Moja Jedyna Miłość

polregion.pl 2 tygodni temu

Dziś znów pada ten drobny, przenikliwy deszcz. Krople uderzają w twarz, wpadają do oczu. Kinga wracała do domu, myśląc tylko o cieple własnego mieszkania. W głowie miałam zamęt, myśli rozlatywały się jak stare, zużyte prześcieradło. Omijając kolejną kałużę, o mało nie poślizgnęła się na błocie przy krawężniku. „Dość tych butów na obcasie. Nie jestem już nastolatką. Czas przerzucić się na płaskie”.

W końcu stanęła przed blokiem. Wsadziła kod do domofonu, a gdy drzwi się otworzyły, uderzył ją gorący, zakurzony zapach rozgrzanych kaloryferów, które mimo wiosny działały na pełnej mocy. Szkoda, iż nie tak było zimą. Winda wiozła ją powoli na szóste piętro. „Czyżbym chorowała? Zupełnie nie mam siły” – pomyślała, opierając się o ścianę kabiny.

W przedpokoju osunęła się na podnóżek, oparła plecami o ścianę i przymknęła ciężkie powieki. „Wreszcie. W domu!” – westchnęła i natychmiast zapadła w ciemność, w której nie było ani dźwięków, ani zapachów.

– Mamo, czemu siedzisz po ciemku? Źle się czujesz? – Głos Tomka wyrwał ją z tej ciszy, ale nie otworzyła oczu.

– Nie, synku. Po prostu jestem zmęczona – wykrztusiła Kinga, ledwo poruszając językiem.

Czuła, iż syn stoi i patrzy na nią. Z wysiłkiem rozkleiła powieki, ale Tomka nie było. Za to w kuchni paliło się światło. Kinga zdjęła buty, poruszyła palcami stóp, które wreszcie mogły odetchnąć, i wstała. Natychmiast zachwiała się w stronę wieszaka.

– Mamo! – Tomek podbiegł i złapał ją, zanim upadła.

– Coś mi się zakręciło w głowie.

Pomógł jej dojść do kanapy w pokoju. Kinga usiadła, odchyliła się do tyłu i wyprostowała nogi. „Jak dobrze!” – oczy same się zamknęły… W następnej chwili drgnęła, wyrywając się z tej cichej otchłani, i otworzyła oczy, spotykając się z zatroskanym spojrzeniem syna.

– Mamo, wszystko w porządku?

Skinęła głową i poprosiła o gorącą herbatę. Tomek niechętnie poszedł do kuchni.

A ona przypomniała sobie, jak w pracy obudziła się na podłodze w swoim gabinecie. Zupełnie nie pamiętała upadku. Wtedy też wszystko zrzuciła na zmęczenie. „Czuję się jak staruszka, a mam dopiero trzydzieści dziewięć lat. Może naprawdę coś ze mną nie tak? Jutro pójdę do przychodni”. Kinga westchnęła i poszła do kuchni.

– Jesteś blada. Boli cię głowa? – Tomek postawił przed nią kubek parującej herbaty.

Wymusiła uśmiech.

– Tylko zmęczenie, taka pogoda, deszcz. – Wzięła mały łyk. – Jadłeś coś?

– Tak, mamo. Muszę jeszcze odrobić lekcje.

– Idź, wszystko w porządku. – Kinga piła herbatę małymi łykami. Potem przebrała się w wygodny, znoszony szlafrok i zajrzała do pokoju syna. Tomek siedział przy biurku, pochylony nad książką. Serce wypełniła czułość. Najdroższy, jedyny, mój dorastający chłopiec. Zamknęła cicho drzwi.

– Doktorze, co ze mną? Może jakieś witaminy? – Następnego ranka Kinga siedziała już w gabinecie lekarskim. Wyspała się, ale wciąż czuła się wykończona i słaba.

– Zobaczymy. Oto skierowanie na badania i rezonans. Z wynikami od razu do mnie. I nie zwlekaj. Czy w rodzinie były przypadki nowotworów, udarów?

– Tak. Tata miał raka, mama zmarła na udar. Czyli to może być… Mam syna, Tomka, który chodzi do szkoły. Poza mną nie ma nikogo. Nie mogę umrzeć! – Krzyk Kingi odbił się od ściany i wrócił, grzęznąc w gardle.

– Nie wybiegajmy przed szereg. Predyspozycje są, ale jesteś jeszcze młoda… Czekam na wyniki. Na razie dam ci zwolnienie, spokojnie się przebadaj, odpocznij.

– Mamo, byłaś u lekarza? Co powiedział? – Gdy Tomek wrócił ze szkoły, Kinga była już w domu i gotowała zupę.

– Jeszcze nic, wysłał mnie na badania. Jutro mnie nie budź.

Patrzyła, jak syn je. „Dorosły. A jeżeli okaże się, iż coś poważnego? Rak? Lepiej o tym nie myśleć”.

– Mamo, wszystko dobrze? Znów się zamyśliłaś.

Drgnęła.

– Jesteś cały czas jakaś rozkojarzona – powiedział Tomek.

– Tak tylko myślałam.

Tej nocy nie mogła spać. Jak tu zasnąć, gdy w głowie kłębią się najgorsze myśli? Kinga nagle przypomniała sobie dzieciństwo, rodziców, którzy odeszli jeden po drugim, kiedy studiowała. Wtedy też poznała Marka. Był przy niej, wspierał. Marek mieszkał w akademiku, przyjechał z innego miasta. gwałtownie zamieszkali razem.

Gdy Kinga zaszła w ciążę, Marek się ucieszył i od razu zaproponował ślub. Zrezygnowali z wesela – jej rodzice nie żyli, a jego matka mieszkała daleko. Później odwiedzili ją.

Oczywiście, nie obyło się bez kłótni. Nie mieli do kogo się zwrócić po radę. Kinga starała się nie wybuchać, gdy Marek ociągał się z powrotem z pracy. Ale gdy Tomek miał dwa lata, nagle oświadczył, iż kocha inną, iż odchodzi, iż nie może tak żyć…

Płakała, błagała, by został, chwytała go za koszulę. Wyrwał się, odepchnął ją i wyszedł. Kinga oddała synka do przedszkola i wróciła do pracy. Było ciężko. Tomek często chorował. Brała się za każdą dodatkową robotę, ale i tak ledwo wiązali koniec z końcem.

Raz zadzwoniła do byłego męża, gdy Tomek ciężko zachorował i potrzebne były drogie leki. Przesłał jej dwieście złotych i spytał, gdzie podziewa alimenty?

Gdy Tomek podrósł i zapytał o ojca, Kinga szczerze mu o nim opowiedziała. Później wyznał, iż czatował przed jego biurem. Ale Marek był tak zajęty rozmową z wysAle Tomek zrozumiał, iż to nie jego wina, i od tamtego dnia w jego sercu była już tylko mama – jej ciepło, miłość i to, jak zawsze była przy nim, choćby gdy świat wydawał się najciemniejszy.

Idź do oryginalnego materiału