Musiałam wyrzucić moją matkę z domu. Nie mogłam dłużej znosić jej zachowania.
Kiedy byłam mała, mama była dla mnie całym światem. W dzieciństwie wierzyłam, iż mamy najcieplejszą i najsilniejszą więź na świecie. Opiekowała się mną, kładła do snu, czytała bajki na dobranoc, zaplatała mi warkocze przed szkołą w naszym przytulnym miasteczku pod Warszawą. Wydawało mi się, iż tak będzie zawsze — ta czułość, ta więź, ten spokój.
Jednak z wiekiem zaczęłam zauważać, jak jej opieka zamienia się w duszący nadzór. Śledziła każdy mój krok: co jem, z kim się przyjaźnię, jaką sukienkę zakładam. jeżeli choć trochę zaprotestowałam, wybuchała awantura pełna łez i krzyków.
— Całe życie poświęciłam dla ciebie! A ty… — wyrzucała mi, gdy śmiałam mieć własne zdanie.
Lata mijały, a sytuacja tylko się pogarszała. Dorosłam, wyszłam za mąż za Piotra, urodziłam syna Michała. Ale mama nie chciała widzieć we mnie dorosłej kobiety. Wpadała do naszego domu bez zapowiedzi, rządziła w kuchni, wydawała polecenia mojemu mężowi, jakby był jej podwładnym.
— On nie umie trzymać dziecka! — oburzała się. — A ty choćby gotować nie potrafisz, czym ty karmisz męża, skandalistka?
Chciałam delikatnie wytłumaczyć, iż mam teraz swoją rodzinę, swoje zasady, ale jej to nie obchodziło.
— To mój dom! — powtarzała uparcie.
I tak rzeczywiście było. Mieszkaliśmy w mieszkaniu, które odziedziczyłam po babci, a to dawało jej iluzję pełnej kontroli nade mną, nad nami wszystkimi.
Ale wszystko ma swoje granice, a moja została przekroczona pewnego feralnego dnia.
Wracając z pracy byłam zmęczona, ale szczęśliwa — awansowałam. Chciałam podzielić się tym z Piotrem, otworzyć butelkę wina, świętować. Ale w domu czekał na mnie prawdziwy koszmar. Mama siedziała w salonie, a naprzeciwko niej płakał mój Michał, schowany twarzą w dłoniach.
— Co się stało? — podbiegłam do syna, a serce ścisnęło mi się z żalu.
— Babcia powiedziała, iż jesteś złą mamą… Że lepiej mi będzie z nią mieszkać — łkał, trzęsąc się całym ciałem.
Coś we mnie pękło. Gniew, ból, żal — wszystko zmieszało się w jeden płonący krąg.
— Przekroczyłaś wszystkie granice, mamo! — mój głos drżał, gotowy wybuchnąć krzykiem.
Ona tylko wzruszyła ramionami, jakby nic się nie stało:
— Powiedziałam prawdę. Cały czas jesteś w pracy, a dziecko jest bez opieki. Jaka z ciebie matka?
— Jaka matka?! — powtórzyłam, dławiąc się wściekłością. — A ty byłaś dobrą, gdy biłaś mnie pasem za każde drobne przewinienie? Gdy zmuszałaś do życia według twoich zasad, nie dając oddechu?
Po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach zaskoczenie. Otworzyła usta, by zaprzeczyć, ale pewność już ją opuściła.
— Jesteś niewdzięczna! — wyrzuciła, ale głos był już słaby, złamany.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam to, co paliło mnie od środka:
— Nie jesteś już potrzebna w tym domu. Wyprowadź się.
Mama wstała, trzasnęła drzwiami tak, iż szyby zadzwoniły, i wyszła. Od tamtej pory nie wróciła.
Pierwsze dni były piekłem. Wina dusiła mnie, pustka w sercu wydawała się nieskończona. Ciągle zadawałam sobie pytanie: jak mogłam wyrzucić własną matkę? Ale potem przyszło wyzwolenie — jakby ciężki kamień spadł z ramion. W domu zapanowała cisza, nieprzytłoczona jej wiecznym niezadowoleniem. Z Piotrem w końcu poczuliśmy, iż to my jesteśmy panami swojego życia, swojej rodziny.
A mama… Znalazła sobie miejsce gdzieś w mieście, wynajęła pokój. Czasem próbuje nawiązać kontakt — dzwoni, pisze krótkie wiadomości. Ale ja nie jestem już tą małą dziewczynką, którą można złapać na poczucie obowiązku czy manipulacje. Teraz sama decyduję, kogo wpuścić do swojego świata, a kogo trzymać na dystans. I ten wybór to mój pierwszy krok do wolności.