Wyszłam za mąż mając osiemnaście lat – z wielkiej i pierwszej miłości. Moja mama, kiedy się o tym dowiedziała, próbowała mnie od tego odwodzić, ale byłam nieugięta. Ślub był jak z klasycznego filmu: wykupywanie panny młodej, porwanie przez drużbów, głośna muzyka i wesoła biesiada. Wcale nie najlepszy dzień w moim życiu. A rano – pobudka od hałasu w kuchni.
Po uroczystości przeprowadziłam się do domu męża, który mieszkał z matką w niewielkim domku. Już pierwszego ranka dostałam wykład, iż młoda żona powinna wstawać z pianiem koguta, ogarniać siebie, gotować obiad i kolację, posprzątać, zrobić zakupy i dbać o męża. I to wszystko najlepiej jeszcze przed południem.
A przecież na weselu teściowa mówiła każdemu, iż „w końcu ma córkę”. Tak zaczęło się moje trudne życie u boku męża i jego mamy. Przetrwałam w tym układzie pięć lat.
Każde moje potknięcie w kuchni spotykało się z krytyką. Jej „ukochany synek” palcem nie kiwnął w domu. choćby śmieci nie wynosił. Nie dało się z nim o niczym porozmawiać. Niemal nigdy nie byliśmy sami. Czułam, iż choćby w nocy jego matka nas podsłuchuje zza ściany. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam mężowi, co mnie boli.
Nie stanął po mojej stronie. Powiedział, iż wymyślam. A ja już wtedy nosiłam nasze dziecko pod sercem.
– Nie podoba się? To droga wolna – powiedział.
Z walizką i łzami w oczach wróciłam do mamy. Spojrzała na mnie i powiedziała tylko: – Składaj papiery o rozwód.
Jak to się stało, iż nasza miłość zgasła niemal od razu po ślubie? Te wszystkie wyznania i romantyczne spotkania rozbiły się o codzienność. Nie wiedziałam, iż mój mąż to typowy „maminsynek”, który nie potrafi choćby gwoździa wbić w ścianę. Może nauczyłby się, gdyby chciał. Ale on wolał wygodę przy mamusi.
Znajome twierdziły, iż wszystkiemu winna jest teściowa. Ja jednak winiłam jego.
Końcówka tej historii pozostało smutniejsza. Gdy odeszłam, nie próbował mnie zatrzymać. A gdy urodził się nasz syn, nie przyszedł choćby go zobaczyć. Minęły trzy lata – a dziecko wciąż nie zna swojego ojca.
Nie rozumiem, jak można być tak obojętnym wobec własnego dziecka? Dotarły do mnie plotki, iż teściowa przekonała go, iż to nie jego syn. Ale niech ich Bóg osądzi – niech sobie żyją, jak chcą. Wierzę, iż na końcu każdy dostaje to, na co zasłużył.
Dziecko wychowam. Ale bardzo trudno jest ułożyć sobie życie po takim początku.