«Mój syn ma zapalenie żołądka, a jego żona karmi go fast-foodem. Nie mogę na to spokojnie patrzeć…»

newskey24.com 2 dni temu

Wiesz, u mojego syna zapalenie błony śluzowej żołądka, a jego żona fate go fast foodem. Nie mogę na to patrzeć spokojnie…

Nazywam się Halina Nowak. Mój syn Bartek skończył niedawno 27 lat. Pół roku temu ożenił się z dziewczyną o imieniu Kinga. Jest mądra, ładna, dobrze wychowana. Kończy właśnie szósty rok medycyny, będzie lekarzem. I niby wszystko powinno być w porządku, ale ja nie umiem się uspokoić – serce mi się kraje. Bo widzę, iż nie dba o mojego syna tak, jak powinna.

Bartek od dziecka ma przewlekłe zapalenie żołądka. Dziedziczne, po ojcu. To nie jest tylko jakaś „dolegliwość od jedzenia”, jak teraz wiele osób myśli. To choroba, która w zaostrzeniu potrafi zamienić życie w piekło. Wiosną i jesienią Bartkowi jest szczególnie ciężko: zgaga, bóle, wymioty, bezsenność. Wiem, przez co przechodzi, bo sama go przez to prowadziłam latami. Kiedy mieszkał ze mną, pilnowałam jego diety: lekkostrawne posiłki, nic smażonego, zero fast foodów, jedzenie o stałych porach, delikatne kasze, gotowane mięso, zupy, kisiele. Nie tylko go karmiłam – chroniłam go.

Przed ślubem uprzedzałam Kingę:
— Bartek ma wrażliwy żołądek. Trzeba uważać, zwłaszcza w okresach przejściowych. Proszę, gotuj mu odpowiednio.
Uśmiechnęła się i obiecała, iż będzie pilnować. Uwierzyłam.

Ale po miesiącu zajrzałam do nich i zamarłam. W kuchni brudne talerze, w lodówce tylko keczup, piwo i zasuszona bułka. W śmietniku pudełka po pizzy i skrzydełkach z fast foodów. A na kuchence – pusto. Spytałam:

— A Bartek gdzie?

— W pracy, zaraz wróci — odparła Kinga spokojnie.

— Czy w ogóle coś dziś jadł?

— No chyba coś rano…

Zrobiło mi się zimno w środku. Wiedziałam, jak to się skończy. I nie pomyliłam się. Po trzech miesiącach – szpital. Ostry atak. Kroplówki, dieta, bóle. Siedziałam przy nim prawie cały czas. A Kinga wpadała – na godzinę, dwie, i potem mówiła, iż musi „uczyć się do zaliczeń”. Zrobiło mi się strasznie.

Po wyjściu przyniosłam im królika. Dobrego, świeżego, kupionego na targu. Poprosiłam, żeby ugotowała lekką zupę. Pokiwała głową. Minął tydzień. Zajrzałam do zamrażarki – królik leżał nietknięty. choćby nie rozmrożony. O zupie nie było mowy.

Zaproponowałam pomoc:

— Kinga, może ja ugotuję? Wiem, iż masz dużo na głowie, studia, egzaminy…

— Nie trzeba! — odcięła. — Ja sobie poradzę.

Ale widzę, iż nie radzi sobie. I boli mnie, jak patrzę, jak mój syn, którego tyle lat chroniłam, znów wpada w sidła choroby. A on milczy. Nie chce urazić żony. Nie chce kłótni. Ale chudnie, jest nerwowy, znów nie śpi.

A ja nie umiem milczeć. Nie mogę patrzeć, jak jego zdrowie leci na łeb. Nie chcę się kłócić z Kingą. Nie chcę niszczyć ich małżeństwa. Ale nie mogę pozwolić, żeby mojemu synowi było coraz gorzej.

Poważnie myślę, żeby porozmawiać z jej mamą. Może ona dotrze do córki. Może znajdzie słowa, żeby wytłumaczyć, iż mąż potrzebuje troski nie tylko w słowach, ale w czynach. Że bycie żoną to nie tylko dzielenie łóżka i kuchni. To wspieranie, leczenie, ratowanie, gdy ktoś cierpi. A gdy jest się lekarzem, choćby przyszłym – tym bardziej.

Nie jestem wrogiem. Jestem tylko matką. Chcę, żeby mój syn był zdrowy. I jeżeli będę musiała się wtrącić – zrobię to. Choćbym sama miała stać przy garach, choćbym miała nosić mu obiady codziennie. Ale nie pozwolę znów patrzeć, jak blednie, słabnie i cierpi. Nie będę milczeć, gdy ktoś go rani zaniedbaniem. Bo kocham swojego syna. I będę o niego walczyć, choćby jeżeli ktoś uzna to za złe.

Idź do oryginalnego materiału