Moja matka jest całkowicie bezradna w sprawach domowych i nie chce się zmienić, a mnie już męczy ciągłe poprawianie po niej

przytulnosc.pl 2 dni temu

Tak się złożyło, iż w tej chwili w moim życiu mam jeden problem — to moja matka.

Jest kompletną domową kaleką i nie zamierza się niczego uczyć. Jest całkowicie zdrowa, prowadzi aktywny tryb życia, ale przyzwyczaiła się, iż wszyscy wszystko za nią robią i podejmują za nią decyzje. Około roku temu matka mieszkała z moim ojczymem. Oprócz tego, iż pracował, to jeszcze zajmował się gospodarstwem domowym. Matka nic nie umie, nic nie wie i nic nie chce robić. Nie wie, jak zapisać się do lekarza, jak wymienić baterie w pilocie czy wkręcić przepaloną żarówkę. W tych wszystkich sprawach polegała na mężu.

Około rok temu zmarł. Gdyby nie nagła śmierć, może przygotowałby ją do życia bez siebie. Mama była zagubiona i zrezygnowana. W pierwszych miesiącach przypominała ślepego kociaka przyniesionego do nowego domu. Nie miała pojęcia, gdzie co leży, czy są jakieś garnki czy narzędzia. Myślałam, iż to tylko stres i zagubienie, ale okazało się, iż to jej normalny stan. W efekcie mam na głowie jeszcze jedno dziecko, chociaż sama już jestem matką.

Matka pracuje, ale w domu potrafi jedynie włączyć czajnik albo zrobić kanapki. Nigdy nie umiała gotować i nie zamierzała się tego uczyć. Kuchenne narzędzia są jej zupełnie niepotrzebne. Gdy zachorowała, zadzwoniła do mnie, a nie do lekarza. Musiałam zamówić wizytę domową, kupić leki, zabrać ją na badania. Kiedy bolały ją zęby, zdecydowała się pójść do dentysty dopiero wtedy, gdy policzek jej spuchł. I znów wszystkim zajmowałam się ja.

Internet przestał działać — narzekała mi. Zapytałam, czy opłaciła rachunki, a ona nie wiedziała, jak to zrobić. Długi za media rosną. A przecież jest już babcią! I do tej pory niczego nie dotykała. Gdy zgasło światło, po prostu usiadła i czekała, aż włączy się z powrotem. Gdy usłyszała działający odkurzacz u sąsiada, zadzwoniła do mnie i zażądała, żebym coś zrobiła, bo na zewnątrz jest już ciemno, a u niej nic nie widać.

Powiedziałam jej, żeby wyszła na korytarz i sprawdziła bezpieczniki — może je wyrzuciło. Przez pół godziny musiałam ją przekonywać. W końcu musiał pojechać do niej mój mąż, bo nie mogłam zostawić chorego syna. Jak się okazało, wystarczyło tylko nacisnąć bezpieczniki. To zajęło kilka minut, ale ile czasu i nerwów straciliśmy! Najgorsze jest to, iż ona odmawia nauki i zmiany. Jest jej tak wygodnie. Po co się wysilać?

Mąż mnie gani, iż tak długo się z nią niańczę. Z naszym synem jest mniej problemów niż z tą zdrową dorosłą kobietą. Rozumiem go, ale jednocześnie boję się, iż jeżeli przestanę ją kontrolować, to wszystko zaniedba, narobi długów, zachoruje i nie wiadomo, jak to się skończy. Mogę mieć potem wyrzuty sumienia do końca życia, jeżeli coś się stanie.

Mąż radzi, żebym się wycofała i poczekała, aż matka zrozumie, iż niańki nie ma. Wtedy, chcąc nie chcąc, będzie musiała się wszystkiego nauczyć. Ale mam wątpliwości. Zostawienie wszystkiego jak jest też nie wchodzi w grę. Matka codziennie mnie nęka drobnymi problemami, które mógłby rozwiązać choćby nastolatek. Ona jednak sobie z nimi nie radzi. Jestem nią bardzo zmęczona, ale gdzie znaleźć siłę, żeby przestać jej pomagać? Na prośby nie reaguje. Od razu płacze i oskarża, iż wszyscy ją opuścili, nikt jej nie żałuje i iż lepiej, gdyby umarła przed swoim mężem. On ją przynajmniej kochał.

Idź do oryginalnego materiału