Na następne weekendy „niespodzianka” powtórzyła się, a potem już powtarzała się jak zjawisko regularne. Nie pytają — czy damy radę, czy nie damy, tylko przyprowadzą, rozwiną się i do wieczora niedzieli naszych dzieci nie widać

przytulnosc.pl 2 godzin temu

Żona i ja żyjemy we dwoje. Mam pięćdziesiąt sześć lat, żonie pięćdziesiąt cztery. Syn jest żonaty, mają z żoną córkę Natalię, ma cztery lata. Mieszkają trzy kilometry od nas. Bardzo kochamy wnuczkę, często ją odwiedzamy, zawsze przynosimy jej upominek. Malutka przyzwyczaiła się, iż przynosimy coś smacznego, zagląda, co dziadek z babcią jej przynieśli.

Ostatnio, w sobotę, syn przyszedł do nas i powiedział:

— Nie jestem sam, mam niespodziankę.

Za nim stała Natalia.

— Zostawimy ją u was na weekend, a sami jedziemy na wypoczynek do znajomych.

Oczywiście, nie mamy nic przeciwko, bo naszą euforią jest wnuczka, będzie z nami.

Na następne weekendy „niespodzianka” powtórzyła się, a potem już powtarzała się jak zjawisko regularne. Nie pytają — czy damy radę, czy nie damy, tylko przyprowadzą, rozwiną się i do wieczora niedzieli naszych dzieci nie widać. Tak trwało przez dwa miesiące. W końcu nie wytrzymałem i następnym razem zatrzymałem syna, mówiąc, iż mama się męczy i w weekendy też chcemy odpocząć. Nie odmawiamy Natalii, ale lata biorą swoje. Czasami zdrowie zawodzą, dlatego tym razem nie będziemy mogli zająć się wnuczką.

Synowa była na nas zła, już nas nie odwiedza i nie zaprasza do siebie. Syn również wspiera jej stronę, ale nic nie zrobiliśmy, tylko poprosiliśmy o odpoczynek. Obaj pracujemy i prawie połowę naszych zarobków oddajemy im, pomagamy, jak możemy. A tu jeden odrzucony prośba i taka uraza. W końcu synowa ma też swoją mamę, ale nie zabierają wnuczki do niej na cały weekend. Już miesiąc, jak syn i synowa nie rozmawiają z nami, a Natalię nie pokazują. A nam jest smutno, gdy się z nią nie spotykamy.

Idź do oryginalnego materiału