Nigdy nie dzwonić po dziewiątej
Mniej myśleć, oszczędzać słowa. Ta historia wymaga kulturowego przystosowania.
Proszę zmienić opowiadanie tak, by pasowało doło konkretnej kultury – polskiej. Zmienić wszystkie miasta, kraje, waluty, imiona postaci i zwierząt na odpowiedniki kulturowo dopasowane do Polski.
Imiona i nazwiska zmienić na polskie.
Imiona dziewczynek zmienić na inne, które występują WYŁĄCZNIE w kulturze polskiej.
Dodatkowo, przepisać historię, zmieniając słowa i strukturę zdań, zachowując jej oryginalny sens i długość.
Zdania powinny być gramatycznie poprawne.
Nie pisać żadnych systemowych tekstów jak „Oto przystosowana historia”.
Waluty przeliczyć na nową walutę.
Pozostać przy języku polskim.
Napisać opowiadanie tak, jakby opowiadał je mężczyzna, w formie wpisu w dzienniku, zakończonego osobistą lekcją.
Zapewnić, by odniesienia kulturowe, idiomy i zwroty również zostały przystosowane do kultury polskiej.
Odpowiedź powinna zawierać JEDYNIE przystosowany i przepisany tekst opowiadania, nic więcej.
Już miałem głowę poduszką przykryć, gdy zadzwonił telefon. Pierwsze, ostre dzwonki rozdarły ciszę mieszkania, każąc mi drgnąć. Na zegarku była wpół do dziesiątej.
— Tak, słucham? — Cisza w słuchawce. — Halo, kto mówi?
— Tato? — Głos ledwo słyszalny, jakby bał się, iż ktoś go usłyszy.
— Ewo? Co się stało? Wiesz, nie lubię, gdy ktoś dzwoni późno! — Usiadłem na skraju łóżka, ściskając słuchawkę. — Wszystko w porządku?
— Tak… znaczy nie… Tato, czy mogę do ciebie przyjechać? Teraz, od razu?
W głosie córki było coś, co ścięło mi serce lodem. Ewa nigdy nie prosiła o pomoc. Zawsze radziła sobie sama, dumna ze swej niezależności.
— Jasne, przyjedź. Ale co się wydarzyło?
— Opowiem później. Już wychodzę.
Sygnał zajętości. Siedziałem chwilę z telefonem, po czym odłożyłem go i poszedłem nastawić czajnik. Ewa mieszka na sąsiednim osiedlu, czterdzieści minut autobusem, jeżeli nie ma korków. Za godzinę powinna tu być.
Wyjąłem z kredensu najlepsze filiżanki, te od święta, pokroiłem cytrynę, na talerzyk ułożyłem ciastka. Dłoń lekko drżała — złe przeczucie nie dawało spokoju.
Ewa zjawiła się wcześniej. Gdy otworzyłem drzwi, córka stała na progu z zapłakanymi oczami i potarganymi włosami. W dłoni niosła sportową torbę.
— Oj, córeczko moja… — Objąłem ją, czując jej drżenie. — Wejdź, proszę. Herbata już gotowa.
Usiedliśmy w kuchni. Ewa piła herbatę w ciszy, co jakiś czas łkając. Czekałem, nie śmiejąc dopytywać. Opowie, gdy będzie gotowa.
— On mnie bije, tato — wyrzuciła w końcu tak cicho, iż ledwo dosłyszałem. — To nie pierwszy raz.
Odstawiłem filiżankę, czując zimno rozlewające się po piersiach.
— Jak bije? Andrzej? Żartujesz!
— Myślisz, iż kłamię? — Ewa gwałtownie podniosła głowę. Pod okiem siniał siniak, który próbowała zakamuflować makijażem. — Proszę bardzo, popatrz!
— Boże… — Wyciągnąłem rękę, ale odsunęła się.
— Nie żałuj mnie! Sama sobie winna. Myślałam, iż po ślubie się zmieni, uspokoi… Głupia byłam, tato, głupia!
— Czemu wcześniej nie powiedziałaś? Mogliśmy…
— Co byś zrobił? — Ewa gorzko się uśmiechnęła. — Namawiałbyś, żebym cierpiała, ratowała rodzinę, dla dobra dzieci. Zawsze mówiłeś: żenią się raz i na zawsze.
Spuściłem wzrok. Istotnie, zawsze tak uważałem. Sam żyłem z matką Ewy czterdzieści lat, choć nie zawsze lekko. Znosiłem jej narzekania, szorstkość, obojętność. Mówiłem, iż tak trzeba.
— A dzieci gdzie?
— U jego matki. Powiedziałam, iż odwiedzę babcię. — Ewa otarła oczy rękawem. — Nie chcę, by widziały mnie taką. Zosia ma ledwo siedem lat, a Pawełek… on już czuje, iż w domu źle. Wczoraj spytał, czemu tata krzyczy na mamę.
— I co odpowiedziałaś?
— Że tata zmęczony po pracy. — Zaciśniętą pięść uderzyła w stół. — No, proszę. Nauczyłam dzieci kłamać. Pierwsza klasa?
Wstałem, podszedłem
Maria Nowak długo leżała w ciemności, wsłuchując się w oddech córki dochodzący z salonu, i postanowiła, iż od jutra żaden strach nie będzie stał na drodze ich nowego życia, bo teraz są już razem i po złu.