Tego marcowego ranka dłonie Ewy drżały nie od zimna, ale od wściekłości. Stała przed lustrem, ubierając syna, i z trudem powstrzymywała irytację. Ósmy marca — Dzień Kobiet, który mógłby być spokojny, ale znów czekała ją wizyta u teściowej. A to oznaczało wymuszone uśmiechy, uszczypliwe uwagi, pretensje i towarzyszące przez cały czas poczucie winy, które starsza pani potrafiła wzbudzać z prawdziwym kunsztem.
— Ewa, znowu ta twoja kwaśna mina? — burknął Krzysztof, zapinając kurtkę. — Tylko nie mów, iż nie chcesz jechać.
— Naprawdę nie domyślasz się dlaczego? — syknęła przez zaciśnięte zęby. — Znowu będzie się czepiać, wytykać błędy, opowiadać, jak źle wychowuję Jacka, i choćby nie spyta, jak się czuję. Chociaż raz mogłaby zauważyć, iż haruję od rana do nocy, a cały dom spoczywa na moich barkach.
— Przecież nie wychodzisz z domu — prychnął.
— Myślisz, iż praca zdalna to leżenie na kanapie? Albo iż prąd, jedzenie i ubrania same spadają z nieba?
Krzysztof obraził się. Nie lubił, gdy Ewa przypominała mu o pieniądzach. Choć prawda była po jej stronie — jej zarobki jako projektantki freelancerki trzykrotnie przewyższały jego pensję strażnika w magazynie.
— Może pojedziesz sam? — spróbowała jeszcze raz.
— Dzisiaj święto, Ewa. Ósmy marca. Nie możesz tak po prostu zignorować mojej matki.
Dwie godziny później siedzieli już w jednopokojowym mieszkaniu Heleny Borkowskiej na warszawskiej Pradze. W kącie, na rozkładanym fotelu, przeglądała magazyn Kasia — dwudziestoletnia siostrzenica Krzysztofa, sierota, którą teściowa przygarnęła pięć lat wcześniej po śmierci rodziców. Ewa i Kasia nigdy nie dogadywały się. I Ewa nie mogła nie zauważyć, iż teściowa wyraźnie faworyzowała dziewczynę, a nie własnego wnuka.
— Naradziłam się z ciotkami — oznajmiła Helena przy świątecznym stole. — Mieszkanie przepiszę na Kasię. Wy macie już swoje, a ona dopiero zaczyna życie.
Po kilku dniach dokumenty zostały podpisane. Pod warunkiem, iż Kasia wprowadzi się dopiero po śmierci babci. ale los, jak to często bywa, zdecydował inaczej — trzy tygodnie później Helena przeszła ciężki udar. Przeżyła, ale nie była już w stanie funkcjonować bez pomocy.
— Musimy się przeprowadzić do mamy — oznajmił stanowczo Krzysztof. — Samotnie sobie nie poradzi.
Ewa połknęła gorycz. Rzeczywiście się przeprowadzili. Tylko iż cała opieka nad teściową — karmienie, mycie, sprzątanie, zmiana pościeli — spadła wyłącznie na nią. Krzysztof wychodził do pracy, Kasia na studia i do chłopaka. A Ewa łączyła pracę, dom i stała się przy okazji pielęgniarką.
— Krzysztof, może Kasia pomoże? Mieszkanie teraz jest jej — nie wytrzymała pewnego wieczoru.
— Jest studentką, ma własne życie. Nie może tu przyprowadzać faceta. Poza tym — ty przecież siedzisz w domu.
— W domu. Pracuję. I wszystko ciągnę sama.
— Już ci się znudziło, co? — uśmiechnął się szyderczo. — Moja matka — więc i ty masz się nią zajmować. Nie zostawisz jej przecież?
— To twoja matka. Dla mnie — teściowa. Nie muszę. Za moją matką na pewno byś nie podskakiwał. Więc wynajmij opiekunkę.
— Ty jej zapłacisz?
— Z jej emerytury. Albo ze swojej pensji.
— A po co mi w takim razie jesteś? — rzucił lodowato. — Idź, sprawdź, co u niej.
Tej nocy Ewa leżała, wpatrzona w sufit. Myśli kotłowały się w głowie. On po prostu ją wykorzystywał. Jako kobietę, pracownicę i opiekunkę. Kasia — spadkobierczyni — choćby się nie pojawiała. A ona łamała się każdego dnia.
Rankiem, gdy Krzysztof poszedł do pracy, Ewa spakowała rzeczy. Wzięła syna za rękę i wróciła do ich własnego mieszkania. Wyłączyła telefon. Wysłała tylko jedną krótką wiadomość: *”Mam dość bycia wszystkim naraz. Powodzenia.”*
Wieczorem Krzysztof przyjechał, wściekły.
— Albo wrócisz, albo wniosę o rozwód! — syczał, błyskając gniewem w oczach.
— Jak chcesz — odparła spokojnie Ewa. — Tyle iż teraz to ja złożę pozew. Nie muszę poświęcać się dla cudzego mieszkania i osoby, która nigdy nie powiedziała „dziękuję”.
— Żebyś tylko później nie żałowała!
— O, nie. Już żałuję. Że tyle wytrzymałam. A teraz — wolność. Dziękuję ci tylko za Jacka.
Miesiąc później małżeństwo rozwiązano za obopólną zgodą. Krzysztof nie prosił o wybaczenie. Ewa więcej nie zadzwoniła.
Pół roku później dowiedziała się, iż Helena nie żyje. A Kasia — ta ukochana wnuczka, dla której wszystko było robione — wyrzuciła wuja za drzwi jak niepotrzebny grat.
Życie rozstawiło wszystko po swojemu. I Ewa nie żałowała ani przez chwilę, iż odeszła w porę.