Mocniejsze niż śmierć

newsempire24.com 2 dni temu

**Silniejsza niż śmierć**

Regina otworzyła oczy. Zegar na ścianie wskazywał wpół do ósmej rano. Obok wisiało zdjęcie męża z żałobną wstążką w rogu. Tak zaczynał się każdy jej poranek. Spoglądała na zegar, a potem na uśmiechniętego męża. Albo odwrotnie. „Cześć. Dzień dobry, kochanie!” — tak mówił do niej mąż. Tylko nie mógł już pocałować, jak kiedyś.

***

Po dziewięciu dniach, przed wyjazdem, córka zdjęła wstążkę z portretu. Rano Regina obudziła się, zobaczyła ramkę bez żałobnego symbolu i pomyślała, iż śmierć męża to tylko zły sen.

Wyszła do kuchni, gdzie córka smażyła racuchy.

— Tata już wyszedł do pracy? — zapytała.

Córka odwróciła się gwałtownie, szeroko otwierając oczy.

— Mamo, przerażasz mnie. Po pierwsze, dziś sobota, a po drugie… Tatę wczoraj pochowaliśmy. Nie pamiętasz?

Regina ciężko opadła na krzesło.

— Zdjęłaś wstążkę z portretu? Pomyślałam…

Zaczęła płakać. Żal znów przygniótł ją jak kamienna płyta, aż zabrakło powietrza. Córka przysiadła przed nią, zajrzała w oczy.

— Mamusiu, przepraszam. Zaraz ją przywrócę. Nie pomyślałam…

Gdy Regina wróciła do pokoju, portret znów miał żałobną wstążkę. Nie było lżej. Było jeszcze gorzej. Lepiej sen i złudzenie niż okrutna prawda. Ale nie powiedziała tego głośno.

— Może pojedziesz ze mną? Odpoczniesz u nas? — zapytała córka.

— Nie martw się, wszystko ze mną w porządku. Nie zwariowałam. Po prostu… gdy zobaczyłam zdjęcie bez wstążki, tak bardzo chciałam, żeby to był tylko sen. Zostanę tu. „Z tatą” — chciała dodać, ale uznała, iż to wystraszy córkę jeszcze bardziej.

— Nie martwiłam się, tylko zaproponowałam.
— Martwiłaś się — odparła Regina.
— Nie gniewaj się, mamo.

Córka wyjechała, obiecując dzwonić codziennie. Wyszła za mąż za kolegę ze studiów i zamieszkała z jego rodziną w innym mieście. Podobało jej się tam.

***

Minęło osiem miesięcy, ale ból nie osłabł. Regina nauczyła się z nim żyć. Weszła do łazienki, odkręciła kran. Na suficie migotała i gasła kolejna żarówka. „Może i lepiej” — pomyślała, zmywając z twarzy resztki snu. „W tym świetle moje odbicie w lustrze nie wygląda tak przerażająco.”

Drzewa i krzaki na podwórku pokryte były zieloną mgiełką pąków. Gdzieniegdzie, od słonecznej strony, przebijały się już pierwsze listki. Niebo zasnuły chmury.

Regina odwróciła się od okna, postawiła pustą filiżankę po kawie w zlewie i poszła się ubrać. W weekendy często jeździła na cmentarz, zwłaszcza gdy stopniał śnieg i ziemia wyschła. Dziś mijało dokładnie osiem miesięcy od śmierci męża. Te osiem miesięcy zlało się w jeden niekończący się dzień smutku.

Przy bramie cmentarza stały kobiety, sprzedając żywe i sztuczne kwiaty. Regina wybrała żywe. Przez te miesiące grób męża zniknął wśród nowych mogił. Zebrała zwiędłe kwiaty, położyła świeże, poprawiła wstążki na wieńcach, pogłaskała zdjęcie. Blakło na słońcu, jego twarz powoli znikała. Następnym razem przywioze nową fotografię, w ramce pod szkło. Latem córka z mężem mieli przyjechać — wtedy postawią pomnik…

Na pogrzebie ksiądz powiedział, iż u Boga wszyscy żyją. Te słowa utkwiły w jej głowie jak iskra nadziei. Może dlatego ciągnęło ją na cmentarz. Wydawało jej się, iż tu czuje obecność męża najmocniej. Nie pod ziemią, ale gdzieś wysoko. Przecież mówią, iż dusza wraca do nieba, do Królestwa Niebieskiego…

— Cześć. Masz teraz więcej towarzystwa. Wokół mnie też jest pełno ludzi, a i tak czuję się bez ciebie samotna. Córka dzwoni codziennie. Wszystko u niej dobrze. Pamiętasz, jak odradzałeś jej ten ślub? Są z Romkiem szczęśliwi, kochają się.

Wyobraź sobie, myślała, iż jest w ciąży, ale test wyszedł negatywny. Ucieszyła się i rozczarowała jednocześnie. Nie chce jeszcze dzieci. Obiecała, iż jeżeli urodzi się chłopiec, da mu twoje imię. Nie masz nic przeciwko?

Bardzo za tobą tęsknię. Wszystko mi z rąk leci. Tyle naczyń potłukłam. Twoją ulubioną filiżankę też… Przepraszam. Chciałam ją schować. Po co w ogóle po nią sięgnęłam? Wczoraj rozsypałam herbatę. W sklepie ciągle zostawiam zakupy. Ostatnio świeże ogórki. Córka mówi, iż żywię całą dzielnicę. W pracy też nie idzie dobrze. Robię błędy, pewnie niedługo mnie zwolnią. Żarówki w łazience przepalone. Kupiłeś zapasowe? Nie znalazłam.

Na głowę spadło kilka kropel.

— Zaczyna padać. Chyba wszystko ci powiedziałam. Niedługo znów przyjdę. Do szybkiego zobaczenia, kochanie. — Pogłaskała zdjęcie, otarła łzy i odeszła, omijając świeże groby.

Autobus kazał długo czekać. Regina przemokła i zmarzła. Nie chciało jej się wracać do pustego mieszkania.

Pod samymi schodami stała ciężarówka z otwartymi drzwiami. Tragarze wynosili pudła, meble, worki i znosili do windy. Sąsiadka stała w wąskim przejściu i krzyczała, iż nie da rady przejść. Mężczyźni milczeli, sapiąc, i przynosili kolejne kartony.

— Dzień dobry. Wie pani, do którego mieszkania wprowadzają się nowi lokatorzy? — zapytała Regina.

— Witaj, Regino. Numeru nie znam, ale na szóste piętro. Korolowie sprzedali mieszkanie zimą, dom kupili. Ty jesteś z siódmego? Więc pod tobą będą mieszkać. Dobrze, muszę lecieć, wnuczka sama w domu… — Ledwo minęły się między stosami kartonów.

Regina wjechała windą na swoje piętro, otworzyła drzwi. Witała ją przytłaczająca cisza. Rozebrała się, poszła do kuchni i od razu wdepnęła w kałużę.

— Tylko tego mi brakowało!

Otworzyła szafkę pod zlewem i zobaczyła, iż woda sączy się z zaworu. Spróbowała dokręcić, ale tylko pogorszyła sprawę. SobotaRegina spojrzała na zegarek, pomyślała, iż lepiej późno niż później, i postanowiła zadzwonić do Borysa, by powiedzieć mu, iż jednak zaczyna wierzyć, iż życie potrafi być silniejsze choćby od najciemniejszej żałoby.

Idź do oryginalnego materiału