Nie ma swojego, to na cudze skaczesz? Przyjaciółka, której tu nie chcę!

polregion.pl 1 tydzień temu

— Swojego faceta nie masz, to się na cudzego rzucasz? Przyjaciółka się nazywa. Żebym twojej nogi więcej w moim domu nie widziała! — wściekła się Kinga.

Wysiadać z autobusu nie miała ochoty. Ola mieszkała na nowym osiedlu, gdzie jeszcze nie docierał transport publiczny. Od przystanku do domu było daleko, a do tego taka pogoda. No cóż, po drodze wstąpi do sklepu. Obiecywali, iż w sąsiednim budynku otworzą market, ale kiedy to będzie? Trzeba zapłacić za wczorajsze lenistwo — lodówka prawie pusta.

Ola wysiadła i nie zrobiła dwóch kroków, gdy podmuch wiatru zerwał jej kaptur, cisnął w twarz kosmyk włosów razem z garścią kłującego śniegu. Wiał ze wszystkich stron naraz, jakby celował prosto w oczy.

Naciągnęła kaptur niżej, szła przytrzymując go pod brodą, zgarbiona, jak staruszka. Tuż przed sklepem prawie zaczęła biec, tak bardzo chciała schronić się przed wichurą.

Wreszcie za nią zatrzasnęły się drzwi, znalazła się w względnej ciszy sklepu. Odrzuciła kaptur, potrząsnęła głową, by uporządkować rozczochrane włosy. Wzięła koszyk i ruszyła między półki. Brała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, żeby zmieściły się w jednej reklamówce. Resztę kupi jutro. Wciąż czekała ją droga do domu, a jedna ręka musiała być wolna, by przytrzymywać kaptur.

Zauważyła przed sobą młodą kobietę z wózkiem, za który trzymał się chłopiec około sześciu lat, wyglądający jak kosmonauta w grubym kombinezonie. Kobieta jedną ręką pchała wózek, w drugiej trzymała koszyk. Szli wolno, nie dało się ich wyminąć. Ola skręciła w inną alejkę. Wybrała butelkę mleka i ruszyła do działu z pieczywem.

I znów zobaczyła tę samą kobietę z wózkiem. Chciała się wymknąć, gdy nagle z wózka wypadła mała pluszowa zabawka. Ola podniosła ją.

— Czekajcie, zgubiliście! — zawołała.

Kobieta zatrzymała się i odwróciła.

— Proszę… — Ola wyciągnęła zabawkę i nagle rozpoznała w kobiecie swoją dawną koleżankę ze szkoły. — Kinga! — wykrzyknęła z radosnym zaskoczeniem.

— Ola! — Kinga również się ucieszyła.

— Idę i myślę, jaka zakręcona kobieta wychodzi z dziećmi w taką pogodę — powiedziała Ola.

— Mieszkam w tym samym bloku. Chciałam gwałtownie skoczyć po mleko, ale skończyła się też kasza manna. Sama nie poszłabym, ale Staś zaczął marudzić, a Franek sobie z nim nie radzi. No i całą rodziną wyszliśmy.

Na języku Oli kręciło się pytanie o męża, ale powstrzymała się. Nie wypada od razu wypytywać. Pewnie jeszcze w pracy.

Spojrzała na chłopca. Obojętnie przyglądał się paczkom z ciasteczkami.

— Mój pomocnik — powiedziała Kinga z dumą.

— Ile ma lat?

— Sześć. We wrześniu Franek idzie do szkoły.

— Chodźmy już, chcę dokończyć bajkę — mruknął Franek, patrząc na matkę wymownie.

— Poczekaj chwilę, zaraz idziemy — odparła Kinga stanowczo. — Wybacz, Olu, widzisz, nie należę do siebie. Zapisz mój adres i numer.

Ola sięgnęła pośpiesznie po telefon.

— Zadzwoń koniecznie, pogadamy. Dzieci zwykle śpią od dziesiątej — dodała Kinga, kierując się do kasy.

— Czekaj, a zabawka? — zawołała Ola.

Kinga szepnęła coś do syna. Franek podbiegł, zabrał różowego króliczka i wrócił do matki. Kinga skinęła głową i poszła dalej, ganąc syna za brak podziękowania.

*”Niemożliwe, nigdy bym nie pomyślała, iż Kinga będzie miała dwoje dzieci. Jak ona daje radę? Ja bym się nie odważyła wyjść w zamieć”*, myślała Ola, stojąc w kolejce.

*”Dlatego nie masz ani męża, ani dzieci”*, szepnął w jej głosie wewnętrzny głos.

W domu Ola usmażyła jajecznicę. Nie miała ochoty na więcej. Poza tym było już za późno na obfity posiłek. Czekając, aż zagotuje się woda w czajniku, rozglądała się po nowej kuchni. Kupiła mieszkanie pół roku temu i była z siebie dumna.

W pokoju stały tylko szafa, telewizor i kanapa, przez co wydawał się pusty i nieprzytulny. Za to kuchnię urządziła natychmiast. Dla kobiety kuchnia to serce domu. Tu spędzała większość czasu. Teraz tylko wpadała tu na chwilę, by gwałtownie coś przygotować i wrócić przed telewizor. Ale kiedyś będzie miała rodzinę, męża, dzieci. I stanie się taką samą „kurnikową mamą” jak Kinga. Ola westchnęła.

W matowej powierzchni szafek odbijało się światło żyrandola. Zagwizdał czajnik. Ola poderwała się, by go wyłączyć. Po kolacji zaniosła naczynia do kuchni. Stanęła przy oknie, obserwując migające w ciemności światła samochodów, przypominające świąteczne ozdoby. W sąsiednich blokach świeciły się kwadraty okien. Ludzie siedzieli razem przy stole, jedli, rozmawiali. Może ktoś teraz też patrzy w okno i myśli to samo.

Przypomniała sobie Kingę. Pewnie nie ma czasu w takie chwile. Dwoje dzieci. A zawsze mówiła, iż będzie miała tylko jedno albo wcale.

*”Nie zamierzam marnować najlepszych lat na niewdzięczne dzieci, które wyrosną i odejdą, a ja zostanę sama. Nie, będę żyć pełnią życia. Niech inni się rozmnażają”*, mówiła Kinga w liceum.

Ola wtedy się sprzeciwiła, twierdząc, iż dzieci to nasza kontynuacja, sens życia.

*”No to sobie rób, na zdrowie”*, odparła Kinga.

Ola wychowała się z mamą. Ta odeszła rok temu. Ojciec był gdzieś daleko, z nową rodziną. Gdyby miała rodzeństwo, nie byłoby tak samotnie. Każdy pragnie tego, czego nigdy nie miał.

Ola miała niepełną rodzinę i marzyła o braciach, siostrach, potem o dzieciach. A teraz została zupełnie sama. Kinga miała rodziców i dwóch braci. Była najstarsza. Może dlatego nie chciała dzieci — miała dość niańczenia młodszych?

Cokolwiek sobie wymarzymy, życie i tak pisze własny scenariusz. Ola umyła naczynia i wróciła do pokoju. Zaczął się wieczorny film. Patrzyła, nie skupiając się na fabule, wciąż myśląc o Kindze i wspominając szkoOla położyła się spać, przytulając poduszkę, i w głębi serca wiedziała, iż jej szczęście też nadejdzie, bo życie zawsze znajduje sposób, by zaskoczyć nas w najmniej oczekiwanym momencie.

Idź do oryginalnego materiału