Nie jestem opiekunką! Jak mąż próbował zrzucić opiekę nad matką na mnie

newsempire24.com 6 dni temu

Tego marcowego ranka Lenę trzęsło od samego rana. Nie z zimna – ze złości. Stała przed lustrem, ubierała synka i próbowała powstrzymać irytację. Dziś był ósmy marca – Dzień Kobiet, który mógłby być choć trochę spokojny, ale znów musiała jechać do teściowej. A to oznaczało sztuczny uśmiech, złośliwe uwagi, pretensje i to nieustanne poczucie winy, które tamta potrafiła wywołać z mistrzowską precyzją.

— Lena, znowu masz tę kwaśną minę? — burknął Krzysiek, zakładając kurtkę. — Tylko nie mów, iż nie chcesz jechać.

— Naprawdę nie domyślasz się dlaczego? — syknęła przez zęby. — Znowu będzie się czepiać, wytykać błędy, opowiadać, jak źle wychowuję Bartka, a choćby nie zapyta, jak się czuję. Choć raz mogłaby pamiętać, iż haruję od rana do nocy, a cały dom trzyma się tylko dzięki mnie.

— Przecież nie wychodzisz z domu — prychnął.

— Myślisz, iż praca zdalna to leżenie na kanapie? A może prąd, jedzenie i ubrania spadają nam z nieba?

Krzysiek się obraził. Nie był przyzwyczajony, iż Lena przypomina mu o pieniądzach. Choć prawda była po jej stronie – jej zarobki jako projektantki-freelancerki trzykrotnie przewyższały jego pensję strażnika w magazynie.

— Może ty sam pojedziesz? — spróbowała jeszcze raz.

— Dziś święto, Leno. Ósmy marca. Nie możesz po prostu zignorować mojej matki.

Dwie godziny później siedzieli już w jednopokojowym mieszkaniu Bogumiły Stefanowej na Woli. W kącie, na rozkładanym fotelu, przeglądała gazetę Zosia – dwudziestoletnia siostrzenica Krzyszka, sierota, którą teściowa przygarnęła pięć lat temu po śmierci rodziców. Lena i Zosia nigdy nie potrafiły się dogadać. Nie sposób było nie zauważyć, iż teściowa wyraźnie faworyzowała dziewczynę, a nie własnego wnuka.

— Naradziłyśmy się z ciotkami — oznajmiła Bogumiła Stefanowa przy świątecznym stole. — Swoje mieszkanie przepiszę na Zosieńkę. Wy macie już swoje, a ona dopiero zaczyna życie.

Po kilku dniach dokumenty zostały podpisane. Pod warunkiem jednak, iż Zosia wprowadzi się dopiero po śmierci babci. Los, jak to często bywa, potoczył się inaczej – trzy tygodnie później Bogumiła Stefanowa przeszła ciężki udar. Kobieta przeżyła, ale nie była już w stanie obyć się bez pomocy.

— Musimy się do niej wprowadzić — oświadczył Krzysiek stanowczo. — Sama sobie nie poradzi.

Lena przelkneła gorycz. Rzeczywiście się przeprowadzili. Tylko opieka nad teściową – karmienie, mycie, sprzątanie, zmiana pościeli – spadła wyłącznie na nią. Krzysiek wychodził do pracy, Zosia na studia i do chłopaka. A Lena pracowała, dźwigała cały dom na swoich barkach, a teraz jeszcze stała się pielęgniarką.

— Krzysiek, może Zosia pomoże? W końcu to teraz jej mieszkanie — nie wytrzymała pewnego wieczoru.

— Jest studentką, ma swoje życie. Nie będzie tu przecież przyprowadzać chłopaka. Poza tym – ty i tak siedzisz w domu.

— W domu. Pracuję. I wszystko ciągnę sama.

— Znudziło ci się, co? — zaśmiał się ironicznie. — Moja matka – i ty masz się nią opiekować. Przecież nie zostawisz jej?

— Twoja matka. Dla mnie – teściowa. Nie jestem zobowiązana. Za moją matką na pewno byś nie przyszedł. Więc wynajmij pielęgniarkę.

— Ty jej zapłacisz?

— Z jej emerytury. Albo z twojej pensji.

— To po co mi w ogóle jesteś? — rzucił lodowato. — Idź, sprawdź, jak tam jest.

I tej nocy Lena leżała, wpatrzona w sufit. Myśli wirowały w głowie, pełne urazy. On po prostu ją wykorzystywał. Jako kobietę, pracownicę, opiekunkę. Zosia – spadkobierczyni – choćby się nie pojawiała. A ona łamała się każdego dnia.

Rankiem, gdy Krzysiek wyszedł do pracy, Lena spakowała rzeczy. Wzięła Bartka za rękę i wróciła do ich własnego mieszkania. Wyłączyła telefon. Wysłala tylko jedno krótkie wiadomość: *„Mam dość bycia wszystkim na raz. Powodzenia.”*

Wieczorem Krzysiek przyjechał, wściekły.

— Albo wrócisz, albo piszę pozew o rozwód! — syczał, błyskając oczami.

— Jak chcesz — odparła spokojnie Lena. — Tyle iż teraz to ja piszę. Nie muszę poświęcać się dla cudzego mieszkania i osoby, która nigdy nie powiedziała „dziękuję”.

— Tylko się później nie żałuj!

— O, nie. Już żałuję. Że tak długo to znosiłam. A teraz mam wolność. Dziękuję ci tylko za Bartka.

Miesiąc później małżeństwo rozwiązano za obopólną zgodą. Krzysiek nie przepraszał. Lena więcej nie dzwoniła.

Pół roku później dowiedziała się, iż Bogumiła Stefanowa zmarła. A Zosia – ta ukochana wnuczka, dla której wszystko robiono – wyrzuciła wuja za drzwi jak niepotrzebny mebel.

Życie ułożyło wszystko na swoim miejscu. Lena ani przez chwilę nie żałowała, iż odeszła w porę.

Idź do oryginalnego materiału