Dziś jesień. Zimno, wieje, chmury, liście, w sam raz na pójście do IMMY.
Pędem dwie wystawy, na tę, na którą się wybraliśmy musimy przyjść jeszcze raz, bo jest o Derry i The Troubles i jest tam fantastyczny film nakręcony przez Derry Film & Video Workshop, ale dla Mo to nudy niestety i nie chcemy przecież jej męczyć, bo jeszcze znielubi SZTUKĘ, więc tylko fragment, szybko, drobne urywki. Musimy wrócić bez niej.
Film pokazuje kawałki życia w czasie the Troubles, jak zwane są lata zaostrzonej walki katolików z protestantami zakończone dopiero w 1998 Porozumieniem Wielkopiątkowym. Występuje między innymi Bernadette Devlin, jedna z najbardziej charyzmatycznych kobiet jakie widziałam, porywająca postać połnocno-Irlandzkiej polityki. Każde zdanie z jej przemówień publicznych pali jak policzek, który zresztą wymierzyła Torysowemu Ministrowi Spraw Wewnętrznych w Brytyjskim Parlamencie w 1972 , kiedy po Krwawej Niedzieli, gdzie angielskie oddziały zabiły 13 osób w tym dzieci, powiedział, iż żołnierze działali ‘w samoobronie’.
Odważna, bezkompromisowa, socjalistka, skupiona na obronie biedniejszych i słabszych, była przeciwwagą dla facetów z IRA zafascynowanych bronią i przemocą. Tutaj można sobie przeczytac jej pierwszy speech w Brytyjskim Parlamecie, który wygłosiła ta 21-latka wybrana do House of Commons jako przedstawicielka Mid Ulster, czyli części Irl Północnej. Wystapienie niespotykane w polityce, szczere, bez krzty dyplomacji i okrągłych słówek, rękawica rzucona Imperium. Zaraz po nim powiedziała, iż nie sądzi, żeby jej kiedyś jeszcze pozwolili przemawiać. Niesamowita kobieta. Jeszcze całkiem niedawno krytykowała nacjonalizm i ‘kapitalistyczną klasę w Irlandii’.
Druga wystawa była bardziej dla Mo, jak na przykład to:
Potem kawa w galerii i spacer po zielonych terenach wokół, z Mo próbującą jazdy na taty elektrycznej hulajnodze.