NAUCZYCIEL POMÓGŁ ZAMARZNIĘTEMU CHŁOPCU – SIEDEM LAT PÓŹNIEJ ODDAŁ MU Dług

polregion.pl 1 tydzień temu

*Zapisane w pamiętniku*

W stołówce huczały rozmowy uczniów, brzęczały tace, a automat do napojów z sykiem odrzucił kolejną monetę. To był zwykły mroźny grudniowy dzień w Liceum im. Jana Kochanowskiego. Większość uczniów gromadziła się w grupach, śmiejąc się, wymieniając kanapkami i narzekając na zadania domowe.

Ale pan Kowalski nie patrzył na hałaśliwe stoły.

Obserwował chłopca przy automacie — samotnego, lekko drżącego w znoszonej bluzie, z palcami drżącymi, gdy liczył grosze. Coś w jego postawie, przygarbione ramiona, unikanie wzroku, poruszyło serce starego nauczyciela.

„Przepraszam, młody człowieku” — zawołał pan Kowalski, wstając od stolika.

Chłopiec zastygł. Obrócił się powoli, nieufnie. Jego duże, czujne oczy spotkały się z wzrokiem nauczyciela tylko na chwilę, by zaraz opaść na podłogę.

„Przydałoby mi się towarzystwo” — dodał pan Kowalski z ciepłym uśmiechem. „Może usiądziesz ze mną?”

Chłopiec się zawahał. Głód i duma toczyły walkę na jego twarzy. Ale po chwili głód zwyciężył. Skinął głową i poszedł za nauczycielem w kąt stołówki.

Pan Kowalski zamówił dodatkową zupę pomidorową, kanapkę i kubek gorącej herbaty. Nie robił z tego przedstawienia. Po prostu podał tacę, jakby to była nic nieznacząca rzecz. Chłopiec mruknął „dziękuję” i zaczął jeść, jakby od dni nie miał ciepłego posiłku.

„Jak masz na imię?” — zapytał pan Kowalski, popijając kawę.

„Kacper” — odparł chłopiec między kęsami.

„Miło cię poznać, Kacprze. Jestem pan Kowalski. Uczyłem tu kiedyś, choć teraz głównie jestem na emeryturze. Tylko czasami pomagam z korepetycjami.”

Kacper skinął głową. „Ja adekwatnie nie chodzę do tej szkoły.”

„Ach tak?”

„Przechodziłem tylko obok. Szukałem miejsca, gdzie byłoby ciepło.”

Prawda zawisła między nimi, ciężka, ale niewypowiedziana. Pan Kowalski nie dopytywał. Tylko skinął głową i uśmiechnął się. „Cóż, zawsze możesz ze mną podzielić posiłek.”

Rozmawiali chwilę. O niczym ważnym. Wystarczająco, by rozgrzać zimną ciszę. Kiedy posiłek się skończył, Kacper cicho wstał.

„Dziękuję, panie Kowalski” — powiedział. „Tego nie zapomnę.”

Nauczyciel znów się uśmiechnął. „Dbaj o siebie, synu.”

I z tymi słowami Kacper zniknął za drzwiami stołówki.

*****

SIEDEM LAT PÓŹNIEJ

Zimowy wiatr wył na zewnątrz zniszczonego bloku przy ulicy Lipowej. W środku pan Kowalski siedział sam przy oknie, otulony w stary wełniany sweter, z kocem na kolanach. Kaloryfer zepsuł się kilka dni temu, a właściciel nie odbierał telefonów. Jego palce, niegdyś pewne, gdy pisał kredą na tablicy, teraz drżały od zimna i wieku.

Żył teraz cicho. Bez rodziny w pobliżu. Tylko skromna emerytura i rzadkie wizyty dawnych uczniów.

Jego dni były długie, noce jeszcze dłuższe.

Tego popołudnia, gdy sączył letnią herbatę, zaskoczyło go pukanie do drzwi. Niewielu go odwiedzało.

Powłóczył nogami w kapciach po zniszczonym linoleum. Gdy otworzył, oczy szeroko mu się rozwarły.

Na śniegu stał wysoki młody mężczyzna w granatowym płaszczu. Włosy miał starannie ułożone, a w rękach trzymał duży kosz pełen prezentów.

„Panie Kowalski?” — zapytał, głos mu lekko drżał.

„Tak?” — odpowiedział staruszek, wytężając wzrok. „Znamy się?”

Mężczyzna się uśmiechnął. „Może pan nie pamięta. Nie byłem pańskim uczniem, ale siedem lat temu kupił pan obiad zmarzniętemu chłopcu w stołówce.”

Oczy pana Kowalskiego rozbłysły, gdy coś mu się przypomniało.

„Kacper?”

Młody mężczyzna skinął głową.

„Rany…” — pan Kowalski odsunął się. „Proszę, wejdź!”

Kacper przekroczył próg i od razu poczuł chłód. „Kaloryfer nie działa?” — zmarszczył brwi z troską.

„Tak, miałem do kogoś zadzwonić, ale…” — pan Kowalski machnął ręką.

Kacper postawił kosz na stole i od razu sięgnął po telefon. „Nie musi się pan już martwić. Mam znajomego hydraulika. Będzie tu w ciągu godziny.”

Pan Kowalski otworzył usta, by zaprotestować, ale Kacper przerwał mu stanowczym, choć łagodnym tonem.

„Powiedział mi pan kiedyś, żebym dbał o siebie. Teraz moja kolej, by zatroszczyć się o pana.”

W koszu były świeże zakupy, ciepłe rękawiczki, skarpety, nowy koc elektryczny i kartka.

Dłonie pana Kowalskiego drżały, gdy ją otwierał.

„Dziękuję, iż pan mnie wtedy dostrzegł, gdy nikt inny nie widział” — stało w środku. „Pańska dobroć odmieniła moje życie. Chcę to odwdzięczyć — nie tylko dziś, ale zawsze.”

Łzy zaszkliły się w oczach staruszka.

„Nigdy nie zapomniałem tamtego obiadu” — powiedział cicho Kacper. „Byłem bezdomny, przerażony i głodny. Ale tamtego dnia potraktował mnie pan jak człowieka. To dało mi nadzieję.”

Pan Kowalski przełknął gulasz w gardle. „Co robiłeś przez te lata?”

„Niedługo potem trafiłem do schroniska dla młodzieży” — wyjaśnił Kacper. „Pomogli mi stanąć na nogi. Ciężko pracowałem, dostałem stypendium i właśnie skończyłem prawo. Mam już pierwszą pracę.”

„To wspaniałe” — pan Kowalski ledwo powstrzymywał łzy.

Kacper się uśmiechnął. „Długo pana szukałem. Niektórzy dawni pracownicy szkoły naprowadzili mnie na trop.”

Siedzieli godzinami, rozmawiając i śmiejąc się, jak starzy przyjaciele. Gdy hydraulik przyjechał, Kacper od razu zapłacił. Dodatkowo zorganizował sprzątanie raz w tygodniu i dostawę zakupów.

„Niech pan to potraktuje jako inwestycję” — powiedział z uśmiechem. „Uwierzył pan we mnie, zanim ja sam uwierzyłem w siebie.”

Przed wyjściem Kacper uścisnął dłoń pana Kowalskiego i rzekł: „Jeśli pan pozwoli, chciałbym odwiedzać pana częściej.”

Staruszek skinął głPan Kowalski uścisnął dłoń Kacpra mocno, a w jego sercu, które przez tyle lat było puste, znowu zagościło ciepło.

Idź do oryginalnego materiału