Na przestrzeni lat Tatry były miejscem wielu katastrof, część z nich ze względu na skalę zapisały się na stałe w historii tych gór. Część z nich pokazuje siłę żywiołów, inne to katastrofy lotnicze.
Lotnicza katastrofa pod Zadnim Gerlachem
Pod wierzchołkiem Zadniego Gierlacha w noc z 14 na 15 października 1944 r. z niewiadomych przyczyn uległ katastrofie samolot radziecki LI-2 Lisunov. Dwu silnikowa maszyna produkowana przez radzieckich mechaników od 1939 r. na licencji amerykańskiego Douglasa C-47. Wypadek miał miejsce podczas II wojny światowej, gdy w trakcie powstania Słowackiego Powstania Narodowego samolot wiózł z Krosna do Słowacji pomoc dla powstańców.
W trakcie mgły samolot roztrzaskał się o skały Zadniego Gerlacha, poniżej około 80 metrów jego wierzchołka od strony Batyżowieckiej Doliny. Wypadkowi towarzyszył wybuch paliwa i amunicji znajdującej się na pokładzie, pozostawione od wysokiej temperatury ślady na skałach są widoczne do tej pory.
Przebywających na pokładzie żołnierze rosyjscy i II czechosłowackiej brygady spadochronowej zginęli na miejscu. Szczątki samolotu i ciał ludzkich, na skutek wybuchu były porozrzucane na sporej przestrzeni. Na szczątki maszyny i zwłoki części z ofiar natknęli się latem 1945 roku polscy taternicy — Tadeusz Orłowski i Danuta Schiele. W lecie 1946 r. wyprawa słowacka zniosła zwłoki, które zostały pochowane na cmentarzu w Gierlachowie. Bilans ofiar tego tragicznego wypadku to: 24 osoby — szesnastu żołnierzy czechosłowackich, pięciu Rosjan i trzech członków załogi.
Katastrofa samolotu prawdopodobnie była spowodowana lotem nocą przy złej pogodzie, uszkodzeniu wysokościomierza oraz niepotwierdzona teza, iż wcześniej doszło do poważnego uszkodzenia jednego z silników samolotu. Metalowe fragmenty maszyny do dzisiaj można wypatrzeć w skałach Zadniego Gerlacha.
Katastrofa śmigłowca w Dolinie Młynickiej
Dnia 25 czerwca 1979 r. w Dolinie Młynickiej na Słowacji miała miejsce najtragiczniejsza katastrofa ratownicza w Tatrach. W górnej części doliny w rejonie progu skalnego spadł i eksplodował helikopter Mi-8, zmierzający z pomocą lekko rannej niemieckiej turystce. W jego wyniku zginęło na miejscu 6 ratowników, siódmy zmarł w szpitalu. Dwóm ratownikom pomimo ciężkich obrażeń udało się przeżyć, po długiej rekonwalescencji wrócili oni w góry.
Akcja w Dolnie Młynickiej była jedną z pierwszych akcji ratowniczych z użyciem śmigłowca. O godzinie 14.35 do dyżurujących ratowników dociera wiadomość z hotelu FIS nad Szczyrbskim Jeziorem, iż poniżej Bystrego Przechodu w wyniku poślizgnięcia się na zlodowaciałym śniegu, urazu nogi doznała niemiecka turystka, nie może iść i potrzebuje pomocy.
Po godzinie piętnastej wyrusza śmigłowiec i leci w kierunku Doliny Młynickiej. Na pokładzie maszyny znajduje się trzech członków załogi i sześciu zawodowych ratowników HA. O 15.30 śmigłowiec rozbija się w dolinie, z miejsca wypadku unosi się czarny dym. Z załogą i ratownikami będącymi na pokładzie Mi-8 nie ma kontaktu. Do doliny Młynickiej wyruszają ekipy ratunkowe.
