
Siedemnastoletnia Charlie Lavoie z Pierwszego Narodu Wolastoqiyik Wahsipekuk wygrała międzynarodowy konkurs powwow w Wendake w swojej kategorii wiekowej w tańcu z ozdobnym szalem.
Na mapie Kanady trudno go dostrzec. Zaledwie skrawek ziemi, mniej niż hektar, półwysep wciskający się w rzekę Świętego Wawrzyńca, gdzieś 220 kilometrów na północny wschód od miasta Quebec. Dla wielu byłby to punkt bez znaczenia, zapomniany przez czas i historię. Ale dla Wolastoqiyik Wahsipekuk to serce, symbol i dowód na przetrwanie. To najmniejszy rezerwat w kraju, a zarazem miejsce, w którym marzenia rosną ponad jego granice.
Taniec jako powrót do korzeni
Charlie Lavoie ma 17 lat. Nigdy nie mieszkała na ziemi przodków, podobnie jak większość z ponad dwóch tysięcy osób identyfikujących się z tym Pierwszym Narodem w Quebecu. Do rezerwatu w Cacouna wraca raz w roku, w sierpniu, na powwow. Tam nauczyła się tańczyć, gdy miała zaledwie osiem lat. Dziś to właśnie taniec stał się jej sposobem na rozmowę z historią.
– Dla mnie taniec to sposób na ponowne nawiązanie kontaktu z moją kulturą. Niektórzy wybierają koralikowanie, inni bębny czy rękodzieło. Ja tańczę – mówi.

Lavoie tańczyła w sierpniu na powwow zorganizowanym przez Pierwszy Naród Wolastoqiyik Wahsipekuk.
W tym roku zdobyła pierwsze miejsce w międzynarodowym konkursie powwow w Wendake, prezentując taniec fantazyjnego szalu – lekki, ekspresyjny, przypominający lot motyla. Skromnie dodaje jednak, iż nagroda nie jest najważniejsza.
– Tańczę dla tych, którzy nie mogli, dla dzieci, które odeszły. Tańczę dla siebie i dla mojej rodziny.
Restauracja jako symbol nowego otwarcia
Podobnie jak Lavoie, całe jej pokolenie uczy się dumy ze swojego dziedzictwa. Maxime Lizotte, szef kuchni i współwłaściciel pubu Maqahamok, przyznaje, iż gotowanie stało się jego językiem tożsamości. Jako nastolatek odkrył pasję do kulinariów, a jednocześnie dowiedział się o swoich korzeniach Wolastoqewi.

Maxime Lizotte, szef kuchni pubu Maqahamok w Cacounie, został zatrudniony przez Pierwszy Naród Wolastoqiyik Wahsipekuk do włączenia do menu tradycyjnych elementów kuchni Wolastoqey.
Dziś łączy te dwa światy. W jego restauracji w Cacouna można spróbować owoców morza, które od pokoleń stanowią część życia nad rzeką Świętego Wawrzyńca – jeżowców, krewetek nordyckich, tuńczyka, a od niedawna także homarów, które społeczność Pierwszych Narodów może łowić dzięki specjalnym licencjom badawczym.
– Zawsze mieliśmy wyjątkową więź z wodą – mówi Lizotte. – Teraz staramy się pokazać to w naszym menu i być z tego dumni.
Logo pubu przedstawia kajak, prosty, ale wymowny symbol. – To projekt, który pozwala nam dzielić się naszą kulturą i być widocznymi – dodaje radny Kevin Morais, odpowiedzialny w radzie okręgowej za kulturę i infrastrukturę.

Kevin Morais, główny radny odpowiedzialny za kulturę, infrastrukturę i zarządzanie w Pierwszym Narodzie Wolastoqiyik Wahsipekuk, mówi, iż jednym z projektów, nad którymi pracuje rada plemienia, jest nowe centrum turystyczne, które zastąpi budynek stojący za nim przy autostradzie 132 w Cacounie.
Jeszcze jedno pokolenie wcześniej dziadkowie Moraisa niechętnie mówili o swoim rdzennym pochodzeniu. Dziś sytuacja zmieniła się diametralnie – Wolastoqiyik Wahsipekuk coraz głośniej mówią o sobie i coraz odważniej sięgają po swoje miejsce w historii.
Obserwatorium bieługi i okno na świat

Obserwatorium bieług Putep ‘t-awt zostało w 2024 roku uznane przez magazyn Time za jedno z najwspanialszych do odwiedzenia miejsc na świecie.
Nowym źródłem dumy jest obserwatorium bieługi – Putep ‘t-awt. Projekt, otwarty we współpracy z naukowcami z Quebecu, już w pierwszym sezonie przyciągnął ponad 23 tysiące gości.
– To okno na populację bieług, ale także okno na nasz kraj – podkreśla Morais.
Na ścieżce prowadzącej do tarasu widokowego umieszczono tablice opowiadające o historii ludu Wolastoqewi, rozsianego dziś między Quebec a Nowy Brunszwik. Dla turystów to lekcja przyrody i kultury, dla mieszkańców – odzyskiwanie należnej narracji.
Język, którego nie udało się zabić
Jednym z tych, którzy dbają o ciągłość kulturową, jest Allan Tremblay z Tobique – jeden z nielicznych, którzy biegle posługują się językiem Wolastoqey Latuwewakon.
– Moi dziadkowie, moja matka, wujkowie – wszyscy mówili tylko w tym języku, choć karano nas za to w Indian Day School – wspomina.

Allan Tremblay z plemienia Tobique First Nation w Nowym Brunszwiku, największej wiejskiej społeczności Wolastoqiyik, mówi, iż z biegiem lat powwow w Cacounie bardzo się rozrosło.
Dziś Tremblay pracuje nad słownikiem, a swoją wiedzę przekazuje córce. – To tradycja, która przetrwała mimo zakazów. Teraz naszym zadaniem jest dać jej nowe życie.
Mały skrawek ziemi, wielkie plany
Na pierwszy rzut oka półwysep w Cacouna to miejsce zbyt małe, by cokolwiek znaczyć. Ale dla młodych Wolastoqewi, takich jak Charlie Lavoie, to przestrzeń pełna siły.
– W mojej społeczności nie ma wielu tancerzy. Jestem pierwszą tancerką w eleganckim szalu, więc dla małych dziewczynek mogę być wzorem. Jestem z tego dumna – mówi.

Coroczne powwow odbywające się w rezerwacie w sierpniu, to okazja do odnowienia kontaktów z Wolastoqewi, którzy zamieszkują Quebec i Nowy Brunszwik.
Najmniejszy rezerwat w Kanadzie to nie tylko fragment ziemi nad rzeką. To scena dla tańca, kuchni, nauki i języka. To miejsce, gdzie historia spotyka się z przyszłością. A marzenia, choć zakorzenione w niecałym hektarze, rosną na miarę całej Kanady.
Na podst. Julia Page, CBC