Moja teściowa postanowiła rządzić w moim domu. Przypomniałam jej, kto tu rządzi.

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Moja teściowa postanowiła wprowadzić własne zasady w MOIM domu. Przypomniałam jej, kto tu tak naprawdę rządzi.

Zbieg okoliczności sprawił, iż musiałam wpuścić teściową do swojego mieszkania. Nie dlatego, iż marzyłam o tym. Po prostu mam wspaniałego męża, a on błagał, żebym pomogła – jego matka znalazła się w trudnej sytuacji. Zgodziłam się, zaciśnięte zęby. Chciałam zachować spokój w rodzinie. Ale najwyraźniej ona gwałtownie o tym zapomniała.

Teściowa zaczęła urządzać w moim domu po swojemu, jakby to ona tu decydowała. Choć od razu jej powiedziałam: to moje mieszkanie i nie pozwolę, by ktoś naruszał moją przestrzeń. Nasze relacje nigdy nie były ciepłe. Zawsze miała mi za złe, iż nie tańczę, jak mi zagra. Mnie zaś wkurzało jej ciągłe pouczanie i narzucanie woli.

Od razu pobiegła skarżyć się mojemu mężowi. Ale on miał zdrowy rozsądek – nie reagował na jej plotki. Jego matka od początku nie mogła znieść faktu, iż to ja jestem właścicielką mieszkania. Wściekała się, iż nie może rządzić, jak to sobie wymyśliła.

Teściowa ma młodszą córkę – Kasię, o cztery lata ode mnie. Rok temu wyszła za mąż, już w ciąży. Młodzi zamieszkali z rodzicami męża, ale długo tam nie wytrzymali. Po pół roku, gdy urodziło się dziecko, Kasia wróciła z powrotem do matki. Teściowa wrzeszczała wtedy przez łzy:

— Zamęczyli moją dziewczynę! Co to za teściowa – wąż, nie kobieta! Tylko czyha, żeby ugryźć, upokorzyć, obrazić! Jak można tak traktować synową?

Omal nie parsknęłam śmiechem. Bo ta „straszna” teściowa była jej żywym odbiciem. Po prostu lustrzana kopia. No cóż, jak mówią – jak Kasia do Baśki…

Kasia nie rozwiodła się, mąż przez cały czas wysyłał pieniądze. Po miesiącu wrócił do żony – tym razem do kawalerki teściowej. Oczywiście było im tam ciasno, a ona sama spała na kuchennej sofie. Z zięciem nie dogadywała się, a najzabawniejsze, iż Kasia w konfliktach stawała po stronie męża:

— Mamo, nie waż się niszczyć mojego małżeństwa!

Wtedy powiedziałam teściowej wprost:

— Może niech wynajmą coś na swoją klasę?

— A za co? Kasia na macierzyńskim, a jej mąż ledwo zipie na śmieciówce. Co oni tam wynajmą?

— To ich problem. I nas zupełnie nie dotyczy.

Ale ona zaczęła coraz częściej przychodzić do nas. Najpierw narzekała na zły los, potem na ból kręgosłupa od spania w kuchni, w końcu na kłótnie z zięciem. Aż w końcu rzuciła:

— Nie wytrzymam tam dłużej! Mogę zamieszkać u was? Na krótko…

Chciałam odmówić. Ale mąż błagał:

— Mama zostanie tylko dwa miesiące. Gadałem z Kasią, już szukają mieszkania.

Uległam. Ale od razu postawiłam warunki. Teściowa kiwała głową: „Oczywiście, córeczko, wszystko rozumiem”. Przez dwa tygodnie była cicha jak mysz. A potem się zaczęło.

Przestawiała wszystko po swojemu. Raz serwetki poukłada, raz obrazy przemieści, raz zaproponuje nowe firanki. Z początku znosiłam to w milczeniu. Potem poskarżyłam się mężowi. Próbował z nią rozmawiać – bez skutku. Miesiące mijały, a „tymczasowo” przeciągnęło się do pół roku. Kasia, jak podejrzewałam, nie kwapiła się do wyprowadzki.

Teściowa coraz częściej czepiała się mnie: „Marnujesz wodę!”, „Nie umiesz gotować!”, „Źle sprzątasz!”. Pewnego dnia wyrzuciła wszystkie moje środki czystości, kupiła szare mydło, które śmierdziało w całym mieszkaniu. Oświadczyła: „Chemia to trucizna, wracamy do tradycji!”.

A do tego regularnie wyrzucała jedzenie z lodówki, choćby to świeżo przygotowane. Mówiła, iż „zła energia” albo „niezdrowe dla mojego syna”. Tego dnia eksplodowałam. Nie poszłam się skarżyć mężowi – sama powiedziałam, co leżało mi na wątrobie:

— Żyje pani w MOIM mieszkaniu. Zgodziłam się na pobyt TYMCZASOWY. Czas minął. Proszę się pakować i wracać do córki. Nie potrzebuję drugiej matki. Jestem dorosła i nie pozwolę, by ktoś dyktował mi, jak żyć w MOIM DOMU!

Teściowa nadęła się. Gdy wrócił mąż, zaczęła na mnie narzekać. A on tylko rozłożył ręce:

— Rozmawiajcie same. Nie będę się wtrącał.

Wtedy poszła na całość: zaczęła mówić, iż jest „starsza i mądrzejsza”, iż powinnam być jej wdzięczna. Wtedy postawiłam kropkę nad „i”:

— Wdzięczna? Za co? Za to, iż z mojego domu zrobiłaś piekło? Nie prosiłam o nauki. I na pewno nie pozwolę, by moje mieszkanie stało się oddziałem psychiatryka!

Dałam jej miesiąc na spakowanie się. Niech sami rozwiązują swoje problemy mieszkaniowe. Dlaczego ja mam być zakładniczką ich chaosu? Z własną córką nie dała rady, a teraz chce zrujnować życie mnie?

Nie, dziękuję. Dość. W moim domu – moje zasady.

Idź do oryginalnego materiału