W trakcie jednej tragicznej chwili zginęło czterech doświadczonych ratowników i dwóch pilotów. Ranna niemiecka turystka zeszła z gór o własnych siłach przy pomocy swoich znajomych. Obrażenia, jakie odniosła, okazały się niezbyt poważne.
Specjaliści od badań katastrof stwierdzili w opublikowanym później raporcie, iż przyczyną katastrofy było zahaczenie o ziemie, w wyniku którego śmigłowiec stracił ogon i sterowność. Spadając po skalistym zboczu, uległ całkowitemu zniszczeniu, reszta została strawiona przez pożar jaki wybuch po eksplozji zbiorników z paliwem.
Katastrofa śmigłowca TOPR
W Dolinie Olczyskiej 11 sierpnia 1994 r. wydarzyła się jedna z najtragiczniejszych katastrof w dziejach polskiego ratownictwa. Otrzymany kilka miesięcy wcześniej przez urzędującego wówczas prezydenta RP Lecha Wałęsę śmigłowiec ratowniczy Sokół w trakcie transportu ratownika rannego w głowę w czasie akcji, w nie wyjaśnionych do końca okolicznościach spadł i rozbił się na stokach Kopieńca. Cztery osoby — dwóch ratowników TOPR: Janusz Kubica i Stanisław Mateja oraz piloci Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki poniosły śmierć na miejscu.
Tak wypadek został zapisany w księdze wypraw oraz zapamiętali go uczestnicy:
„W dniu 11.08.1994 o godz. 12.45 centrala TOPR powiadomiona została drogą radiową przez żołnierzy Straży Granicznej z Kasprowego Wierchu, iż w Kotle Gąsienicowym miał miejsce wypadek turystyczny. Meldunek precyzował, iż wypadek dotyczy dwuch turystek, obcokrajowców ze złamaniem kończyn dolnych, w tym jednej ze znacznym przemieszczeniem odłamów złamanej kończyny”
Do turystek wystartował śmigłowiec Sokół z ratownikami na pokładzie. Po dotarciu przyziemiał na zboczu Kasprowego Wierchu, gdy jeden z ratowników, Janusz Kubica znalazł się w zasięgu łopat głównego wirnika. Uderzony w tył głowy stracił przytomność i upadł na ziemię. Koledzy gwałtownie włożyli go na pokład i śmigłowiec, od razu odleciał w stronę Zakopanego, gdzie niestety nie doleciał.
Katastrofa była widziana przez wielu turystów, przelot śmigłowca zawsze wzbudza zainteresowanie. Jeden z nich dwunastoletni chłopak ze Słupska nagrał z Nosala na kamerze ostanie sekundy lotu.
W trakcie lotu łopata dużego śmigła uległa rozwarstwieniu i odcięła belkę ogona razem z małym śmigłem stabilizującym. Opadający śmigłowiec wirował wokół własnej osi i coraz szybciej opadał w stronę zalesionego stoku. W pewnej chwili pojawia się za nim smuga dymu, było to wydobywające się z uszkodzonego zbiornika paliwo. Przypuszcza się, iż pilot zdążył wyłączyć silnik oraz instalację elektryczną. Po chwili Sokół na oczach obserwujących turystów znika między drzewami, nie łamiąc ani jednego. Śmigłowiec spadł ok. 300 m w dno niewielkiego parowu biegnącego dolną częścią zbocza u podnóży Kopieńca.
Według ustaleń Komisji Badan Wypadków Lotniczych bezpośrednią przyczyną wypadku było „uderzenie łopat wirnika nośnego śmigłowca o tylną część kadłuba. Śmigłowiec pozbawiony łopat wirnika nośnego oraz końcowej części kadłuba utracił możliwość sterowania lotu i w bezwładnym opadaniu zderzył się z ziemią [...]”.
