Nakarmiłam, schroniłam, zdradziłam

twojacena.pl 1 tydzień temu

Deszcz stukał w dach drewnianej chaty, gdy Jadwiga Nowak usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi. Odłożyła robótkę na drutach i nasłuchiwała. Pukanie powtórzyło się – niepewne, jakby przepraszające.

– Kto tam? – zawołała, podchodząc do drzwi.

– Proszę otworzyć – dobiegł cichy głos kobiecy. – Zgubiłam się…

Jadwiga uchyliła drzwi na łańcuchu. Na progu stała dziewczyna około dwudziestu pięciu lat, przemoczona do suchej nitki. Czarne włosy przylepione do twarzy, kurtka całkiem przemoknięta. W dłoniach ściskała małą torebkę.

– O Boże, ależ ty jesteś cała mokra! – Jadwiga zdjęła łańcuszek, otwierając szeroko drzwi. – Wchodź szybko, bo się przeziębisz!

– Dziękuję pani bardzo – dziewczyna przekroczyła próg, zostawiając mokre ślady na wycieraczce. – Jestem Kinga. Szłam ścieżką, a ta zaprowadziła mnie w las. Telefon się rozładował, nie mam pojęcia, gdzie jestem…

– Rozbieraj się natychmiast! – Jadwiga zakrzątnęła się, pomagając zdjąć mokrą kurtkę. – Woda z ciebie leci! Jak to możliwe, żeby w taką pogodę sama chodziła po lesie?

Kinga spuściła wzrok, zawstydzona.

– Pokłóciłam się z… z chłopakiem. Wysadził mnie z samochodu, powiedział, iż sobie pójdę pieszo. A nie wiedziałam, iż stąd tak daleko do miasta…

– A to łajdak! – oburzyła się Jadwiga. – Jak można zostawić dziewczynę w lesie! Chodź do kuchni, zrobię herbatę. Bo aż drżysz.

Kinga przeszła do małej, ale przytulnej kuchni. Jadwiga włączyła czajnik elektryczny, wyjęła z szafki frotowy szlafrok.

– Masz, przebierz się na razie. Ubranie zawiesimy na kaloryferze, do rana wyschnie. A skąd jesteś?

– Z województwa – odpowiedziała wymijająco Kinga, przyjmując wdzięcznie szlafrok. – Pracuję w mieście, w biurze.

– Eh, ta dzisiejsza młodzież! – pokiwała głową starsza kobieta. – Za moich czasów mężczyźni mieli sumienie, nigdy by tak nie skrzywdzili kobiety. A teraz co się dzieje… Siadaj do stołu, nakarmię cię.

Jadwiga zakrzątnęła się przy kuchence. Wyjęła z lodówki jajka, masło, gwałtownie usmażyła jajecznicę. Pokroiła chleb, wyciągnęła domowe przetwory.

– Jedz, nie krępuj się – postawiła przed Kingą talerz. – Widać, iż głodna jesteś. Kiedy ostatnio jadłaś?

– Rano trochę – przyznała dziewczyna, rzucając się na jedzenie. – Cały dzień jeździliśmy, kłóciliśmy się…

– A o co się pokłóciliście? jeżeli można spytać, oczywiście.

Kinga przeżuwała chleb z masłem, milcząc.

– Chciał, żebym… żebyśmy razem zamieszkali. A ja mam pracę, swoje plany. Nie jestem jeszcze gotowa. No i się wściekł, nawymyślał mi…

– Dobrze robisz, iż się nie spieszysz – przytaknęła Jadwiga. – Ja w twoim wieku się spieszyłam, wyszłam za pierwszego lepszego. Myślałam, iż miłość wszystko przetrwa. Nie przetrwała. Zostawił mnie z małym synkiem, odszedł do innej.

– Ma pani syna? – zainteresowała się Kinga.

– Miałam – posmutniała Jadwiga. – Już dorosły, swoją rodzinę ma. Tylko my z nim… jakoś nie możemy się dogadać. Rzadko się widujemy.

Nalała sobie herbaty, zamyślona, mieszając cukier.

– A pani tu sama mieszka? – ostrożnie spytała Kinga.

– Sama. Chatę mój drugi mąż budował, nieboszczyk. Dobry był człowiek, szkoda, iż tak wcześnie odszedł. Teraz tylko latem tu przyjeżdżam, i to nie co roku. W mieście mam mieszkanie, tam zimuję.

Kinga skinęła głową, kończąc jajecznicę. Deszcz stopniowo ustawał, ale za oknem już zapadał zmierzch.

– Słuchaj, dziecko – powiedziała Jadwiga – zostań na noc. Rano odprowadzę cię do przystanku. Teraz w taką ciemność i pogodę nigdzie nie pójdziesz.

– Jest pani pewna? Nie chcę pani kłopotać…

– Co ty! Jaki kłopot! Cieszę się z towarzystwa. W salonie jest wygodna sofa, pościel czysta. Czuj się jak u siebie.

Wieczorem długo rozmawiały. Kinga opowiadała o pracy w firmie handlowej, o trudnościach z wynajmem w mieście. Jadwiga dzieliła się wspomnieniami z młodości, narzekała na samotność.

– Przyjaciółki wszystkie się rozjechały, która umarła, która do dzieci wyjechała – wzdychała. – Sąsiedzi na działkach też starzy, wszyscy chorują. Smutno tak samotnie…

– A dlaczego pani nie dogaduje się z synem? – ostrożnie dopytała się Kinga.

Twarz Jadwigi spochmurniała.

– Jego żona mnie nie lubi. Mówi, iż się wtrącam w ich sprawy. A ja co, nie mam prawa interesować się, jak wnuki mają? Teraz choćby na święta nie zapraszają…

Następnego ranka pogoda się poprawiła. Jadwiga spakowała Kindze prowiant na drogę, odprowadziła do przystanku.

– Dziękuję pani ogromnie – szczerze podziękowała dziewczyna. – Po prostu mnie pani uratowała!

– Co ty tam! Przyjeżdżaj jeszcze, jak tylko zechcesz. Adres zapisz.

Kinga zapisała adres w telefonie, pomachała ręką z okna autobusu.

Minęło kilka tygodni. Jadwiga już zapomniała o przypadkowej gości, gdy znów usłyszała znajome pukanie.

– Kinga! – ucieszyła się, otwierając drzwi. – Jak się masz, dziewczynko? Wchodź!

– Mogłabym u pani zostać na dzień czy dwa? – nieśmiało poprosiła dziewczyna. – W mieście remont robią, nie ma gdzie mieszkać. Gospodyni powiedziała, żebym na ten czas u rodziny zamieszkała, a ja rodziny nie mam…

– Oczywiście, iż możesz! Zostań, ile potrzeba. Mnie będzie raźniej.

Kinga zamieszkała w małym pokoiku na górze. Pomagała w gospodarstwie, gotowała, sprzątała. Jadwiga była zachwycona taką pomocnicą.

– Lepiej niż rodzona córka – mówiła sąsiadce cioci Zosi. – I gotować umie, i rzeczy naprawia. Żebym taką synową miała…

Dni płynęły spokojnie i równo. Kinga codziennie rano wyjeżdżałaPewnego dnia, gdy Jadwiga przeglądała starą szufladę, znalazła list od Kingi, ukryty głęboko pod stosem zdjęć, w którym dziewczyna wyznała, iż musiała uciekać przed przeszłością, ale sercem zawsze została w tym domu, i iż jedynym sposobem, by ją chronić, było zniknięcie bez słowa.

Idź do oryginalnego materiału