W dawnych czasach w szkole Romek nie grzeszył dobrym zachowaniem, choć uczył się celująco. Nauczyciele chwalili go za wyniki, ale często ganili za wybryki. Był przystojnym chłopakiem, dziewczyny lgnęły do niego, a on korzystał z tego, często je zmieniając.
Zosia uczyła się z nim od pierwszej klasy. W szóstej klasie nagle zdała sobie sprawę, iż jest za gruba, a koledzy przezywali ją słonik. Choć przywykła do przezwisk, z wiekiem bolało ją to coraz bardziej. Zwłaszcza gdy inne dziewczyny zaczęły szeptać o chłopakach, kto komu co powiedział, kto kogo popchnął lub szarpnął za warkocz.
Zosi nikt nie zaczepiał. Chłopcy czasem tylko rzucali znienawidzonym przezwiskiem. W domu płakała z bezsilności.
Mamo, dlaczego jestem taka gruba? Dlaczego tylko ja w klasie taka jestem? pytała ze łzami.
Córeczko, nie martw się tak, wyrośniesz, zmienisz się pocieszała ją matka, choć wiedziała, iż córka naprawdę ma nadwagę.
Najbardziej dokuczał jej Romek, szkolny przystojniak. W liceum, gdy związał się z piękną, ale okrutną Kasią, zawsze ją wspierał, gdy ta znęcała się nad Zosią. Może chciał jej zaimponować. Drwili z niej, a ona milczała, tylko łzy spływały jej po pulchnych policzkach.
Minęły lata. Szkoła się skończyła. Koledzy rozjechali się na studia. Romek poszedł na budownictwo, Kasia do szkoły policealnej, a Zosia na politechnikę. Po maturze już się nie spotkali.
Pewnego dnia Romek wracał znad jeziora na skraju parku. Świętowali z kolegami premie w pracy, więc byli rozbawieni i hałaśliwi. Nagle zauważył samotną dziewczynę stojącą nad wodą, karmiącą kaczki. Gdy podniosła na niego oczy, utonął w ich błękicie. Ciepłe, jasne, niemal hipnotyzujące. Natychmiast odłączył się od znajomych i podszedł do niej, wyciągając rękę.
Romek. Jak pani na imię, piękna nieznajoma? Może się przejdziemy? Albo od razu się ożenimy? Oto moja wizytówka. Podał jej kartkę. Dziewczyna zawahała się, spojrzała na niego dziwnie, ale wzięła ją i odeszła bez słowa.
Przepraszam, jeżeli panią uraziłem dogonił ją. Trochę się rozochociłem ze znajomymi. Może odrobię błąd? Proszę do mnie zadzwonić, będę czekał.
Następnego dnia Romek nie mógł oderwać wzroku od telefonu. Po obiedzie przyszedł SMS: *Zosia!* Ucieszył się niezmiernie. Odpisał z wdzięcznością i zaprosił ją na kolację. Czekał pod restauracją z bukietem róż, drżąc, iż nie przyjdzie. Gdy w końcu ją zobaczył, serce zabiło mu mocniej. Zosia uśmiechała się nieśmiało. Wieczór minął cudownie.
Z dnia na dzień odkrywał w niej nowe zalety. Była miła, oczytana, grała w tenisa, robiła na drutach. Zakochał się na dobre, choć w swoich dwudziestu ośmiu latach miał już wiele kobiet. Żył choćby dwa lata z jedną, ale się rozstali. Myślał, iż nie jest gotów na małżeństwo.
Z Zosią jest inaczej mówił sobie. To wyjątkowa kobieta, choć ma tyle samo lat, wygląda na dwadzieścia cztery.
Podobało mu się w niej wszystko, tylko dziwiła go jej religijność. Chodziła do kościoła kilka razy w miesiącu. Bał się ją o to pytać.
Może ma jakieś traumy? Może jest zamknięta w sobie? Dlatego nie chce zdjęć razem w mediach zastanawiał się.
Uznał w końcu, iż to normalne. Każdy ma swoje granice. Wierzył, iż z czasem się otworzy. Cieszył się, iż w ogóle go nie odrzuciła.
Po pół roku związku zaproponował wspólne mieszkanie.
Wybacz, Romek, ale to za wcześnie odparła. Nasza relacja i tak rozwija się szybko. A poza tym, wiesz, jestem wierząca. Nie fanatycznie, ale trzymam się zasad. Będę żyć z mężczyzną dopiero po ślubie. Taka już jestem.
Romek nie obraził się. Widział w tym kobiecą mądrość. To tylko potwierdzało, iż Zosia jest inna niż wszystkie.
Kiedyś po projekcie zaprosił ją na wyjazd do innego miasta.
Jedźmy! zgodziła się radośnie. Samochodem pewnie ze trzy godziny?
Raczej cztery. Nie śpieszę się na trasie odparł.
Podróż minęła gwałtownie przy ciągłej rozmowie i śmiechu. W kawiarni Romek nagle powiedział:
Zostań moją żoną, Zosiu? Zaraz znajdziemy jubilera, kupię ci pierścionek.
Zosia zmarszczyła brwi.
Mówiłam ci, iż jestem wierząca, a ty choćby nie byłeś w kościele. Zanim podejmiemy taką decyzję, musisz się wyspowiadać, przemodlić, poprosić moich rodziców o rękę. To dla mnie ważne.
Ale sama nie chciałaś mnie z nimi poznać odparł, ale nagle dostrzegł kościelne wieże. Chodź! pociągnął ją za rękę.
Przed wejściem powiedział:
Wyspowiadam się i porozmawiam z księdzem.
Zosia nie zdążyła zaprotestować. Ksiądz stał przy ołtarzu. Romek podszedł i, nie dając jej dojść do słowa, spytał o spowiedź, a choćby o ślub.
Ksiądz pokręcił głową.
Przed ślubem trzeba się przygotować wyjaśnił. Spowiedź to nie wszystko. Ale jeżeli pragniesz wyznać grzechy, proszę.
Romek wyspowiadał się krótko. KsiąRomek usiadł na ławce przed kościołem, z sercem pełnym żalu, i w końcu zrozumiał, iż czas samotności może być lepszy niż życie z człowiekiem, którego nigdy nie potrafiłaby naprawdę przebaczyć.