„Musisz respektować moje prawa!” – powiedział mój syn, nie zdając sobie sprawy, jak łatwo zranić serce matki.

polregion.pl 4 dni temu

Dzisiaj wieczorem czuję się dziwnie… Miało być tak przyjemnie, a wyszło inaczej.

Wilgotny październikowy wieczór. Otuliłam się ciepłym szlafrokiem i postawiłam na stole talerz pachnących drożdżówek. W całym domu rozniósł się zapach świeżego ciasta, a przez uchylone okno wdzierał się jesienny chłód. Wszyscy rzucili się ku stołowi, żeby ogrzać się herbatą i uciec przed tą przyką wilgocią.

Mój dziesięcioletni syn, Kacper, usiadł cicho, wziął drożdżówkę, ale nie jadł — tylko dłubał w niej widelcem, marszcząc brwi. Patrzył przed siebie jakby niosło go coś ciężkiego, jakby w ciągu dnia odkrył jakąś istotną prawdę.

— Co się stało, Kacperku? — zapytałam, siadając obok niego. — Wyglądasz, jakby cię ktoś skrzywdził. Działo się coś w szkole?

Chłopiec odłożył drożdżówkę i odpowiedział:

— Dzisiaj przyszedł do nas pan policjant na godzinę wychowawczą. Mówił, iż dzieci też mają prawa. I iż rodzice często je łamią.

Uniosłam brew zdziwiona:

— Naprawdę? I co tam takiego opowiadał?

— Dużo rzeczy — odparł Kacper z powagą. — Na przykład, iż nie wolno mnie zmuszać do tego, czego nie chcę. Że ja też jestem człowiekiem i trzeba mnie szanować. Mam prawo do prywatności i mogę sam decydować, jak spędzam czas.

— Prywatność? — powtórzyłam, ledwo powstrzymując uśmiech.

— No tak! — przytaknął stanowczo. — Chcę grać na komputerze po szkole, a ty każesz mi odrabiać lekcje. To ogranicza moją wolność! A jak krzyczysz, gdy nie chcę jeść brokułów? To jest przemoc psychiczna! I jeszcze te klapsy… Przecież to już przestępstwo! Mogą mnie choćby zabrać z domu, jeżeli złożę skargę.

Milczałam. Stałam, opierając się o stół, i patrzyłam na niego, jakby to był ktoś obcy. Pamiętam, jaki był malutki, jak przybiegał do mnie nocą, przytulał się, gdy się bał. Ile razy siedziałam przy jego łóżku, gdy był chory, nasłuchując każdego oddechu. A teraz przede mną stał „obywatel z konstytucyjnymi prawami”.

— A panią od matematyki też będziesz zgłaszał? — spytałam ciszej. — Jak cię zatrzyma po lekcjach za złe zachowanie?

— Oczywiście! To bezprawne przetrzymywanie! Mam prawo na nią nakrzyczeć!

— A gdyby ją za to zwolnili? Nie byłoby ci szkoda?

— Trochę… — w jego głosie zadrżała niepewność. — Ale… niech się nauczy!

Westchnęłam, odwróciłam się do zlewu i zaczęłam zmywać naczynia. Wtedy Kacper chwycił kartkę i coś gwałtownie nabazgrał. Podbiegł i wręczył mi ją z dumą.

Na kartce niezdarnym, ale pewnym pismem widniało:

„Rachunek za usługi: sprzątanie pokoju — 10 zł, wyprowadzanie psa — 5 zł, zakupy — 3 zł. Razem: 18 zł tygodniowo. Plus zaległe 25 zł z zeszłego tygodnia.”

Spuściłam wzrok. Coś ścisnęło mnie w gardle. Nagle poczułam, jak między nami wyrasta mur. Usiadłam, wzięłaOdpisałam mu na tej samej kartce: „Moja lista: bezsenne noce – bezcenne, trzymanie za rękę w szpitalu – bezcenne, tysiące obiadów, strach gdyś się zgubił, euforia gdy powiedziałeś 'mamo’ po raz pierwszy – wszystko za darmo, bo kocham cię najwięcej na świecie”, a on rozpłakał się i przytulił mnie tak mocno, jakby bał się, iż zaraz zniknę.

Idź do oryginalnego materiału