Moja mama nie trafi do domu opieki — zasługuje na coś lepszego.

twojacena.pl 3 tygodni temu

Nazywam się Kamila. Mam trzydzieści sześć lat. Za mną jedna nieudana próba założenia rodziny, lata wewnętrznej walki i ogromne, czasem dławiące poczucie winy wobec najważniejszej osoby w moim życiu — mojej mamy. Teraz, gdy los znów dał mi szansę na szczęście u boku mężczyzny, stanęłam przed wyborem, który rozrywa mnie od środka.

— Kamila, po prostu nie wiem, co robić… — mówiłam przez telefon do przyjaciółki Bożenki, patrząc przez okno na szare warszawskie niebo. — Marek jest wspaniały. Troskliwy, silny, niezawodny. Przy nim czuję się kobietą. Chce, żebym się do niego wprowadziła, żebyśmy razem zamieszkali… Ale co mam zrobić z mamą? Wiesz przecież, jaka ona jest…

Bożenka wiedziała. Wszyscy bliscy wiedzieli, iż moja mama to nie „zwykła, mocno przywiązana rodzicielka”. To kobieta, która z wiekiem stawała się coraz bardziej władcza, wymagająca, kolczasta, a przy tym niezwykle wrażliwa. Gdy przedstawiłam jej Marka, wszystko poszło na opak.

Na spotkaniu mama zaczęła dziwacznie się zachowywać. Nazywała Marka innymi imionami, udawała, iż się myli, chociaż pamięć ma doskonałą. Potem „przypadkiem” przewróciła talerz z sałatką prosto na jego spodnie. Marek wstał i wyszedł. A mama natychmiast symulowała zawał — wezwałam pogotowie. Gdy lekarze odjechali, spokojnie położyła się spać. A ja siedziałam w kuchni do białego rana i szlochałam, nie rozumiejąc, za co mi to wszystko.

W ostatniej rozmowie Marek postawił sprawę jasno:

— Kamila, musisz pomyśleć o domu opieki. Tam się nią zajmą, ty odetchniesz, a my zaczniemy budować wspólne życie.

Nie odpowiedziałam od razu. Ale w środku odezwała się pamięć, jakby wydobyta z najgłębszej części duszy.

Gdy miałam 22 lata, zakochałam się w koledze z pracy, Krzysiu. Mieszkałyśmy z mamą we dwie w dwupokojowym mieszkaniu. Mama była kategorycznie przeciwna. Wzięliśmy potajemnie ślub, a Krzysio wprowadził się do mnie. Czyli do nas.

I zaczął się koszmar. Mama wołała mnie z jednego pokoju, Krzysio z drugiego. Czułam się rozdzierana na pół. Łzy stały się codziennością. Po roku odszedł.

— Jesteś wspaniała, Kamila. Ale dopóki twoja mama będzie przy tobie, szczęścia nie zaznasz — powiedział na pożegnanie.

Zostałam sama. I pogodziłam się z tym. Aż do Marka. Aż do momentu, gdy znów ktoś wyciągnął do mnie rękę. I teraz znowu — ślepy zaułek.

Pojechaliśmy z Markiem obejrzeć jeden z domów opieki. Było tam czysto, schludnie, zadbanie. Ale atmosfera… W środku było lodowato. Staruszkowie siedzieli w milczeniu, wpatrzeni w przestrzeń. Ktoś spacerował alejkami, ale nikt się nie uśmiechał. Nie wytrzymałam i spytałam pracowniczkę:

— Dlaczego wszyscy są tacy smutni?

— Bo są sami. Ich rodziny porzuciły. Nie przyjeżdżają, choćby nie dzwonią. A oni każdego dnia czekają. Siedzą w oknach, wychodzą przed bramę…

W drodze powrotnej milczałam. A w środku kipiało. Przed oczami przewijały się obrazy: jak mama otulała mnie w nocy, gdy chorowałam, jak biegła z pracy do apteki, jak sama dźwigała całe moje życie. Tak, była trudna. Tak, czasem nie do zniesienia. Ale to moja mama.

Gdy podjechaliśmy pod dom, Marek zapytał:

— No to kiedy zaczynamy przygotowania do jej przeprowadzki?

Odwróciłam się do niego i powiedziałam:

— Nigdy. Nie mogę jej zdradzić. To byłoby podłe. Mama oddała mi swoje życie. Może nie jest idealna, ale jestem jej wdzięczna. jeżeli chcesz być ze mną, musisz się z nią dogadać. jeżeli nie — to znaczy, iż nasze drogi się rozchodzą.

Odwróciłam się i wyszłam. Nie zadzwonił. Ani następnego dnia, ani tydzień później. Chyba dokonał wyboru.

A ja swój. Może znów nie trafiłam na odpowiedniego mężczyznę. Może znów zostanę sama. Ale nie będę żyć ze świadomością, iż moja mama płacze w jakimś obcym miejscu, bo wymieniłam ją na czyjeś „wygodne życie”. To nierówna wymiana. To nie o miłości chodzi. I już na pewno nie o mnie.

Może jeszcze kiedyś się zakocham. Ale jedno wiem na pewno: moje sumienie pozostanie czyste. A serce będzie wciąż żywe.

Idź do oryginalnego materiału