknoty po sto złotych.
— Więcej nie mam — powiedziała zawstydzona.
— I nie potrzeba. Noś na zdrowie. — Kobieta uśmiechnęła się do Darii.
Gdy odeszły od ławki, Daria natychmiast zawiesiła łańcuszek na szyi.
— No jak? — zapytała przyjaciółki.
— Oryginalne — odparła sucho Zofia.
Lecz i jej się podobał.
Minął tydzień. W przerwie obiadowej Daria wpadła po suknię. Przymierzyła, upewniła się, iż teraz leży idealnie. Gdy się przebierała, sprzedawczyni zapakowała suknię i welon do wielkiego pudełka.
— Ojej, jakie duże. Nie mogę tego nieść do pracy — zmartwiła się.
— Weź taksówkę albo zostaw u nas do wieczora.
Daria zostawiła pudełko, podziękowała i pobiegła do biura. Zadzwoniła do Adama, ale mimo wielu prób, nie odebrał. Był programistą, często pracował w domu, ale telefon miał zawsze włączony.
Nie mogąc się uspokoić, wcześniej wyszła z pracy i pojechała do Adama. Nacisnęła nerwowo domofon. Drzwi otworzyła nie on, ale Zofia. Daria zamrugała zdumiona, widząc przyjaciółkę w koszuli Adama. Na jej piersi lśnił metalowy wisiorek.
— Co ty tu robisz? — spytała. — Gdzie Adam?
— Zmęczył się, śpi — uśmiechnęła się Zofia.
Daria odepchnęła ją i wpadła do pokoju. Adam leżał na kanapie, istotnie śpiąc. Jego klatka piersiowa unosiła się równomiernie, dół przykryty był kocem.
— Adam! — krzyknęła głośno. — Adam!
Drgnęły mu rzęsy, ale się nie obudził.
— Przekonałaś się? — spytała Zofia.
Daria odwróciła się gwałtownie.
— Jak mogłaś? Po co? — Łzy trysnęły jej z oczu. Odsunęła Zofię i wybiegła z mieszkania.
Gdy wróciła do domu, zwinęła się w kąt kanapy i płakała. Gdy matka wróciła z pracy, wyznała jej wszystko.
— Nie spieszI tak minęły lata, aż pewnego wiosennego dnia Daria i Adam stali przed ołtarzem, trzymając za ręce małego Witka, który uśmiechał się, nieświadomy, iż jego prawdziwa historia dopiero się zaczyna.