Musicie nam oddać dziecko. My jesteśmy jego prawdziwymi rodzicami” – powiedzieli obcy ludzie stojący w progu

twojacena.pl 2 godzin temu

Dawno temu, w małym miasteczku pod Krakowem, pewnej jesiennej nocy rozegrała się historia, którą pamiętam do dziś.

Musicie oddać nam dziecko. To nasz prawdziwy syn powiedzieli obcy ludzie stojący na progu.

Mamo, czy mogę jutro nie iść do szkoły? Znowu boli mnie głowa! Staś stał w drzwiach kuchni, trzymając się futryny.

Weronika odwróciła się od kuchenki, gdzie mieszała zupę. Chłopiec rzeczywiście wyglądał blado, pod oczami miał cienie.

Znowu? To już trzeci raz w tym tygodniu. Może pójdziemy do lekarza?

Nie trzeba do lekarza. Po prostu jestem zmęczony. Mogę zostać w domu?

Zobaczymy rano. Idź teraz odrabiać lekcje.

Już je zrobiłem.

Wszystkie? choćby matematykę?

choćby matematykę.

Weronika podeszła do syna, przyłożyła dłoń do jego czoła. Gorączki nie było, ale chłopiec ostatnio stał się jakiś apatyczny, zamyślony. Kiedyś nie mógł usiedzieć w miejscu, a teraz godzinami przesiadywał w swoim pokoju, patrząc przez okno.

Stasiu, wszystko w porządku w szkole? Nikt cię nie prześladuje?

Wszystko dobrze, mamo. Po prostu boli mnie głowa.

Chłopiec poszedł do swojego pokoju. Weronika wróciła do gotowania, ale niepokój nie dawał jej spokoju. Osiem lat wychowywała dziecko, zdawało się, iż zna je na wylot, a teraz nagle coś się zmieniło i nie potrafiła zrozumieć, co to było.

Wieczorem wrócił mąż, Marek. Zmęczony po pracy, ale widząc zatroskaną twarz żony, od razu się zaniepokoił.

Co się stało?

Stasiu znowu narzeka na ból głowy. Trzeci raz w tym tygodniu.

Trzeba iść do lekarza.

Mówię mu, ale nie chce. Może naprawdę jest przemęczony? Koniec semestru, klasówki.

Marek poszedł porozmawiać z synem. Weronika słyszała ich cichą rozmowę. Po chwili wrócił i usiadł przy stole.

Mówi, iż wszystko w porządku. Ale zgodził się jutro iść do lekarza.

No i dobrze. Rano go zapiszę.

Przy kolacji Staś prawie nic nie zjadł. Przekładał widelcem ziemniaki, wypił herbatę i poprosił, by iść spać. Weronika i Marek wymienili spojrzenia.

Może się zakochał? zasugerował Marek. W tym wieku to się zdarza.

Jeszcze na to za wcześnie. Ma dopiero osiem lat.

Kto wie. Dzieci teraz gwałtownie dorastają.

Weronika posprzątała ze stołu, umyła naczynia. W głowie wirowały jej różne myśli. Może w szkole coś się wydarzyło? A może jest poważnie chory?

W nocy kilka razy zaglądała do pokoju syna. Staś spał niespokojnie, przewracał się, coś mamrotał przez sen. Weronika poprawiła mu kołdrę, pogłaskała po głowie. Chłopiec otworzył oczy.

Mamo?

Śpij, kochanie. Wszystko w porządku.

Mamo, ty mnie kochasz?

Oczywiście, iż kocham. Najbardziej na świecie.

A jeśli… jeżeli ja nie jestem twój?

Weronika zesztywniała.

Co za głupstwa, Stasiu? Oczywiście, iż jesteś mój. Śpij już.

Chłopiec zamknął oczy i odwrócił się do ściany. Weronika wyszła z pokoju, ale sen nie przychodził. Skąd u ośmioletniego dziecka takie myśli?

Następnego dnia Staś wstał sam, bez przypominania. Zjadł śniadanie, spakował tornister.

Mamo, idę do szkoły. Głowa mnie już nie boli.

Na pewno? Może jednak do lekarza?

Nie trzeba. Jestem zdrowy.

I wybiegł, zanim Weronika zdążyła zareagować. Wyjrzała przez okno syn szedł gwałtownie przez podwórko, jakby się gdzieś spieszył.

Dzień minął jak zwykle praca, zakupy, gotowanie. Ale niepokój nie ustępował. Kilka razy chciała zadzwonić do wychowawczyni, zapytać, jak tam Staś, ale się rozmyśliła. Nie chciała wyjść na panikarę.

O trzeciej po południu zadzwonili do drzwi. Weronika otworzyła. Na progu stali mężczyzna i kobieta. Nieznajomi. Mężczyzna około czterdziestki, wysoki, ciemnowłosy. Kobieta nieco młodsza, ładna, ale z napiętą twarzą.

Dzień dobry powiedział mężczyzna. Czy to pani Weronika Nowak?

Tak, to ja. A kim państwo są?

Nazywam się Tomasz Kowalski. To moja żona, Agnieszka. Musimy z panią porozmawiać.

O co chodzi?

Mężczyzna wymienił spojrzenie z żoną. Ta skinęła głową, jakby go zachęcała.

O pańskiego syna. O Stanisława.

Weronika się spięła.

Co się stało ze Stasiem? Coś w szkole?

Nie, w szkole wszystko w porządku. Możemy wejść? Rozmowa będzie długa.

Nie znam państwa. O czym mamy rozmawiać?

Kobieta zrobiła krok do przodu. W oczach miała łzy.

Proszę. To bardzo ważne. Chodzi o… Musicie oddać nam dziecko. My jesteśmy jego prawdziwymi rodzicami.

Weronika cofnęła się, jakby ją ktoś uderzył. W uszach jej zaszumiało.

Co? Co za bzdury? Staś jest moim synem!

Niech pani posłucha mężczyzna wyjął z teczki jakieś papiery. Mamy dowody. Osiem lat temu w szpitalu pomylono dzieci.

Wynoście się! Natychmiast! Albo wezwę policję!

Weroniko, proszę, niech pani nas wysłucha kobieta zalkała. My też wychowywaliśmy dziecko osiem lat. Kochaliśmy je. A potem okazało się…

Co się okazało?

Nasz syn… to znaczy chłopiec, którego wychowywaliśmy… zachorował. Potrzebna była transfuzja krwi. Wtedy wyszło, iż grupa krwi się nie zgadza. Ani z moją, ani z męża. Zrobiliśmy test DNA.

Weronika złapała się futryny. Nogi się pod nią uginały.

I co?

To nie nasz biologiczny syn. Zaczęliśmy szukać, sprawdzać. Poszliśmy do szpitala. Sprawdzili dokumenty. Tej nocy, gdy rodziłam, urodziły się tylko dwa chłopczyki. Nasz i… pański.

To jakaś pomyłka.

Zrobiliśmy test DNA z chłopcem, którego wychowywaliśmy. Potem… potem wzięliśmy próbkę DNA pańskiego syna.

Jak wzięliście? Kiedy?

Mężczyzna spuścił wzrok.

Przepras

Idź do oryginalnego materiału