„Nie chcemy tu mieszkać, wracajmy do domu. Nie mamy już sił” — rodzice rezygnują z miejskiego luksusu na rzecz swojej wsi

polregion.pl 9 godzin temu

— Nie chcemy tu już mieszkać, synku. Wracamy do domu. Nie mamy już siły — rodzice zrezygnowali z miejskiego luksusu dla rodzinnej wsi.

— Twoi rodzice oszaleli, Kamil? Każdy by marzył o takim życiu! Czteropokojowe mieszkanie, jedzenie na stole, wszystko pod ręką. A im ciągle coś nie pasuje! — z irytacją wybuchnęła Natalia, żona.

— Uważaj, co mówisz, Natalko — mruknął Kamil, marszcząc brwi.

— Ale to prawda! Nie chcą nauczyć się korzystać z technologii, nie wychodzą na dwór, ciągle są niezadowoleni. Dlaczego nie potrafią być po prostu wdzięczni?

Kamil milczał. Sam nie wiedział, co się dzieje. Rodzice naprawdę się zmienili. Kiedyś pełni energii, uśmiechnięci — teraz snuli się po mieszkaniu jak cienie. Zabrał ich do miasta, wyrwał z zapadłej wsi, kupił wszystko, co najlepsze — i co? Tylko smutek w ich oczach i cisza. Czyżby się pomylił?

Przeprowadzkę ze wsi długo odkładali. Kamil namawiał, przekonywał, obiecywał złote góry. Rodzice nie sprzedawali domu — nie było takiej potrzeby, syn miał pieniądze. W końcu się przeprowadzili, ale ich dusze pewnie zostały w tej chacie pod białymi brzozami.

Piotr i Agnieszka nigdy nie przywykli do nowego miejsca. Tęsknili za gwarem podwórka, sąsiadami wpadającymi „na herbatkę”, ogrodem, zapachem ziemi po deszczu. Tutaj — obce twarze, zamknięte drzwi, pędzące samochody i wieczny pośpiech. choćby samochód, który Kamil podarował ojcu, stał nieużywany — za dużo znaków, zakrętów, obcych ulic.

— Co tam u naszych sąsiadów? — wzdychała Agnieszka. — Pewnie w tym roku ogórki się udały, tyle deszczu było… A ja choćby malinowego dżemu nie ugotowałam.

— Przestań, serce się kraje… — szepnął Piotr, ocierając oczy. — Co noc śnię o naszym domu. Wszystko tam swoje. A tu… tu jesteśmy obcy.

— Nie chcieliśmy cię urazić, synu. Wiemy, iż się starasz… Ale to nie dla nas. Nie możemy tu żyć.

— A ty, kiedy ostatnio go widziałeś? — spytał Piotr. — Przecież tylko przez drogę, a czasu zajrzeć nie ma. A twoja Natalia tylko przewraca oczami, gdy opowiadam jej o nawozach…

W tej chwili Kamil wszedł do domu. Niósł torby z zakupami, jakieś paczki. Zobaczył ich spojrzenia i zrozumiał — czas na szczerą rozmowę.

— Mamo, tato… o co chodzi?

— Synu… wracamy — cicho powiedział Piotr. — Do domu. Nie mamy już sił mieszkać tu. Jest nam ciężko. Jesteśmy tu obcy. Tam mamy dom, ziemię, brzozę w obejściu. Tu jest pięknie, wygodnie… ale nie po naszej myśli.

Kamil milczał. Patrzył na rodziców, na ich zmęczone twarze, na dłonie przyzwyczajone do ziemi, do prostej pracy. Nie mógł pojąć — jak można odrzucić wszystko, co dla nich zrobił? Ale nie sprzeciwił się.

— Dobrze. Za tydzień pomogę przy przeprowadzce. Wasza decyzja — szanuję.

— A jutro? — nieśmiało zapytała Agnieszka. — Może znajdziesz czas jutro?

— Jutro, to jutro — skinął syn.

Nie potrafił ich do końca zrozumieć. Sam przecież dusił się na wsi. A oni? Tam oddychali pełną piersią. Czy rzeczywiście dom to nie ściany i wygody, ale wspomnienia, zapachy, cisza i śpiew ptaków?

Piotr i Agnieszka ożyli jeszcze tego wieczoru. Pakowali rzeczy z uśmiechem, marzyli, jak posadzą marchewkę, kogo pierws— Ożyli w jednym momencie, planując powrót jak powrót do utraconego raju, a Kamil w głębi duszy poczuł ulgę, iż w końcu ich zrozumiał.

Idź do oryginalnego materiału