Wiatr stulecia
Dnia 6 maja 1968 r. wiał niezwykle mocny halny nazywany wiatrem stulecia. To wtedy zmierzono największa prędkość wiatru w Tatrach, porywy dochodziły 288 km/godz. Gwałtowne, niezwykle silne podmuchy powyłamywały choćby grube pnie drzew w wysokości kilku metrów. Największe zniszczenia wichura dokonała w lasach Doliny Bystrej. Wiatr stulecia obalił i wyłamał jednorazowo ok. 150 tys. m3., zniszczeniu uległo wtedy ok. 500 ha zwartego lasu. Ślady kataklizmu sprzed ponad pół wieku można jeszcze dostrzec, jadąc wagonikiem kolejki na Kasprowy Wierch.
Wiatr halny z 2013
Z kocem roku 2013 wiał niezwykle mocny halny, największe nasilenie wiatru było z 24 na 25 grudnia, największą zanotowana prędkość 216 km/godzinę. Dokonał dużych zniszczeń w tatrzańskim drzewostanie, największe były w dolinie Kościeliskiej, Lejowej i Chochołowskiej, wiatr nie oszczędził także doliny Olczyskiej.
Wielka Kalamita
19 listopada po godz. 15 w Tatrach słowackich zaatakował huragan nazwany Wielką Kalamitą. Wiatr wiał niecałe trzy godziny, przynosząc niewyobrażalnego dotąd zniszczenia w drzewostanie i spustoszenia krajobrazu południowego podnóża słowackich Tatr. Podczas wichury zginęła jedna osoba, a wiele odniosło rany. Pierwsza fala niszczycielskiego wiatru nadeszła od strony Doliny Cichej i poprzewracała lasy u stóp Krywania pomiędzy Podbańską a Szczyrbskim Jeziorem.
Druga znacznie mocniejsza przeszła przez grzbiet główny Tatr między Zmarzłym Szczytem a Przełęczą między Kopami. Huraganowy wiatr uderzył w popularny turystycznie obszar słowackich Tatr Wysokich, od Wyżnich Hagów przez Stary Smokowiec i Tatrzańską Łomnicę po Kieżmarskie Żleby. Maksymalna prędkość zanotowana w obszarze górnej granicy lasu wynosiła 230 km/godz.
Huragan uszkadzając słupy elektryczne, odciął większość osad, składających się na Wysokie Tatry a spadające drzewa zablokowały drogi i unieruchomiły kilkanaście aut i autobusów. Rejon zniszczeń to pas szerokości od 2,4 do 5 km, na wysokości od 900 m do 1250 m i długości 50 km. Powalony został las o powierzchni ok. 14 tys. ha
Listopadowy kataklizm w Tatrach z 2004 r. został uznany przez media, ówczesnego premiera i prezydenta Republiki Słowackiej za ekologiczną katastrofę stulecia.
Przedwojenna powódź
W lipcu roku 1934 po gwałtownych opadach Tatry, Zakopane i Podhale nawiedziła jedna z największych powodzi. Po intensywnym deszczu potoki i rzeki wystąpiły z koryt. Płynąca woda porywała mostki i mosty, podmywała i powalała słupy wysokiego napięcia. W niektórych miejscach nad brzegiem Zakopianki zabrała nieduże góralskie chałupy.
W trakcie powodzi z lipca 1934 r. woda zalała częściowo 36 wsi, znaczył znaczną część torów kolejowych, a zalana powierzchnia wyniosła ok. 7000 ha. Spore zniszczenia woda dokonała również na terenie Tatr, podmyte drogi, zniszczone mostki, osuwiska ziemne i skalne. W Tatrach największe opady wystąpiły na ich północnych stokach, ucierpiała także południowa strona, zwłaszcza doliny Cicha Liptowska i Koprowa. Kolejna wielka powódź nawiedziła Tatry i Podhale dopiero w lipcu 1997 r.
Źródło:
"Bedeker tatrzański "- Warszawa 2000
Kwartalnik Tatry