Nie chcę, ale pakuję się i jadę z synem do mamy.

twojacena.pl 8 godzin temu

No chcę tego robić, ale pakuję rzeczy i jadę z synem Kubą do mojej mamy, Heleny Kowalskiej. A wszystko dlatego, iż wczoraj, gdy byłam z dzieckiem na spacerze, mój mąż Marek postanowił zagrać w gospodarza i wpuścił do naszego pokoju krewnych – kuzynkę Kingę z mężem Tadeuszem i ich dwoje dzieci, Zosię i Jasia. Najgorsze, iż choćby ze mną nie porozmawiał! Po prostu rzucił: „Możecie z Kubą zamieszkać u twojej mamy, tam macie miejsce”. Do teraz nie mogę uwierzyć w jego bezczelność. To nasz dom, nasz pokój, a ja mam się teraz pakować i ustępować obcym? Nie ma mowy, to już przesada.

Zaczęło się od tego, iż wróciłam ze spaceru z Kubą. Był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go położyć spać i napić się herbaty w ciszy. Wchodzę do mieszkania, a tam – istny cyrk. W naszej sypialni, gdzie śpimy z Markiem i Kubą, już się rozlokowali Kinga z Tadeuszem. Ich dzieci, Zosia i Jaś, biegają po pokoju, rozrzucają zabawki, a moje rzeczy – książki, kosmetyki, choćby laptop – poukładane w kącie, jakbym tu już nie mieszkała. Stałam jak rażona piorunem i pytam Marka: „Co to ma znaczyć?” A on, tak spokojnie, jakby mówił o pogodzie: „Kinga przyjechała z rodziną, nie mają gdzie się zatrzymać. Pomyślałem, iż możecie z Kubą pojechać do Heleny Kowalskiej, tam macie miejsce”.

Mało nie dostałam zawału. Po pierwsze, to nasz dom! Razem z Markiem płaciliśmy za to mieszkanie, urządzaliśmy je, wybieraliśmy meble. A teraz mam się wyprowadzać, bo jego rodzinie zachciało się pobyć w mieście? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła pomóc, ale najpierw trzeba było to omówić. A tak – postawił mnie przed faktem dokonanym. Kinga, nawiasem mówiąc, choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła i powiedziała: „Kasiu, nie przejmuj się, będziemy tylko chwilkę, ze dwa tygodnie!” Dwa tygodnie? Nie chcę, żeby obcy ludzie dotykali moich rzeczy choćby przez dwa dni!

Tadeusz, mąż Kingi, siedzi cicho jak trusia. Wyleguje się na naszej kanapie, pije kawę z mojego ulubionego kubka i tylko przytakuje, gdy Kinga coś mówi. A ich dzieci – to osobna historia. Zosia, która ma z sześć lat, już rozlała sok na nasz dywan, a Jaś, czterolatek, uznał moją szafę za idealne miejsce do zabawy w chowanego. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to nie hotel, ale Kinga tylko machnęła ręką: „Oj, dzieci są dziećmi, co z nich wyciągniesz?” Pewnie, a sprzątać po nich mam chyba ja.

Próbowałam porozmawiać z Markiem na osobności. Powiedziałam, iż jest mi przykro, iż podjął taką decyzję za moimi plecami. Wytłumaczyłam, iż Kubie potrzebna jest stabilność, swoje łóżko, swój kąt. A wozić trzyletnie dziecko do mamy, gdzie będzie spał na składaku, to nie rozwiązanie. Ale Marek tylko wzruszył ramionami: „Kasia, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomóc”. Rodzina? A ja z Kubą to już nie rodzina? Byłam tak wściekła, iż mało nie wybuchnęłam płaczem. Zamiast tego zaczęłam pakować walizki. jeżeli myśli, iż będę cicho znosić tę sytuację, to się myli.

Moja mama, Helena Kowalska, gdy dowiedziała się, co się stało, wpadła w szał. „Co to ma znaczyć, iż Marek decyduje, kto mieszka w waszym domu? – krzyczała przez telefon. – Przyjeżdżaj, Kasiu, ja was z Kubą przygarnę, a z mężem się potem rozliczysz”. Mama ma charakter, była gotowa przyjechać i wyrzucić nieproszonych gości. Ale ja nie chcę awantury. Chcę tylko, żeby Kuba czuł się komfortowo, a ja mogła spokojnie przemyśleć, co dalej.

Pakując torbę, cały czas myślałam o tym, jak to możliwe, iż Marek tak łatwo wymazał nas z Kubą z naszego własnego życia. Zawsze starałam się być dobrą żoną: gotowałam, sprzątałam, wspierałam go. A on choćby nie pomyślał, jak się poczuję, gdy zobaczę obcych ludzi w naszej sypialni. Najbardziej boli, iż choćby nie przeprosił. Tylko rzucił: „Nie rób z igły widły”. Przykro mi, Marku, ale to nie igła, tylko cała bela siana na naszym łóżku.

Teraz jadę do mamy i, szczerze mówiąc, czuję ulgę. U Heleny Kowalskiej zawsze jest przytulnie, pachnie pierogami, a Kuba uwielbia bawić się w jej ogródku. Ale nie zamierzam tak odpuścić. Już postanowiłam: jak wrócimy, porozmawiamy z Markiem na poważnie. jeżeli chce, żebyśmy byli rodziną, musi szanować mnie i naszego syna. A Kinga z Tadeuszem niech szKinga z Tadeuszem niech szukają sobie innego miejsca, bo u nas już ich nie ma miejsca.

Idź do oryginalnego materiału