Dziennik osobisty
Stałam w drzwiach sali bankietowej z bukietem białych róż w dłoniach i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przy długim stole, udekorowanym złotymi obrusami i kryształowymi kieliszkami, siedziała cała rodzina Igora. Wszyscy oprócz mnie. Dla mnie nie było miejsca.
“Ewo, czego stoisz? Wejdź!” krzyknął mąż, nie odrywając się od rozmowy z kuzynem.
Powoli rozejrzałam się po stole. Naprawdę nie było wolnego krzesła. Każde zajęte, nikt choćby nie próbował się przesunąć ani zaproponować, żebym usiadła. Moja teściowa, Barbara Janówna, siedziała na honorowym miejscu w złotej sukni jak królowa na tronie i udawała, iż mnie nie widzi.
“Igorze, gdzie mam usiąść?” zapytałam cicho.
W końcu na mnie spojrzał, a ja zobaczyłam w jego oczach irytację.
“Nie wiem, jakoś się połóż. Widzisz, wszyscy są zajęci rozmową.”
Ktoś z gości chichotał. Poczułam, jak krew napływa mi do policzków. Dwanaście lat małżeństwa, dwanaście lat znoszenia pogardy jego matki, dwanaście lat prób stania się częścią tej rodziny. A efekt? Nie było dla mnie miejsca przy stole na siedemdziesiąte urodziny teściowej.
“Może Ewa usiądzie w kuchni?” zaproponowała szwagierka Kasia, a w jej głosie wyczułam ledwo ukryte szyderstwo. “Tam jest stołek.”
W kuchni. Jak służąca. Jak ktoś gorszego sortu.
Bez słowa odwróciłam się i wyszłam, ściskając bukiet tak mocno, iż kolce róż wbiły mi się w dłoń. Za plecami rozległ się śmiech ktoś opowiadał kawał. Nikt mnie nie zatrzymał.
W holu restauracji wyrzuciłam kwiaty do kosza i wyjęłam telefon. Dłonie mi drżały, gdy zamówiłam taksówkę.
“Gdzie jedziemy?” zapytał kierowca, gdy wsiadłam.
“Nie wiem” odpowiedziałam szczerze. “Po prostu jedź. Gdziekolwiek.”
Jeździliśmy nocnym Poznaniem, a ja patrzyłam w okno na światła witryn, nielicznych przechodniów, pary spacerujące pod latarniami. I nagle zrozumiałam nie chcę wracać do domu. Nie chcę do naszego mieszkania, gdzie czekają na mnie nieumyte talerze Igora, jego porozrzucane skarpetki i rola gospodyni, która ma wszystkich obsługiwać i na nic nie mieć pretensji.
“Zatrzymaj się na dworcu” powiedziałam kierowcy.
“Na pewno? Pociągi już nie jeżdżą o tej porze.”
“Proszę, zatrzymaj się.”
Wysiadłam i poszłam w kierunku dworca. W kieszeni miałam kartę bankową wspólne konto z Igorem. Nasze oszczędności, które zbieraliśmy na nowy samochód. Dwadzieścia pięć tysięcy złotych.
W okienku siedziała senna urzędniczka.
“Co jest rano?” zapytałam. “Do dowolnego miasta.”
“Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk”
“Warszawa” powiedziałam szybko, bez zastanowienia. “Jeden bilet.”
Noc spędziłam w kawiarni na dworcu, pijąc kawę i myśląc o swoim życiu. O tym, jak dwanaście lat temu zakochałam się w przystojnym chłopaku z brązowymi oczami i marzyłam o szczęśliwej rodzinie. O tym, jak stopniowo stałam się cieniem, który gotuje, sprząta i milczy. O tym, jak dawno zapomniałam o swoich marzeniach.
A marzenia miałam. Studiowałam projektowanie wnętrz, wyobrażałam sobie własną pracownię, kreatywne projekty, ciekawą pracę. Ale po ślubie Igor powiedział:
“Po co ci praca? Ja zarabiam wystarczająco. Zajmij się domem.”
I zajmowałam się domem. Dwanaście lat.
Rano wsiadłam do pociągu do Warszawy. Igor wysłał kilka wiadomości:
“Gdzie jesteś? Wracaj do domu.” “Ewa, gdzie jesteś?” “Mama mówi, iż się obraziłaś. No przecież nie jesteś dzieckiem!”
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam przez okno na pola i lasy, które mijałyśmy, i po raz pierwszy od lat poczułam, iż żyję.
W Warszawie wynajęłam mały pokój w starej kamienicy niedaleko Nowego Światu. Gospodyni, starsza inteligentna kobieta o imieniu Irena Michałówna, nie zadawała pytań.
“Na długo?” spytała tylko.
“Nie wiem” odpowiedziałam szczerze. “Może na zawsze.”
Pierwszy tydzień chodziłam po mieście. Oglądałam architekturę, zwiedzałam muzea, czytałam książki w kawiarniach. Dawno nie czytałam nic poza przepisami kulinarnymi i poradnikami sprzątania. Okazało się, iż tyle ciekawych rzeczy się wydało!
Igor dzwonił codziennie:
“Ewa, przestań głupować! Wracaj!”
“Mama mówi, iż cię przeprosi. Czego jeszcze chcesz?”
“O co ci chodzi? Dorosła kobieta, a zachowujesz się jak nastolatka!”
Słuchałam jego krzyków i dziwiłam się czy naprawdę kiedyś uważałam, iż to normalne? Czy naprawdę przywykłam do tego, iż mówi się do mnie jak do niegrzecznego dziecka?
W drugim tygodniu poszłam do urzędu pracy. Okazało się, iż projektantki wnętrz są bardzo potrzebne, zwłaszcza w Warszawie. Ale moje wykształcenie było już przestarzałe.
“Trzeba zrobić kurs aktualizujący” poradziła konsultantka. “Nauczyć się nowych programów, trendów. Ale masz dobrą podstawę, dasz radę.”
Zapisałam się na kurs. Każdego ranka jeździłam na zajęcia, uczyłam się programów 3D, materiałów, nowych stylów. Mózg, który odzwyczaił się od myślenia, początkowo się buntował. Ale stopniowo zaczęłam to lubić.
“Masz talent” powiedział wykładowca, gdy zobaczył mój pierwszy projekt. “Widać artystyczne wyczucie. Skąd taka przerwa w pracy?”
“Życie” odparłam krótko.
Igor przestał dzwonić po miesiącu. Za to zadzwoniła jego matka.
“Co ty wyprawiasz, głupia? Rzuciłaś męża, zniszczyłaś rodzinę! I po co? Bo nie było miejsca? Przecież choćby nie pomyśleliśmy!”
“Barbaro Janówno, nie chodzi o miejsce” odpowiedziałam spokojnie. “Chodzi o dwanaście lat upokorzeń.”
“Jakich upokorzeń? Mój syn nosił cię na rękach!”
“Pozwalał pani traktować mnie jak służącą. A sam traktował jeszcze gorzej.”
“Dziewko!” wrzasnęła i rzuciła słuchawkę.
Po dwóch miesiącach dostałam dyplom i zaczęłam szukać pracy. Pierwsze rozmowy poszły kiepsko denerwowałam się, plątałam w słowach. Ale na piątej mnie przy



![Trzynaste Wielkie Tarnowskie Dionizje – święto wina na Starówce [ZDJĘCIA]](https://www.temi.pl/wp-content/uploads/2025/11/2025-dionizje-21-scaled.jpg)






