Mój mąż i córka zawsze mnie ignorowali, więc cicho odeszłam. A potem zaczęli wpadać w panikę…
Nazywam się Ewa. Mam trzydzieści lat, pracuję jako urzędniczka w firmie zajmującej się identyfikacją, i do niedawna uważałam moje życie z mężem Tomaszem i jego córką Zosią za nową rodzinę, o której zawsze marzyłam.
Tomasz był o dziewięć lat starszy ode mnie. Był rozwiedziony, gdy się poznaliśmy, i sam wychowywał córkę po tym, jak jego była żona zrzekła się praw rodzicielskich i zniknęła. Zosia miała wtedy dwanaście lat: modna, z błyszczącymi oczami i niezwykle uprzejma, gdy Tomasz pierwszy raz przedstawił mi ją.
Miło mi cię poznać. Jestem Zosia. Dzięki, iż zawsze dbasz o tatę.
Jej euforia rozluźniła moje spięte dłonie. Spodziewałam się odrzucenia, ale zamiast tego wydawała się szczerze cieszyć, iż jestem obok.
Pomyślałam: Była sama, bez matki. Może mogę być tą osobą.
Rok później Tomasz oświadczył się. Moi rodzice wahali się kto by się nie wahał, gdy mężczyzna ma już córkę? ale w końcu, przekonani moją determinacją, pobłogosławili nas. Wyszłam za Tomasza i przeprowadziłam się do bloku, w którym mieszkał z Zosią.
Na początku wszystko szło gładko. Zosia choćby nazywała mnie mamą. Tomasz był czuły. Jedliśmy razem kolacje, oglądaliśmy śmieszne programy. Myślałam, iż historia pisze się sama.
Ale z biegiem miesięcy pojawiły się drobne pęknięcia.
Pewnego wieczoru, po kolacji, Zosia zostawiła talerz na stole i położyła się na kanapie z telefonem w ręce.
Zosiu, posprzątaj po sobie. Jesteś już wystarczająco duża.
Przewróciła oczami. Oj, naprawdę? Mamo, nie możesz tego zrobić?
Zamarłam. Nie. Chodzisz do gimnazjum. Musisz nauczyć się dbać o siebie.
Przestań marudzić! Jesteś taka wścibska.
Tomasz stanął po jej stronie. Nie bądź taka surowa, Ewo. To jeszcze dziecko. Powinnaś posprzątać.
Poczułam, jak twarz płonie mi ze wstydu. Nie będę jej rozpieszczać tylko dlatego, iż jest pasierbicą. Chcę, żeby wyrosła na odpowiedzialną osobę.
Ale ziarno zostało zasiane. Od tamtej pory Zosia opierała się każdemu najmniejszemu poleceniu. Tomasz jej pobłażał. Sprzątanie, zakupy, gotowanie stopniowo wszystko spadło na mnie.
Gdy próbowałam ich przekonać Jesteśmy rodziną, powinniśmy działać razem Tomasz machnął na mnie ręką: Dom to kobiece zajęcie. Zosia zaśmiała się: Jesteś taką zimną matką.
Choć pracowałam na pełen etat, traktowali mnie jak służącą.
Później pojawiły się problemy w szkole. Zosia miała czternaście lat i musiała zdawać egzaminy do liceum. Była zdolna, ale leniwa. Marzyła o prestiżowej prywatnej szkole, ale spędzała popołudnia, przeglądając telefon.
Zosiu, musisz się uczyć. W liceum będzie trudniej.
Oburzyła się. Zamknij się. Nie jesteś moją prawdziwą matką.
Tomasz dodał: Nie stresuj jej. Da sobie radę. Można na nią liczyć.
Kłóciliśmy się coraz częściej. Im bardziej nalegałam, tym bardziej Tomasz się oddalał. Czasem wracał późno, mrucząc coś o pracy. Podejrzewałam, iż mnie unika.
W domu zapanowała nerwowa atmosfera. Rozważałam rozwód, ale wahałam się czy rozczaruję rodziców po tym, jak tak bardzo ich przekonywałam?
Aż pewnego ranka wszystko się zmieniło.
Dzień dobry, Zosiu. Śniadanie gotowe.
Przeszła obok mnie bez słowa.
Zosia?
Nic.
Tego wieczoru próbowałam zadzwonić do Tomasza. Hej, musimy porozmawiać o Zosi…
Cisza. choćby nie odwrócił głowy.
Dzień za dniem mnie ignorowali. Powitania, pytania, próby rozmowy wszystko na próżno. Byłam niewidzialna. Gadali między sobą, ale gdy tylko odezwałam się, ich oczy stawały się puste.
Gotowałam, sprzątałam, prałam, ale choćby dziękuję nie padło. W weekendy wychodzili razem, zostawiając mnie samą w bloku, który kiedyś uważałam za dom.
Próbowałam jeszcze ulubione pierogi Zosi, piwo Tomasza z lodówki. Nic. Cisza dusiła mnie jak ściany.
Płakałam pod prysznicem, gdzie nikt nie słyszał. Dlaczego?
Odpowiedź przyszła przypadkiem.
Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej i usłyszałam głosy z uchylonych drzwi salonu.
Zosia chichotała. Mama jest taka naiwna. Hehe. Strategia ignorowania działa świetnie. Siedzi cicho i robi wszystko za nas.
Tomasz się zaśmiał. Tak. Przestała marudzić, a wciąż płaci rachunki. Stała się przydatną gospodynią.
Zosia krzyknęła: Będę potrzebowała więcej kasy na szkołę. Niech mama więcej pracuje! Jestem młoda, nie muszę sprzątać. To idealne. Po prostu dalej ją ignorujmy.
Serce waliło mi jak młot. Mój mąż i pasierbica śmiali się, jak łatwo zamienili mnie w służącą.
W piersi zawrzało. Przygryzłam wargę tak mocno, iż poczułam smak krwi.
Nigdy im tego nie wybaczę.
Następnego ranka spróbowałam jeszcze raz: Dzień dobry.
Zignorowali mnie, Zosia choćby cmoknęła z irytacją.
Gdy wyszli, cicho spakowałam walizkę. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, zamknęłam drzwi i wyszłam bez słowa.
Poszłam do rodziców. Bałam się ich rozczarowania. Ale mama wzięła mnie za rękę, jej oczy były wilgotne. Możesz zostać, ile chcesz. To musiało być trudne.
Ojciec powiedział stanowczo: Zrobiłaś, co mogłaś. Wystarczy.
Łzy, które powstrzymywałam miesiącami, w końcu popłynęły. Po raz pierwszy od dwóch lat zostałam zauważona.
Po kilku dniach zadzwonił telefon. Tomasz. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, odebrałam.
Gdzie ty, do cholery, jesteś? wrzasnął. Jak śmiesz nas zostawiać? Jesteś matką, wstydź się! Wracaj natychmiast!
Odsunęłam słuchawkę, a potem wróciłam. Nie, Tomaszu. Nie wrócę. Chcę rozwodu.
Co za bzdury? Przestań histeryzować tylko dlatego, iż trochę cię zignorowaliśmy! Nie rozwodzimy się.
Był w panice bo bez mnie nie miał