Na zawsze wróciła
Gdy mama postanowiła wyjść za mąż, Kinga nie miała nic przeciwko. Wydawało się, iż lubi nowego partnera mamy spokojnego i zrównoważonego Piotra, który zawsze dobrze się z nią dogadywał. Do mamy odnosił się z czułością i troską. Wszystko było w porządku, ale piętnastoletnia Kinga postawiła jeden warunek:
Mamo, nie mam nic przeciwko twojemu małżeństwu, zwłaszcza iż wujek Piotr to dobry człowiek. Będzie ci samotnie, kiedy wyjadę na studia, ale ja i tak się wyprowadzam do babci. Zamieszkam w Warszawie.
Jak to do babci? Jak to do Warszawy? Masz dopiero piętnaście lat, jesteś niepełnoletnia, jak mogłabym cię zostawić bez opieki? Mama była stanowczo przeciwna.
Mamo, przecież nie będę sama, będę z babcią. Wychowała cię samotnie, więc i ze mną sobie poradzi upierała się Kinga. Poza już się z babcią umówiłam, a ona jest zachwycona, iż do niej przyjadę.
Ach, więc już za moimi plecami wszystko ustaliłyście powiedziała mama, bardziej smutna niż zła.
Mamo, uwierz mi, tak będzie lepiej dla wszystkich. Wujek Piotr może i porządny, ale dla mnie to obcy mężczyzna.
Mama westchnęła i zamyśliła się, ale wtedy zadzwonił telefon. Dzwoniła babcia, Anna Nowak.
Cześć, córeczko. No i jak, dogadałyście się z Kingą? Myślę, iż u mnie będzie jej lepiej. Wiesz, jak uwielbiam moją wnuczkę. Czyżbym nie dała rady zająć się prawie dorosłą dziewczyną?
Tak, mamo, wiem, iż kochasz Kingę, ale rozumiesz serce matki
Wszystko będzie dobrze, nie martw się, córeczko. Jakoś sobie z tobą poradziłam, to i z Kingą damy radę.
Mama zakończyła rozmowę, a Kinga, już pakując swoje rzeczy, powiedziała wesoło:
Mamo, nie przejmuj się, będzie super!
Anna Nowak nie była żadnym aniołkiem to twarda, starsza pani, emerytowana nauczycielka matematyki. Zresztą charakter Kingi też nie należał do najłatwiejszych. Zdarzały się między nimi drobne sprzeczki, ale Anna była przy tym mądra i nigdy nie dopuszczała, by konflikty wymknęły się spod kontroli.
Czasem pokłóciły się, a wieczorem babcia przychodziła do pokoju wnuczki, głaskała ją po kręconych włosach i opowiadała bajki lub dziwne historyjki. Kinga wówczas uśmiechała się i zasypiała, zapominając o urazie. Bywało też, iż to Kinga pierwsza wyciągała rękę na zgodę, rozumiejąc, iż była niesprawiedliwa. Wtedy kupowała babci ulubione krówki, piły herbatę i znów było dobrze.
Tak żyły, aż przyszła pora, by Kinga wyjechała z Warszawy. Skończyła studia w mieście, znalazła pracę, ale zarabiała mało. Koleżanki z pracy opowiedziały jej o dużej firmie w Krakowie, gdzie świetni szefowie, fajny zespół i dobre zarobki.
Babciu, nie gniewaj się i postaraj mnie zrozumieć. Wyjeżdżam daleko, ale zawsze będziemy w kontakcie.
Kinguś mówiła babcia, gładząc jej włosy czy naprawdę musisz jechać tak daleko? Nie znajdziesz nic tutaj?
Babciu, już pracowałam w Warszawie odpowiedziała Kinga i co? Najpierw okres próbny, potem zatrudnienie na najniższym stanowisku za trzy grosze.
Ale dopiero co skończaś studia, nie masz doświadczenia. Wszyscy tak zaczynają. Trzeba się wżyć w pracę. Gdzie się urodziłaś, tam się przydałaś przekonywała Anna.
Ale Kinga była nieugięta. Spakowała walizkę i wyjechała.
W nowym miejscu faktycznie się jej udało. Dostała dobrą posadę z przyzwoitą pensją, choćby miejsce w firmowym hostelu, więc nie musiała wynajmować mieszkania. Gdy dostała pierwszą wypłatę, była zachwycona. Wpadła do sklepu i kupiła mnóstwo smakołyków, choćby ulubione krówki babci. Wieczorem, pijąc herbatę w samotności, poczuła ogromny smutek nie miała z kim się tym podzielić. Krówki babci zostały w wazonie.
Czas mijał, z mamą i babcią rozmawiała prawie codziennie, wszystko było w porządku. Kinga oszczędzała, chciała uzbierać na samochód. Ale jak to mówią człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi
Pewnego dnia zadzwoniła mama i powiedziała, iż babcia Anna zmarła.
Jak to, mamo? Co się stało? pytała przez łzy.
Serce, córeczko. Miała chore serce, ale trzymała to w tajemnicy. Wiedziałam, ale nie sądziłam, iż to stanie się tak szybko. Nigdy się nie skarżyła.
Dla Kingi był to straszny cios. Jechała taksówką, a łzy spływały jej po policzkach.
Źle się pani czuje? Mogę jakoś pomóc? zapytał taksówkarz.
Nie, dziękuję wiedziała, iż dopiero w domu będzie mogła się wypłakać, ale nie potrafiła powstrzymać łez.
*Jak to możliwe?* myślała. *Spóźniłam się na pogrzeb babci przez opóźniony lot, była gęsta mgła Nie pożegnałam się z najbliższą osobą.*
Kinga stała przed drzwiami mieszkania, które teraz należało do niej. Babcia jeszcze za życia przepisała je na jej nazwisko. Długo stała, nie mogąc się zebrać, by otworzyć drzwi, ale w końcu to zrobiła. W mieszkaniu panowała cisza.
*Chyba będę musiała je sprzedać* pomyślała, wchodząc do pokoju i siadając w swoim ulubionym fotelu.
Przypomniała sobie, jak babcia witała ją zawsze słowami:
Kinguś, umyj ręce, zaraz nastawię czajnik
A teraz w mieszkaniu było cicho. Cisza wręcz ją przytłaczała. Po chwili jednak zebrała siły i zaczęła rozważać, co dalej. Spojrzała na zdjęcie na komodzie ona i babcia, uśmiechnięte.
Nagle usłyszała cichy dźwięk, jakieś piski. Nie wiedziała, skąd pochodzą. Chciała już uciekać, ale wtedy z uchylonych drzwi szafy wysunęła się rude kocie łeb.
Ojej, a ty skąd? zdziwiła się, gdy kotka wyskoczyła z szafy.
Przypomniała sobie, iż babcia opowiadała o przygarniętej z ulicy rudzielce, która przyczepiła się do niej. Nazwała ją Majką, bo spotkały się w maju.
Majka! zawołała Kinga, a kotka podeszła do niej, otarła się o nogę i poszła w stronę kuchni,













