Mój syn był moim przyjacielem i podporą przez całe życie, ale po ślubie staliśmy się obcymi ludźmi.
Zawsze mogłam na niego liczyć był złotym chłopcem, uprzejmym, pomocnym. Takim wyrósł i takim pozostał, dopóki nie poznał Weroniki. Wcześniej byliśmy nierozłączni: spotykaliśmy się często, godzinami rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, wspieraliśmy się nawzajem. Oczywiście, zachowywałam zdrowy dystans nie wtrącałam się w jego decyzje. Ale wszystko się zmieniło, gdy w jego życiu pojawiła się ona.
Na ślub Weronika i Jakub dostali od rodziców kawalerkę w samym centrum Poznania, świeżo wyremontowaną. Stała się ich własnością, ich małym gniazdkiem. Nigdy mnie tam nie zaprosili, choć Jakub pokazywał mi zdjęcia jasne ściany, nowe meble, przytulny klimat. Po śmierci męża nie miałam oszczędności, więc postanowiłam oddać młodym niemal całą swoją biżuterię złote łańcuszki, pierścionki, kolczyki, które zbierałam przez lata. Powiedziałam Weronice: jeżeli wolicie przetopić, nie mam nic przeciwko. Chciałam im pomóc na starcie.
Ale Weronika gwałtownie pokazała, jaka jest. Stanowcza, twarda jak kamień. Zauważyłam, jak przeliczała pieniądze z kopert weselnych ta chciwość mnie zaniepokoiła. Z jednej strony mogłaby być dobrą żoną, ale z drugiej Trzeba uważać. Dzisiejsze kobiety często traktują mężów jak bankomaty, wydają ich pieniądze, a potem biorą rozwód i szukają kolejnej ofiary. Nie życzę Jakubowi takiego losu, ale obawa gryzie mnie od środka.
Pół roku po ślubie Weronika oznajmiła, iż nie chce dzieci. Nie teraz, w tej kawalerce to niemożliwe mówiła, rozkładając ręce. Nie bierzemy kredytu, nie wiadomo, kiedy nas stać na większe mieszkanie. Jakub nie pozostało prezesem. Udawała rozsądek, ale słyszałam w tym wyrachowanie. A ja mieszkam w niedokończonym domu po mężu ściany z dziurami, zimą przenika mróz. Emerytury nie starcza na ogrzewanie. Wtedy padło: Sprzedaj dom, kup sobie studio, a resztę dajcie nam na nowe mieszkanie. Wtedy pomyślimy o dzieciach.
Rozumiecie? Chce, żebym, stara i słaba, wcisnęła się do klitki, a oni wzięli wszystko, co najlepsze. A potem może jeszcze zabraliby mi i to, wysyłając do domu starców. Na początku myślałam, żeby się zgodzić gdyby tylko pomagali mi choć trochę. Ale teraz? Nigdy! Z kimś takim jak Weronika trzeba mieć oczy szeroko otwarte można spodziewać się wszystkiego.
Po tej rozmowie Jakub odwiedził mnie kilka razy. Delikatnie sugerował, iż ich pomysł nie jest taki zły: Po co ci taki duży dom? W mieszkaniu byłoby łatwiej, taniej. Nie ustępowałam: Miasto się rozrasta, za parę lat ta działka będzie warta fortunę. Głupio byłoby teraz sprzedawać. Pewnego dnia zaproponowałam zamianę oni wprowadzają się do mojego domu, ja do ich kawalerki. Przecież to to samo, prawda? Ale Weronika odmówiła. Nie podobało jej się, iż dom wymaga remontu, a ja miałabym żyć wygodnie w ich gotowym mieszkaniu. Ona chce komfortu od razu, choćby jeżeli moja propozycja była lepsza. Taka już jest.
Potem ciężko zachorowałam. Leżałam w łóżku z gorączką, kaszlem, rozdzierającym bólem głowy. Zadzwoniłam do Jakuba, błagając, żeby przyjechał, przyniósł leki, jedzenie. Wiedziałam, iż młodzi są zabiegani, ale nie miałam siły choćby zagotować wody. Kiedyś rzuciłby wszystko, by mi pomóc. A teraz? Przyszedł dopiero następnego dnia. Zostawił jakieś proszki, otwarte opakowanie aspiryny (pewnie przeterminowanej), wzruszył ramionami i poszedł. Na szczęście przyjaciółka przyniosła mi zupę, lekarstwa, wszystko, co trzeba. A gdyby jej nie było? Co by się ze mną stało?
Mój syn był moim światłem, moją podporą. Ufałam mu bezgranicznie był kimś więcej niż dzieckiem, był przyjacielem, częścią mnie. Ale ślub wszystko zmienił. Staliśmy się obcy, a ja nie mogę na to nic poradzić. To moje jedyne dziecko, moja miłość, duma, ale teraz widzę jego serce już nie jest przy mnie. Wybrał ją. Weronika stanęła między nami jak mur, a ja zostałam po drugiej stronie sama, porzucona, niepotrzebna. Rozum mówi: więź jest zerwana. Czas, by wybrał matkę czy żonę. Wybór jest jasny. Ale serce wciąż ma nadzieję, iż przypomni sobie, kim dla niego byłam, iż wróci. Choć z każdym dniem ta nadzieja topnieje jak śnieg w marcowym słońcu.












