Mój syn stał się pantoflarzem. Ta kobieta wszystkim rządzi, a ja boję się odezwać: ból matki, która nie poznaje własnego dziecka.

newsempire24.com 5 dni temu

Mój syn stał się popychadłem. Ta kobieta rządzi wszystkim, a ja boję się choćby słowa powiedzieć: ból matki, która już nie poznaje własnego dziecka.

Tego dnia, gdy Jarek się ożenił, ledwie znałam swoją przyszłą synową. Minęły zaledwie dwa tygodnie od ich spotkania, a pierwsze wrażenie było niepokojące. Jaskrawy makijaż, krzykliwa suknia, wydęte usta – nie mówiło to o kobiecości, ale o lenistwie. O tym, iż przywykła brać, ale nie dawać.

Jej rodziców zobaczyłam dopiero przed Urzędem Stanu Cywilnego. Gadali sztucznie uprzejmie, przyjechali drogim autem, ale później okazało się, iż było wypożyczone – taksówka wydała im się zbyt pospolita. Wymieniłam z mężem spojrzenie: było jasne, iż hojności nie należy się spodziewać. Ślub, nawiasem mówiąc, opłaciliśmy my. Całkowicie.

Przenieśliśmy się do miasta na kilka miesięcy przed narodzinami syna. Jarek wyrósł na wrażliwego, delikatnego chłopca. Pisał wiersze, przejmował się drobiazgami. Na wsi może i wyrobiłby się na twardego mężczyznę, ale miejskie życie uczyniło go kruchego. Do dwudziestu sześciu lat miał tylko trzy dziewczyny, o których zresztą dowiadywałam się przypadkiem, podsłuchując półsłówka z rozmów telefonicznych. Nigdy nie był otwarty.

Zachowywał się jak większość: czasem wracał podchmielony, śmierdział papierosami, ale potem niby rzucił. Po ślubie zostali z nami. Mamy trzypokojowe mieszkanie – my z mężem przesunęliśmy się do najmniejszego pokoju, a młodym oddaliśmy duży. Nie żałowaliśmy, byleby żyli w zgodzie. Ale zgody nie było. Ciągłe awantury. A raczej jeden głos – piskliwy, kapryśny, rozkazujący. To była ona – Karolina.

Co dali jej rodzice – nie wiem. My wręczyliśmy kopertę z pokaźną sumą. Krewni, jak się później dowiedziałam, też dawali pieniądze. Ale wdzięczności nie doczekałam się ani razu.

Karolina prawie nie wychodziła z pokoju. Jadła tylko zamówione jedzenie. Pracowała jako manikiurzystka w salonie, a w domu palcem nie kiwnęła. Domowe obowiązki były „nie jej”. Mój syn jadł to, co sam kupił, albo dojadał nasze posiłki – w milczeniu, z opuszczonym wzrokiem. Wstydził się. To nie była miłość – to było niewolnictwo.

Potem się wyprowadzili. Wynajęli mieszkanie niedaleko jej salonu. I oto nasza „hojna dusza” po raz pierwszy od miesięcy usiadła z nami przy stole, napiła się herbaty, zjadła ciasto. choćby się zdziwiłam – nie jest już na diecie? Gdy wsiadała do samochodu, dostrzegłam w jej spojrzeniu pogardę. A może mi się wydawało. Ale to uczucie – jak nóż wbity pod żebra. Zostało.

A wczoraj poszłam do nich w odwiedziny. Karolina, oczywiście, była w pracy. Przywitał mnie syn. Zmęczony, apatyczny. Zaproponował herbatę – dopiero wrócił z pracy, nic nie ma do jedzenia. Na szczęście przyniosłam pełną torbę zakupów – przynajmniej lodówka teraz pełna.

Okazało się, iż teraz jeździ do pracy autobusem. Samochód został Karolinie – „ona musi do klientów, jakże by miała jeździć komunikacją?” Do salonu, nawiasem mówiąc, jest czterysta metrów. Ale dla niej to za trudno, niewygodnie. A on – pieszo, w deszcz, w mróz. Bo tak jej pasuje.

A potem się wygadał – ma kredyty. Kilka. Jeden z nich – na wyjazd do Egiptu. Ale nie dla nich dwojga. Tylko dla niej. „Zmęczyła się” i poleciała odpocząć z koleżanką. Nie pytałam, kim ta „koleżanka” jest. Widziałam, jak się kurczy na takie pytania. Jak cierpi w ciszy.

Wróciłam do domu i rozpłakałam się. Opowiedziałam wszystko mężowi. Machnął tylko ręką: „Od początku wiedziałem, iż tak będzie”. A mnie nie jest wszystko jedno. Jestem matką. Nie po to rodziłam i wychowywałam syna, by stał się cieniem obcej kobiety.

Teraz choćby nie śmiem otwarcie się odezwać. Boję się, iż Karolina zrobi kolejną awanturę. A ja – iż stracę z nim kontakt na zawsze. Boli mnie to. Czuję się bezsilna. Gdzie popełniłam błąd? Dlaczego nie nauczyłam go być mężczyzną? Dlaczego mój syn to popychadło?

Najstraszniejsze, iż nic nie mogę zmienić. Tylko patrzeć, jak mój chłopiec zmienia się w cień, i czekać. Czekać, aż sam zrozumie, iż nie żyje swoim życiem. Tylko oby nie było za późno…

Idź do oryginalnego materiału