Nazwał mnie zwykłą fryzjerką przed swoimi przyjaciółmi. Zrobiłam, by poczuł się upokorzony.

polregion.pl 4 tygodni temu

Nazwał mnie zwykłą fryzjerką przed swoimi kolegami. Sprawiłam, iż poczuł, jak to jest być upokorzonym.

W wieku siedemnastu lat gwałtownie zrozumiałam, iż można liczyć tylko na siebie. Ojciec zniknął, wyjechał za granicę, gdy mama ciężko zachorowała. Jako najstarsza wzięłam wszystko na swoje barki. Zatrudniłam się jako pomoc w pobliskim salonie. Myłam włosy, zamiatałam podłogi, przynosiłam kawę. Może nic wielkiego, ale z czasem stało się to moim życiem.

Bardzo się starałam, uczyłam się od najlepszych i po kilku latach miałam już solidną klientelę – kobiety z pierwszej ligi, bizneswoman, aktorki, żony polityków. Zostałam tą, do której trzeba się zapisywać z dwutygodniowym wyprzedzeniem.

A potem pojawił się on – Kamil. Poznaliśmy się na festiwalu jazzowym w Krakowie. On – absolwent prawa z Oxfordu, ja – dziewczyna z przedmieścia, która zaczyna od zera. Dzieliły nas światy, ale między nami zaiskrzyło. Na początku nie zauważałam, jak pobłażliwie kiwa głową, gdy mówię o swojej pracy. Jak uśmiecha się ironicznie, gdy ktoś pyta, czym się zajmuję. Ale wszystkie te drobne rzeczy zaczęły się piętrzyć po zaręczynach.

Kamil coraz częściej rzucał teksty w stylu „no wiesz, jesteś tylko fryzjerką, kochanie” czy „nie będziesz się nudzić przy tych dyskusjach?”. Nie mówił tego wprost, z pretensjami. Raczej tak, jakby żartował. Tyle iż każdy taki żart ściskał mi gardło. Przy ludziach w ogóle nie wspominał o mojej pracy. Jakby się mnie wstydził.

Kulminacja nastąpiła podczas kolacji z jego przyjaciółmi. Całe towarzystwo – ludzie z „elity”, prawnicy, wykładowcy, bankierzy. Siedziałam cicho, słuchając ich rozmów o nowych ustawach i międzynarodowych umowach. W pewnym momencie ktoś zwrócił się do mnie, zanim zdążyłam otworzyć usta, Kamil przerwał:

– Nie męczcie jej takimi tematami. Przecież to tylko fryzjerka. Prawda, skarbie?

Zdrętwiałam. Chciałam zapaść się pod stół. Wtedy coś we mnie pękło.

Następnego dnia, nie mówiąc mu ani słowa, wzięłam sprawy w swoje ręce.

Po tygodniu zaprosiłam Kamila na „małe spotkanie z dziewczynami” – niby chciałam, żeby poznał moje przyjaciółki. Oczywiście, zgodził się. Ale nie miał pojęcia, kto tam będzie.

Tego wieczoru w moim mieszkaniu zebrały się moje klientki: dyrektorka telewizji, właścicielka sieci sklepów, znana aktorka i – uwaga – jego szefowa, pani Kowalska. Nie od razu ją poznał, ale gdy zrozumiał, zbladł jak ściana. Z każdym kolejnym wspomnieniem o mojej pracy, z każdym szczerym podziękowaniem, które mi składały, jego twarz stawała się coraz bardziej kamienna. Po raz pierwszy usłyszał, iż nie tylko strzygę i układam włosy, ale też przywracam pewność siebie, podnoszę na duchu i inspiruję.

Gdy podszedł do pani Kowalskiej i próbował się przedstawić, zdziwiła się:

– Ach, więc to narzeczony Asi? Wiele razy mnie ratowała przed ważnymi programami. Jest świetną specjalistką.

Nie wytrzymałam. Podeszłam i dodałam:

– Tak, to Kamil. Nie lubi polityki, ale tematy fryzjerskie – to jego konik.

Kamil wyciągnął mnie do kuchni:

– Żartujesz sobie ze mnie?! – syknął. – To upokarzające!

– Dokładnie tak się czułam przy stole z twoimi znajomymi, gdy postanowiłeś wystawić mnie na pośmiewisko. To nie zemsta. To lustro, Kamilu.

Milczał.

Kilka dni później zadzwonił. Przeprosił. Powiedział, iż zrozumiał swoje błędy. Chciał zacząć od nowa.

Ale moja decyzja była już podjęta.

Oddałam mu pierścionek. Nie dlatego, iż nie kochałam. Ale dlatego, iż zrozumiałam – nie powinnam być z kimś, kto się mnie wstydzi.

Nie jestem tylko fryzjerką. Jestem kobietą, która przetrwała. I zasługuję na szacunek.

A on… może kiedyś zrozumie, kogo stracił.

Idź do oryginalnego materiału