Dziesięć lat temu zostałam żoną Piotra. Mój mąż nie był jedynakiem – miał dwóch starszych braci, którzy w tamtym czasie byli już żonaci, mieli stabilne prace i, ogólnie rzecz biorąc, ich życie było dobrze ułożone.
Chociaż Anna Kowalska miała jeszcze dwie synowe, to tylko mnie nigdy nie zaakceptowała. Nigdy nie dochodziło między nami do otwartych konfliktów ani bezpośrednich wyrzutów, ale wszyscy mogli wyczuć napięcie.
Zawsze uważałam, iż było to spowodowane głównie zazdrością. Przez wiele lat Piotr był jej największym oparciem, ale teraz znalazł inną kobietę – mnie – i stał się moim wsparciem zamiast jej.
Nieustannie starałam się zdobyć sympatię mojej teściowej. Chciałam, żeby mnie zaakceptowała, aby pewnego dnia móc ją szczerze nazwać „mamą”. Ale dopóki traktowała mnie z chłodem i obojętnością, nie mogłam choćby o tym marzyć.
Mimo wszystko ją szanowałam. W końcu to ona wychowała Piotra na wspaniałego mężczyznę i oddanego ojca dla naszych dzieci.
Kiedy urodziło się nasze pierwsze dziecko, Anna zaczęła nas częściej odwiedzać. Jednak niedługo potem jej inni synowie również doczekali się dzieci, więc jej uwaga naturalnie skupiła się na nich.
W święta zawsze wolała odwiedzać jednego z nich w pierwszej kolejności, a my byliśmy ostatnią opcją – i to najrzadszą. Najbardziej bolało mnie to, iż co roku całkowicie zapominała o moich urodzinach.
Każdego roku Piotr musiał jej przypominać o moim istnieniu, ale choćby wtedy nie zawsze składała mi życzenia.
W końcu pogodziłam się z tym, iż nigdy nie będę miała kochającej teściowej, i po prostu to zaakceptowałam.
Rok temu zmarł mój teść, co było ogromnym ciosem dla Anny.
Całkowicie się zmieniła – jej dawny zapał zniknął, a lekarze przepisali jej mnóstwo leków. Mimo to jej stan stale się pogarszał. Ataki lęku tak ją wyczerpywały, iż ledwo mogła wstać z łóżka. Jak się później okazało, jej starsi synowie i ich żony nie spieszyli się, aby ją odwiedzać i się nią opiekować.
I tak na Sylwestra postanowiła zaprosić nas do siebie.
Całą świąteczną kolację przygotowałam sama, ponieważ Anna nie miała już na to sił – większość czasu spędzała na odpoczynku. Kiedy zapytałam o jej pozostałe synowe, tylko machnęła ręką obojętnie, jakby nie miały najmniejszego zamiaru opiekować się nią na starość.
Tuż przed noworocznym przemówieniem prezydenta teściowa zebrała nas wszystkich i ogłosiła istotną wiadomość. Jej dwaj starsi synowie i ich żony odrzucili jej propozycję, więc teraz wszystkie jej nadzieje były skierowane na nas. Chciała, żebyśmy się do niej wprowadzili, opiekowali się nią, a w zamian przepisałaby nam swoje mieszkanie.
Zaniemówiłam z wrażenia nad jej bezczelnością!
Przez wszystkie te lata byłam dla niej nikim – rzadko nas odwiedzała i traktowała nas, jakbyśmy w ogóle nie należeli do rodziny. A teraz, gdy jej dwaj ukochani synowie się od niej odwrócili, nagle sobie o nas przypomniała?
Jakie to samolubne!
Piotr obiecał, iż się nad tym zastanowi, ale w drodze do domu jasno wyraziłam swoje zdanie: niech opiekują się nią ci, którym przez całe życie poświęcała swoją miłość, uwagę i troskę.
Skoro nigdy nie byliśmy dla niej ważni, dlaczego teraz mielibyśmy całkowicie zmieniać dla niej nasze życie?