Myślałam, iż znalazłam szczęście…

newsempire24.com 1 tydzień temu

Myślałam, iż wyszłam za mężczyznę…
Gdy Zosia płaciła za zakupy, Mariusz stał z boku. Kiedy zaczęła pakować torby, całkiem wyszedł na zewnątrz. Dziewczyna opuściła sklep i podeszła do palącego Mariusza.
— Mariusz, weź paczki — poprosiła, podając mu dwie większe torby z jedzeniem.
Spojrzał na nią, jakby kazano mu popełnić przestępstwo, i zdziwiony zapytał:
— A ty co?
Zosię sparaliżowało. Co znaczyło “ty co”? Po co to pytanie? Facet zawsze pomaga fizycznie. I nie wypada, by kobieta dźwigała ciężary, gdy mężczyzna sobie maszeruje lekko obok.
— Mariusz, są ciężkie — odpowiedziała.
— I? — upierał się Mariusz.
Widział, iż Zosia się złości, ale przez zrzędliwość nie chciał nosić. Ruszył gwałtownie naprzód, wiedząc, iż nie nadąży. “Weź paczki? Co ja, tragarz? Pod pantoflem? Ja jestem facetem! Sam decyduję, czy coś noszę! Nic jej nie będzie, niech się pomęczy!” — rozważał Mariusz. Akurat dziś miał nastrój na “szkolenie” żony.
— Mariusz, dokąd idziesz? Weź paczki! — zawołała za nim Zosia, niemal płacząc.
Torby rzeczywiście były ciężkie. Mariusz wiedział — sam głównie wkładał produkty do wózka. Do domu było niedaleko, pięć minut pieszo. ale z takim ciężarem droga wydawała się bardzo długa.
Szła do domu, ledwie powstrzymując łzy. Miała nadzieję, iż Mariusz żartuje i zaraz wróci. Ale nie — widziała, jak się oddala. Chciała rzucić te torby, ale jak w otępieniu nieśla je dalej.
Doszedłszy do klatki, usiadła na ławce. Nie miała siły iść. Chciało jej się płakać z krzywdy i zmęczenia, ale powstrzymała się — płakać na ulicy wstyd. Nie mogła też tego przetrawić — nie tylko ją obraził, ale i upokorzył takim traktowaniem. A przecież przed ślubem był taki troskliwy… I niechby nie rozumiał, ale rozumiał! Postąpił tak świadomie.
— Dzień dobry, Zosieńka! — głos sąsiadki wyrwał ją z zadumy.
— Dzień dobry, babciu Marysiu — odpowiedziała Zosia.
Babcia Marysia, Maria Janówna, mieszkała piętro niżej. Przyjaźniła się z babcią Zosi za jej życia. Dziewczyna znała ją od dzieciństwa jak drugą babcię. I po śmierci babci, gdy Zosia mierzyła się z pierwszymi kłopotami, zawsze jej pomagała. Nie miała bowiem nikogo — matka mieszkała w Łodzi z nowym mężem i dziećmi, ojca nie pamiętała. Babcia była jedyną bliską osobą. Teraz babcia Marysia.
Bez wahania postanowiła oddać jej wszystkie zakupy. Nie po to je niosła. Emerytura Marii Janówny była skromna; Zosia często ją rozpieszczała smakołykami.
— Pójdziemy, babciu Marysiu, odprowadzę was — powiedziała Zosia, znów chwytając ciężkie torby.
W mieszkaniu babci Marysi zostawiła paczki, mówiąc, iż wszystko dla niej. Ujrzawszy w torbie szproty, wątrobę dorsza, brzoskwinie w puszce i inne niedostępne rarytasy, babcia Marysia tak się wzruszyła, iż Zosi zrobiło się głupio, iż tak rzadko ją częstuje. Pożegnały się całusami. Zosia poszła na górę.
Ledwie przekroczyła próg, mąż wyszedł jej naprzeciw z kuchni, coś przeżuwając.
— A gdzie paczki? — spytał, jakby nigdy nic.
— Jakie paczki? — odparła jego tonem. — Te, które mi pomogłeś nieść?
— Oj, daj spokój! — próbował żartować. — Obraziłaś się co?
— Nie — odrzekła spokojnie. — Wyciągnęłam wnioski.
Mariusz napiął się. Spodziewał się krzyku, awantury, łez i pretensji; to spokój go zaniepokoił.
— I jakie wnioski?
— Nie mam męża — westchnęła. — Myślałam, iż za mąż wyszłam, a wyszło, iż za durnia się wydałam.
— Nie rozumiem — Mariusz udawał głęboko dotkniętego.
— Co tu nie do zrozumienia? — spojrzała mu prosto w oczy. — Chcę, by mój mąż był mężczyzną. Tobie, widzę, też marzy się, żona-mężczyzna — dodała po chwili. — To sobie faceta znajdź.
Mariusz poczerwieniał ze złości, zaciskając pięści. Zosia tego nie widziała — już weszła do pokoju zbierać jego rzeczy. Mariusz bronił się do końca. Nie chciał odejść. Sincerze nie pojmował, jak można zniszczyć rodzinę przez głupią historię z torbami:
— Dobrze było, pomyśleć, iż sama paczki zaniosła. Wielka rzecz! — protestował, gdy ona niedbale pakowała jego ubrania do torby.
— Swoją torbę chyba sam doniesiesz? — powiedziała ostro Zosia, nie słuchając go.
D
Szymon jednak nie wrócił po torby, ale po kilku godzinach dzwoniąc domofonem, stał przed drzwiami nieruchomo, wciąż nie pojmując jak kwestia sum z marketu mogła doprowadzić do tej chwili.

Idź do oryginalnego materiału