„Mój syn to życiowy chaos, a synowa jego odbiciem. Jestem wykończona ich wiecznym bałaganem”

newsempire24.com 4 tygodni temu

Mój syn to istny chaos; moja synowa jest jego odbiciem. Jestem wykończona życiem w ich bałaganie.
Nigdy nie myślałam, iż powiem to na głos, ale już nie wytrzymuję. Mam dość brudnych naczyń, podłogi, która nie widziała miotły od tygodni, tego uporczywego zapachu zepsutego jedzenia i uczucia, jakbym mieszkała z niechlujnymi współlokatorami, a nie we własnym domu. A to wszystko przez mojego własnego syna i jego miłość, którzy od dwóch miesięcy żyją tu, jakby byli na wakacjach.
Krzysztof ma dwadzieścia lat. Studiuje zaocznie, właśnie skończył służbę wojskową i od razu znalazł pracę. Dorosły, teoretycznie niezależny, dorzuca się do rachunków, nie leży do góry brzuchem. Byłam z niego dumna. Aż do tej przeklętej rozmowy.
Mamo powiedział pewnego dnia dla Oli to trudne w jej domu. Rodzice się kłócą, rzucają przedmiotami, nie może choćby spokojnie się uczyć. Może zostać u nas na jakiś czas, aż się uspokoją? Nie sprawimy problemów.
Zrobiło mi się jej żal. Widziałam ją wcześniej nieśmiałą, grzeczną, z opuszczonym wzrokiem i cichym głosem. Jak mogłam odmówić? Poza tym, Krzysztof ma swój pokój, jest miejsce. Ale nie spodziewałam się takiego prezentu.
Pierwsze tygodnie dawali sobie radę: naczynia pozbierane, podłogi zamiecione, cisza. choćby ustaliliśmy harmonogram sprzątania: sobota oni, środa ja. Myślałam, iż może dojrzeli. Ale po trzech tygodniach wszystko się rozleciało.
Brudne talerze z zaschniętymi resztkami stały w zlewie przez dni, włosy i papiery po cukierkach zalegały na podłodze. Łazienka? Ślady szamponu, włosy w odpływie, resztki mydła. Ich pokój przypominał jaskinię: porozrzucane ubrania, okruchy na stole, nieposłane łóżko. Ola przechadza się w maseczce na twarzy i z telefonem w ręku, jakby była w spa, a nie w moim domu.
Próbowałam rozmawiać, prosić, przypominać. Zawsze ta sama odpowiedź: Nie mieliśmy czasu, zrobimy później. Ale to później nigdy nie nadchodziło. Zaczęłam kłaść im mop i środki czystości prosto w ręce bez wyrzutów, w milczeniu. choćby to nie pomogło. Raz rozlali sos na obrus nie wytrzyli. Po prostu wyszli. I znów to ja musiałam posprzątać.
Gdy zajrzałam do ich pokoju i zobaczyłam ten bajzel, nie wytrzymałam:
Nie przeszkadza wam tak żyć?
Krzysztof, bez mrugnięcia, odparł:
Geniusze panują nad chaosem.
Ale ja nie widzę geniuszy w tym bałaganie. Tylko dwóch dorosłych, którym wygodnie żyć jak świnie, a mamie każe się im służyć.
Krzysztof obiecał współpracę zakupy, rachunki. W rzeczywistości płaci tylko rachunki. Zakupy robi raz w tygodniu, ale zamawiają sushi, pizzę i inne rzeczy prawie codziennie. Proponują mi, ale to mnie nie pociesza lodówka wciąż pusta. Za te pieniądze moglibyśmy wyżywić całą rodzinę.
Ola nie pracuje, studiuje. Ma stypendium, ale nie dołożyła ani złotówki do jedzenia czy sprzątania. Wszystko wydaje na głupoty. Kiedy zasugerowałam, żeby choć trochę się dołożyli, wzruszyła ramionami, urażona.
Wychowałam Krzysztofa sama. Jego ojciec odszedł, zanim się urodził. Rodzice mi pomagali, pracowałam na dwa etaty, oszczędzałam, zrobiłam wszystko dla niego. Nigdy mu nic nie wyrzucałam. I nie chcę teraz zaczynać. Ale patrzeć, jak mój dom zmienia się w chlew tego już nie zniosę.
Próbowałam rozmawiać spokojnie. Raz, dwa, trzy. Teraz już wiem nie zmienią się. Uważają, iż jestem starą marudą, która powinna być wdzięczna, iż tolerują ją pod swoim dachem.
Dwa tygodnie wytrzymałam. Ale teraz koniec. Powiem im wprost: albo się ogarną, albo wyprowadzą się do akademika. Może tam zrozumieją, co to znaczy szanować cudzą pracę i przestrzeń.
Bo mam dość bycia ich służącą. Chcę żyć spokojnie, bez stresu, bez stosów brudnych naczyń i skarpet walających się w kuchni.
A wy? Co byście zrobili? Powinnam ryzykować kłótnię z synem? Czy dalej przymykać oczy na ten bałagan, w domu, który zbudowałam własnymi rękami?

Idź do oryginalnego materiału