Nazywana mama i prawdziwa miłość: historia, której nie zapomnisz

newsempire24.com 10 godzin temu

Ewa przyjechała na wieś późnym wieczorem. Gdy tylko otworzyła furtkę, zobaczyła matkę siedzącą na ganku z włóczką i drutami w rękach.

— Ewuniu! — zawołała kobieta, z trudem podnosząc się. — Dlaczego nie powiedziałaś, iż przyjedziesz? Ugotowałabym twój ulubiony zupę szczawiową!

Ewa spojrzała na nią uważnie i nagle wybuchnęła:
— A ty dlaczego nic nie powiedziałaś?

— O czym nie powiedziałam? — zdziwiła się matka, nie rozumiejąc, o co córce chodzi.

Dzień wcześniej Ewa szykowała się na długo wyczekiwaną wycieczkę z przyjaciółmi. Razem z Jackiem, jej ukochanym, już spakowali plecaki. Ale telefon od młodszej siostry Oli wszystko zmienił: u mamy podejrzenie ciężkiej choroby. Ewa bez wahania odwołała wakacje, kupiła bilety i wróciła do domu.

— Mam z tobą jechać? — zaniepokojony pytał Jacek.

— Nie, nie musisz. Odpoczywaj. Tylko pisz, jak możesz. I… będę tęsknić — cicho odpowiedziała.

Ewa była silna i powściągliwa. Wiedziała już, czym jest ból zdrady i nieudane małżeństwo — nie z opowieści. Dlatego nie spieszyła się, by opowiadać rodzicom o Jacku. Chciała być pewna, iż to na zawsze.

Droga do domu była męcząca. Dwa przesiadki, długie oczekiwania, a przede wszystkim — ciężkie przeczucie. Przez ostatnie dwa lata Ewa bywała na wsi tylko kilka razy. Ukochana praca odsunęła ją daleko od rodzinnego domu, a każde powroty stawały się coraz trudniejsze dla serca.

Mama… Nie była ich biologiczną matką. Macocha. Ale Ewa i Ola zawsze nazywały ją mamą. Bo nie była po prostu kobietą, która pojawiła się w ich życiu — uleczyła ich rodzinę.

Kiedyś ich prawdziwa matka porzuciła dom — zdrady, imprezy, obojętność. Ojciec, próbując uratować małżeństwo, w końcu wrócił z pracy za granicą i zabrał dziewczynki do siebie. Sam je wychowywał, jak potrafił. Ale było ciężko. Gospodarstwo, dwie dziewczynki, szkoła, codzienność — wszystko spadło na jego barki.

A potem pojawiła się Halina. Matka trójki dzieci, nauczycielka, która znalazła się w trudnym małżeństwie. Pewnego wieczoru jej najmłodszy syn przybiegł do sąsiadów ze łzami: „Tata znów krzyczy na mamę”. Ojciec Ewy interweniował. A kilka dni później Halina wprowadziła się do nich.

— A jeżeli ożenię się z ciocią Haliną? — zapytał córki.

Olka od razu skinęła głową: „Super!”. A Ewa milczała. Nie chciała dzielić uwagi ojca. Ale wszystko się zmieniło, gdy Ewa ciężko zachorowała. Halina nie odchodziła od jej łóżka, nocami czuwała, w dzień troskliwie poiła kompotem.

— Zawsze już taka będziesz? — szepnęła wtedy Ewa.

— Może nie zastąpię wam prawdziwej mamy… Ale nigdy was nie skrzywdzę — odpowiedziała Halina.

Od tamtego poranka wszystko było inaczej. Ewa ją zaakceptowała. Nie jako macochę, nie jako obcą. Jako swoją mamę.

Teraz, po latach, wróciła znów — z lękiem w sercu.

— Dlaczego nie powiedziałaś, iż jesteś chora? — powstrzymując emocje, zapytała Ewa, patrząc na zmęczoną kobietę.

— Jutro będą wyniki… — cicho odpowiedziała. — Ale dziś, Ewuniu, jesteś w domu. To przecież szczęście.

Rodzina zebrała się przy stole — jak na święto. Wszyscy starali się ukryć niepokój. Ola skończyła już studia, pracuje w szkole. Kacper pomaga ojcu w tartaku. Kuba szykuje się na prawo. Zosia — najmłodsza — marzy, by zostać aktorką.

A Halina… Hoduje kozy, uczy się robić na drutach i żartuje, iż czas szykować się na wnuki:

— Już zrobiłam trzy komplety ubranek. Czekamy na powiększenie rodziny!

Późnym wieczorem Ewa usiadła z mamą w kuchni. Przytuliła ją, pogłaskała po dłoni.

— Jutro będzie lepiej. Czuję to — powiedziała.

— Wy wszyscy tylko pracujecie… Chyba nie doczekam się wnuków — westchnęła Halina.

— A jednak. — Ewa sięgnęła po telefon i pokazała zdjęcie z Jackiem. — Poznaj go. To Jacek.

— Jaki przystojny… I troskliwy — mruknęła Halina, czytając jego wiadomość: „Jak tam? Może przyjadę?”

Ewa się uśmiechnęła. Tak, teraz była pewna — czas przedstawić go rodzinie. On jest jej człowiekiem.

Nazajutrz pojechali do szpitala. Wyniki nie potwierdziły choroby. Mama rozpłakała się z ulgi, a Ewa mocno ją objęła:

— Nie przyjechałam na próżno. Jeszcze będziemy rozdawać te ubranka dla wnucząt!

Prawdziwa miłość nie zna granic krwi — rodzina to ci, którzy są przy tobie w każdej chwili, bez względu na wszystko.

Idź do oryginalnego materiału