Może ma rację? Mają rodzinę i dziecko w drodze, jak to będzie wyglądać, iż z nimi mieszkasz?

twojacena.pl 1 dzień temu

— Ludwika, może Kasia ma rację? Mają swoją rodzinę, niedługo urodzi się dziecko. Jak to będzie wyglądało, iż ty z nimi mieszkasz? — powiedziała mi mama. — A dlaczego ja mam się nad tym zastanawiać? To mieszkanie jest tak samo moje, jak jej! — odpowiedziałam, ale w głębi poczułam, jak uraza i wątpliwości ściskają mi serce. Ta rozmowa z mamą stała się ostatnią kroplą. Życie z siostrą i jej mężem w jednym mieszkaniu stawało się coraz trudniejsze, i zaczęłam się zastanawiać, jak my wszyscy mamy się dogadać.

Ja i Kasia jesteśmy siostrami, a mieszkanie, w którym teraz żyjemy, dostałyśmy po babci. Jest duże, trzypokojowe, w centrum Krakowa — prawdziwy skarb. Babcia zapisała je nam obu, żebyśmy mogły dzielić je po równo. Gdy Kasia wyszła za mąż za Piotra, przeprowadzili się tutaj, a ja wtedy mieszkałam w innym mieście, wynajmowałam kawalerkę i nie miałam nic przeciwko. Ale rok temu wróciłam: moja praca przeszła na zdalny tryb, i uznałam, iż nie ma sensu płacić za wynajem, skoro mam swoją część w tym mieszkaniu.

Na początku wszystko było w porządku. Kasia i Piotr to dobrzy ludzie, z siostrą zawsze się dogadywałyśmy. Starałam się nie przeszkadzać: zajmowałam jeden pokój, pomagałam w sprzątaniu, kupowałam jedzenie. Ale gdy Kasia zaszła w ciążę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Piotr coraz częściej sugerował, iż może powinnam pomyśleć o wyprowadzce. — Ludka, jesteś młoda, możesz coś wynająć — mówił z uśmiechem, ale czułam w jego słowach ukryty przekaz. Kasia milczała, ale widziałam, iż się z nim zgadza.

Mama, dowiedziawszy się o napięciu, stanęła po ich stronie. — Ludwiczko, oni mają rodzinę, dziecko niedługo się urodzi. Potrzebują przestrzeni. A ty jesteś sama, tobie łatwiej — powtarzała. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Łatwiej? To mieszkanie jest moje z prawa, mam do niego takie same prawo jak Kasia! Dlaczego mam ustąpić tylko dlatego, iż oni będą mieli dziecko? Ja też chcę żyć we własnym domu, budować swoje życie. Ale słowa mamy zabolały. Może naprawdę jestem egoistką? Może powinnam odejść, żeby nie psuć ich rodzinnego szczęścia?

Życie razem stawało się coraz cięższe. Kasia zaczęła irytować się drobiazgami: raz włączyłam muzykę za głośno, innym razem zajęłam łazienkę, gdy potrzebowała. Piotr kiedyś wspomniał, iż po narodzinach dziecka będą potrzebować mojego pokoju na dziecięcy. Próbowałam rozmawiać spokojnie: — Słuchajcie, dogadajmy się. Mieszkanie jest wspólne, nie mam nic przeciwko pomocy, ale wyrzucać mnie — to niesprawiedliwe. — Kasia westchnęła: — Ludka, my cię nie wyrzucamy. Ale przecież rozumiesz, iż będzie nam ciasno. Rozumiałam, ale czułam się jak osaczona.

Postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. — Mamo, dlaczego mam się wyprowadzić? To mój dom, ja też chcę tu żyć. Dlaczego Kasia z Piotrem nie poszukają swojego mieszkania? — Mama odpowiedziała, iż oni są młodzi, niedługo będzie dziecko, a ja „jeszcze zdążę się urządzić”. Ale mam 29 lat, nie jestem dzieckiem, mam swoje życie i plany. Pracuję, płacę rachunki, kupuję jedzenie. Dlaczego moja część nagle stała się mniej ważna?

Zaczęłam myśleć, jak rozwiązać tę sytuację. Sprzedać swoją część? Ale uwielbiam to mieszkanie, tu spędziłam dzieciństwo i młodość. Poza tym, sprzedaż udziału we wspólnym mieszkaniu to trudna sprawa, a Kasia z Piotrem raczej nie będą w stanie go wykupić. Wynająć coś sama? To możliwe, ale wtedy wszystkie oszczędności pójdą na czynsz, a marzenia o podróży czy samochodzie odłożą się na lata. Zaproponowałam siostrze podział mieszkania prawnie, żeby każda miała swoją część, ale odmówiła: — Ludka, to bez sensu, dzielić jedno mieszkanie. Lepiej żyj swoim życiem.

Te słowa zabolały mnie najbardziej. Swoim życiem? A to mieszkanie to nie część mojego życia? Zaczęłam czuć się obco we własnym domu. Kasia i Piotr już planują, gdzie stanie łóżeczko, a ja siedzę w swoim pokoju i zastanawiam się, co dalej. Mama dzwoni prawie codziennie, namawia mnie do ustępstw. — Ludwiczko, rodzina to najważniejsze. Pomyśl o siostrzeńcu albo siostrzenicy — mówi. Ale ja też chcę być częścią tej rodziny, a nie czuć się jak intruz.

Wczoraj porozmawiałam z przyjaciółką, która jest prawniczką. Doradziła mi spisać umowę o korzystaniu z mieszkania albo choćby podzielić je przez sąd, jeżeli nie dogadamy się polubownie. Ale nie chcę doprowadzać do sądu — to przecież moja siostra, moja rodzina. Zaproponowałam Kasi i Piotrowi inną opcję: będę płacić więcej za czynsz i remont, jeżeli przestaną na mnie naciskać. Obiecali się zastanowić, ale widzę, iż im to nie pasuje.

Teraz waham się. Może mama ma rację i powinnam odejść dla ich szczęścia? Ale wtedy czuję, iż zdradzam samą siebie. To mieszkanie to nie tylko ściany, to wspomnienia o babci, o naszym dzieciństwie z Kasią. Nie chcę go stracić. Wierzę, iż znajdziemy rozwiązanie: może podzielimy pokoje, ustalimy grafik, żeby wszystkim było wygodnie. Chcę, żeby moja przyszła siostrzenica czy siostrzeniec dorastali w miłości, a nie w kłótniach.

Ta sytuacja nauczyła mnie doceniać swój dom, ale też pokazała, jak trudno walczyć o swoje prawa, gdy chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, iż Kasia i Piotr mnie zrozumieją, a mama przestanie widzieć we mnie tylko „młodszą siostrę, która musi ustąpić”. Chcę być częścią ich życia, ale nie kosztem własnego szczęścia. Może czas wszystko ułoży, i znajdziemy sposób, by żyć razem jak prawdziwa rodzina.

Idź do oryginalnego materiału