Gdy Kasia płaciła za zakupy, Krzysztof stał z boku. Gdy zaczęła pakować torby, wyszedł całkiem na zewnątrz. Kasia opuściła sklep i podeszła do Krzysztofa, który w tymczasie palił.
– Krzyś, weź torby – poprosiła Kasia, podając mężowi dwie ciężkie siatki z jedzeniem.
Krzysztof spojrzał na nią jak na kogoś, kto każe mu łamać prawo, i zdziwiony zapytał:
– A ty co?
Kasia zmieszała się, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Co znaczy “a ty co”? Co ten pytał? Normalnie mężczyzna zawsze pomaga fizycznie. I jakoś nie w porządku, gdy kobieta dźwiga ciężkie siaty, a mężczyzna obok kroczy jak gdyby nigdy nic.
– Krzyś, są ciężkie – odparła Kasia.
– No i co? – kontynuował stawianie oporu Krzysztof.
Widział, iż Kasia zaczyna się złościć, ale z zasady nie chciał nieść siatek. Poszedł gwałtownie naprzód, wiedząc, iż nie zdąży za nim. “Co znaczy ‘weź torby’! Co ja, cieć?! Albo pantofel? Ja jestem facetem! Sam decyduję, czy nieść siatki! Nic jej nie będzie, sama poniesie, nie padnie!” – rozmyślał Krzysztof. Dzisiaj miał taki kaprys – żonę ustawić.
– Krzyś, dokąd idziesz? Weź torby torby! – krzyknęła za nim Kasia, niemal płacząc.
Torby były naprawdę ciężkie. Krzysztof wiedział o tym, bo sam pakował produkty do wózka. Do domu było niedaleko, jakieś pięć minut. Ale z ciężkimi siatkami droga wydaje się znacznie dłuższa.
Kasia szła do domu, ledwie powstrzymując łzy. Miała nadzieję, iż Krzysztof tylko żartuje i zaraz po nią wróci. Ale nie – widziała, jak oddala się coraz bardziej. Miała ochotę je rzucić, ale w jakimś otumanieniu niosła je dalej.
Dotarłszy do klatki, usiadła na ławce, nie mogąc iść dalej. Chciało jej się płakać z bezsilności i zmęczenia, ale hamowała łzy – nie wypada na ulicy. Nie mogła jednak przełknąć tej sytuacji – nie tylko ją obraził, ale i upokorzył takim traktowaniem. A przecież przed ślubem był taki uważny… I niechby nie rozumiał, ale rozumiał! Postąpił tak świadomie.
– Witaj, Kasiuniu! – głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
– Witaj, Babciu Marysiu – odpowiedziała Kasia.
Babcia Marysia, czyli Maria Kowalska, mieszkała piętro niżej i przyjaźniła się z babcią Kasi, dopóki tamta żyła. Kasia znała ją od dziecka, zawsze traktowała jak drugą babciocię. Po śmierci babci, gdy Kasia pierwszy raz zmagała się z bytowymi trudnościami, zawsze jej pomagała. Nie miała komu więcej – mama Kasi mieszkała w Poznaniu z nowym mężem i dziećmi, a ojca nie pamiętała. Dlatego jedyną bliską osobą była babcia. A teraz Babcia Marysia.
Kasia bez wahania postanowiła oddać wszystkie produkty Babci Marysi. Nie bez powodu je niosła. Emerytura pani Marii była mała i Kasia często ją rozpieszczała różnymi smakołykami.
– Chodźcie, Babciu Marysiu, odprowadzę Was do drzwi – powiedziała Kasia, znów biorąc w ręce ciężkie siatki.
Wszedłszy do mieszkania Babci Marysi, Kasia zostawiła u niej torby, mówiąc, iż to wszystko dla niej. Widząc w siatce śledzie, wątróbkę dorsza, konserwowane brzoskwinie i inne przysmaki, które kochała, a których nie mogła sobie pozwolić, Babcia Marysia tak się rozczuliła, iż Kasi zrobiło się nieswojo, iż tak rzadko dogadza sąsiadce. Ucałowawszy się na pożegnanie, Kasia weszła na swoje piętro.
Gdywnikła do mieszkania, mąż wyszedł na jej spotkanie z kuchni, coś przeżuwając.
– A gdzie torby? – spytał Krzysztof, jak gdyby nigdy nic.
– Jakie torby? – odpowiedziała mu Kasia tym samym tonem. – Te, które pomogłeś mi nieść?
– Ojej, daj spokój! – próbował żartować. – Przykro ci, czy co?
– Nie – spokojnie odparła. – Po prostu wyciągnęłam wnioski.
Krzysztof spoważniał. Oczekiwał krzyku, awantury, płaczu i wybuchu gniewadziała tu takie spokojnie, iż jemu samemu zrobiło się dziwnie.
– I jakie to wnioski?
– Nie mam męża – westchnęła. – Myślałam, iż za mąż wyszłam, a okazało się, iż to ja siebie wydałam za niedojdę.
– Nie rozumiem – Krzysztof udawał, iż jest głęboko dotknięty.
– Co tu nie zrozumiałego? – spytała Kasia, wpatrując się w niego. – Chcę, by mój mąż był mężczyzną. Tobie, jak widać, też, żeby twoja żona była mężczyzną – dodała po chwili namysłu. – To w takim razie nie masz żony. To i ty potrzebujesz męża.
Twarz Krzysztofa zaczerwieniła się z gniewu, zacisnął pięści. Ale Kasia tego nie widziała – poszła do sypialni pakować jego rzeczy. Krzysztof stawiał opór do końca. Nie chciał wyprowadzki. Naprawdę nie rozumiał, jak można z powodu pierdoły rozwalić rodzinę:
– Przecież było dobrze, pomyślałaż sama doniosła torby. No i co w tym złego? – oburzał się, gdy ona niedbale wrzucała jego rzeczy do torby podróżnej.
– Swoją torbę, mam nadzieję, sam zaniesiesz – przerwała mu ostrym tonem Kasia, nie słuchając dalej.
Kasia doskonale wiedziała, iż to tylko pierwszy dzwonek. Gdyby teraz dała sobie dmuchać w kaszę, druty byłyby coraz ostrzejsze. Dlatego odcięła dalsze namowy, wyrz
Kasia zamknęła drzwi na klucz, czując jak ciężar nie tylko siatek, ale i złej miłości spadł z jej ramion raz na zawsze.