Najpierw kawa, potem miłość

newsempire24.com 9 godzin temu

No kurczę, słuchaj co się stało! Wpadam do kuchni jak burza, a Zosia stoi i miesza owsiankę.

— Zosia, masz pojęcie co wymyśliłem?! — krzyczę jak szalony. — Start-up! Genialny pomysł! Platforma do dostawy wszystkiego – od skarpet po zapiekanki!

— To już jest – odpowiada leniwie, choćby nie podnosząc wzroku.

— Ale u nas będzie inaczej! — macham ręką w stronę sufitu. — Inteligentna dostawa z AI! Algorytm będzie zgadywał, czego chcesz, zanim ty sam to zamówisz!

— Czyli czytanie w myślach?

— Dokładnie! To rewolucja!

— I gdzie to będziesz robił?

— No… na razie w domu. kooperacja na kuchni, taki mały kącik kreatywny.

— Krzysiu. Ja też mam “kącik kreatywny”. Nazywa się praca. I mam deadline.

— Kochanie, nie będziemy sobie przeszkadzać. Już zaprosiłem ekipę – są w temacie. Będzie zajebiście!

“Ekipa” okazała się czwórką ludzi.

Następnego dnia o 9:00 Zosia wyszła do kuchni i stanęła jak wryta.

Przy stole siedziało trzech gości i jedna dziewczyna w bluzie z napisem “Jestem freelancerem, a ty?”. Zapach kawy był tak mocny, iż aż przypominał kawiarnię, laptopy zajęły cały stół, a na lodówce wisiała tabelka “Od marzeń do bankructwa w 10 krokach”.

— Cześć! — powiedział jeden z brodaczy.

— Ja tu mieszkam — odparła Zosia.

— Super! My też. No, prawie — mrugnął Krzyś. — To Wojtek, Tomek, Kinga i Arek. To przyszły dream team!

— Na długo?

— Do skutku.

— A jeżeli nie wyjdzie?

— Nie ma “jeśli”. Jest tylko “kiedy”.

Zosia nalała sobie kawę, ale okazało się, iż ktoś wsypał do ekspresu matchę. W czajniku pływała jakaś kulka do kąpieli – pachniała pomarańczą i rozpaczą. Mleka nie było. Za to stało mleko kokosowe.

Wróciła do sypialni i zamknęła drzwi.

— No i zaczyna się dzień… — mruknęła. — W piekle.

Następnego dnia włączyła laptop i włożyła słuchawki. Minutę później – pukanie do drzwi.

— Zoś, nie widziałaś ładowarki do Maca?

— Nie.

— A możesz trochę ciszej klikać? Mamy burzę mózgów.

— To klawiatura. Służy do stukania.

— No dobra, ale my tu właśnie wymyślamy, jak zarobić na dostawie racuchów przed śniadaniem.

— Przed śniadaniem? A teraz co?

— Etap przygotowawczy!

Po tygodniu Zosia zrozumiała, iż jej mieszkanie to teraz coworking, a ona jest tam gościem.

Kinga suszyła majtki w salonie. Wojtek zmieniał ustawienia routera bez pytania. Arek prowadził wideokonferencje z klientami w kuchni. A Krzyś był wniebowzięty:

— Jesteśmy o krok od przełomu! Tylko jeszcze dwa case’y i trochę reklamy!

— I trochę prywatnej przestrzeni. Odrobinę. Tyle co nic — powiedziała Zosia, nalewając kawę z kubka, do którego ktoś wsypał teraz chia.

— Po prostu nie przywykłaś do twórczej energii!

— Przywykłam do ciszy. I do tego, iż mój dom jest mój. A nie… biurem z miętowym odświeżaczem i jedną ładowarką dla wszystkich.

Kiedy w piątek Kinga weszła pod prysznic z telefonem i odpaliła Zooma na tło kafli, Zosia postanowiła – dość.

Najpierw niewinnie.

“Przypadkiem” wyłączyła router. Po pięciu minutach zapukał Wojtek:

— U ciebie działa internet?

— Nie, chyba awaria u dostawcy.

— Akurat teraz? Mamy prezentację!

— Cóż, życie bywa przewrotne. Może wszechświat jest przeciw.

Następnego dnia zmieniła hasło do Wi-Fi. Nazwa sieci brzmiała teraz “Spokój_i_Cisza”. Krzyś biegał z laptopem jak oszalały:

— Kto to zmienił? To sabotaż!

— A może znak?

— Zoś, mieliśmy spotkanie z inwestorem! Nie mógł dołączyć do Zooma!

— Może dlatego, iż siedzicie w salonie, a nie w biurze?

— To dom marzeń, nie biuro!

— To dlaczego ja czuję się tu jak sublokator?

W poniedziałek stało się coś wielkiego – kontrakt Krzyścia się rozpadł. Inwestor “nie poczuł profesjonalizmu”, zwłaszcza gdy z łazienki wyszła Kinga w ręczniku i wrzasnęła: “Kto mi ukradł szampon?!”

Krzyś wszedł do sypialni w milczeniu. Usiadł na łóżku. Zdjął kapcie.

— Spieprzyliśmy.

— O, zauważyłeś? — Zosia zamknęła laptop. — Już myślałam, iż będziesz w tym matrixie na zawsze.

— Chciałem zbudować biznes…

— A zbudowałeś akademik. Z klimatem kolonii i dietą z batoników.

— To był zły plan?

— To przez cały czas był twój dom. Ale ja się w nim rozpuściłam.

— Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałaś?

— A ty byś usłyszał?

Milczał.

— Pomyślałem — powiedział cicho — może wynajmiemy biuro?

— Pomyślałeś?

— Tak. I zaczniemy na poważnie. Z zespołem, ale bez “hałaśliwych burz” przy moim tosterze.

— A czajnik?

— Kupię nowy. Tylko dla nas. Z ochroną.

— A ekspres?

— Z hasłem.

— A router?

— Na słowo honoru.

Po tygodniu salon znów był salonem. Kinga przeniosła się do coworkingu. Wojtek znalazł pracę w “normalnej firmie”. Arek wyjechał do Wrocławia. Tomek zniknął.

Krzyś wynajął biurko w biznesparku “Pszczółka” i dumnie wysłał Zosi zdjęcie: “Miejsce z Wi-Fi. Bez skarpet na żyrandolu”.

Zosia otworzyła okno. Cisza. Kawa w ulubionym kubku. A czajnik już nie pachniał mandarynkami i desperacją.

— Jestem w domu — powiedziała na głos.

A potem się uśmiechnęła.

I zmieniła hasło do routera: “Najpierw_ze_mną_omów”.

Minął tydzień.

W mieszkaniu znów było słychać kapiący kran. To był luksus. Po dźwiękach młynku, burz mózgów, negocjacji w łazience i matchy w czajniku – kran brzmiał jak medytacja.

Zosia siedziała z laptopem przy oknie, popijając kawę. Obok drzemał pies. Na ścianie wisiał nowy router z kartką: “Nie dotykać bez pytania”. Krzyś sam go powiesił. Sam podpisał. I przysiągł, iż jużKiedy w drzwiach znów pojawił się Krzyś z kolejnym “tylko na chwilę”, Zosia podniosła wzrok znad książki, uśmiechnęła się i powiedziała: “Tym razem to ty wynajmij kawiarnię”.

Idź do oryginalnego materiału