A to cię niespodziewanie przyniosło! krzyknął Tadeusz Kowalski. Możesz się zaraz wynosić! Tato, o co ci chodzi?
Tato, o co ci chodzi? zdziwił się Bartosz. Dwadzieścia lat mnie nie było, a ty mnie tak witasz?
Gdyby ode mnie zależało, przywitałbym cię pasem! Tadeusz chwycił się za pasek. Ale nic to! Zaraz to naprawimy!
Hej, spokojnie! Bartosz cofnął się. Nie mam pięciu lat, mogę się odgryźć!
Oto cała twoja natura! warknął Tadeusz, nie puszczając pasa. Na słabych napadasz, przed silnymi uciekasz, dobrych oszukujesz, a złym służysz!
No ale o co ci adekwatnie chodzi? Z czego się wściekasz? Bartosz wzruszył ramionami. jeżeli choćby coś zawiniłem, to minęło dwadzieścia lat! Powinno się przedawnić!
Łatwo tak mówić, gdy to twoja wina! Oczywiście, chcesz, żeby ci wszyscy wybaczyli! Ale ja ci nie wybaczę! oświadczył Tadeusz.
Ale za co adekwatnie mam być winny? W szkole cały czas myślałem, czemu rodzice uznali mnie za zdrajcę i zabronili wracać! Na moje listy nigdy nie odpowiedzieliście! A pisałem!
A ty naprawdę nie wiesz? zaśmiał się szyderczo Tadeusz.
Bartosz wyglądał na kompletnie zdezorientowanego i chciał dopytać, ale na hałas kłótni wyszła matka.
O rany, znowu ty! krzyknęła Zofia Nowak. Przyniósł cię diabel! Wyrzuć go, Tadeuszu, za drzwi! Wstyd na nasze siwe włowy!
Zaskoczenie Bartosza było tak wielkie, iż zastygł jak słup soli. A matka dodała:
Dałby Bóg siły, to bym cię pogoniła miotłą! Wszystkie siły bym na to położyła! Ale widzę, iż Bóg sam już cię napiętnował! Wskazała na siniec pod okiem Bartosza.
Ktoś ci porządnie przyłożył! uśmiechnął się Tadeusz. Chętnie bym mu rękę uścisnął!
Rodzice, co się z wami dzieje? wykrzyknął Bartosz. Zgłupieliście całkiem? Dwadzieścia lat mnie nie było! Po co takie przyjęcie?
Kto cię tak urządził? spytał Tadeusz. Zaraz cię przepędzimy, a jemu przy okazji podziękujemy!
Skąd mam wiedzieć, kto to był? wściekł się Bartosz. Wracałem autobusem! A tu sąsiad Piotrek mnie rozpoznał! Rzucił się witać!
Gdy autobus stanął na przystanku, podbiegł jakiś młokos, walnął mnie w oko, splunął w twarz i uciekł! A jak ochłonąłem, już go nie było!
Niejaki bohater! uśmiechnął się Tadeusz. Trzeba będzie zapytać Piotrka, kto ci przyłożył!
Tato, tylko to cię interesuje? krzyknął Bartosz. Czyli to, iż nie było mnie dwadzieścia lat, to mogłem w ogóle nie przyjeżdżać?
A po co tu zdrajcy? odparła Zofia.
Z czego niby jestem zdrajcą?
Bo jesteś! krzyknął ktoś trzeci z głębi kuchni.
A to kto taki odważny? wściekł się Bartosz.
Z cienia wyłoniła się postać.
To ten dureń mi podbił oko! wrzasnął Bartosz, wskazując na chłopaka.
Brawo, wnuczku! uśmiechnął się Tadeusz. Nie przegapiłeś okazji!
Jaki wnuk?! odskoczył Bartosz.
No taki! Zofia zasłoniła chłopaka sobą. Twój syn! Porzucony!
Nie mam syna! emocjonalnie odparł Bartosz. I nigdy nie miałem! A gdyby był, to bym wiedział!
A ty przypomnij sobie, dlaczego dwadzieścia lat temu uciekłeś ze wsi! z bólem w głosie powiedział Tadeusz.
***
Bartosz nie nazywał swojego wyjazdu ze wsi dwadzieścia lat temu ucieczką. Wyjazd był zaplanowany. Po prostu wyjechał trochę wcześniej. Miało to kilka powodów.
Jechać musiał bardzo daleko, prawie przez cały kraj. Wybierał się na studia. A wcześniejszy wyjazd miał mu pomóc nie tylko się urządzić, ale też znaleźć pracę dorywczą na czas nauki.
Stypendium miało być, ale raczej nie starczyłoby na normalne życie. A prosić rodziców o pomoc było wstyd. Mogli co najwyżej wysłać jedzenie, a nie pieniądze. Ale jak mieliby je przesłać?
Ale był i drugi powód. Niedługo przed wyjazdem Bartosza we wsi zaczęła się dziwna aktywność. Gdyby został jeszcze dwa tygodnie, mógłby już nigdzie nie wyjechać. Narzeczone się dobijały. Właśnie przed nimi Bartosz wolał uciec.
Na pytanie: Dlaczego? odpowiadał tak:
Chcę związać życie z morzem! A zostawiać żonę w domu, gdy będę na rejsie to nie dla mnie. Nie chcę rogów nosić!
A morze w życiu Bartosza pojawiło się przypadkiem.
Po szkole postanowił najpierw oddać dług ojczyźnie, a potem decydować o przyszłości. Trafił na flotę. Rok służby wystarczył, by zrozumiał, iż ziemia to nie jego miejsce!
Gdy wrócił do domu, miał już w kieszeni skierowanie do szkoły morskiej. Jak się nauczy, zostanie mechanikiem okrętowym.
Ale przed rozpoczęciem nauki postanowił się wyszaleć, żeby już go nic nie ciągnęło.
Jak się szaleje po wojsku nie trzeba mówić. Hamulcem jest tylko utrata przytomności. A resztę czasu wyczyn za wyczynem.
I nie ma znaczenia gdzie przy stole, w bójce, czy z kobietami.
Bartosz, gdy już coś pojął, napatrzył się na takich hulaków.
Wraca z wojska dumny jak paw, gotów świat przewrócić. A potem obrączka na palec i łańcuch obowiązków żona, dzieci, gospodarstwo.
I z dumnego ptaka zmienia się w koguta na rożen.
Bartosz nie chciał takiego losu. I choć hulał, zawsze pilnował portek. choćby sobie drutem pasek skręcał.
Tak, czasem było niewygodnie. Ale lepiej się pomęczyć, niż całe życie cierpieć!
A jego osoba zyskała popularność wśród wiejskich panien. Młody, perspektywiczny, z planem na życie. I najważniejsze w żadnych podejrzanych układach nie widziany.
Samego Bartosza atakowano ze wszystkich stron. Zapraszano, częstowano, obiecywano czułości. A do rodziców wysyłano delegacje, by przez nich ułatwić małżeństwo.
Bartosz się przyjrzał. Zrozumiał, iż obrony nie utrzyma.












