Miłość z góry, sąsiadka z dołu

newsempire24.com 1 tydzień temu

Wieczorem, gdy zmrok spowił podwórko starej kamienicy w Krakowie, Krzysztof z irytacją spojrzał na zegarek. Zamiast walizek, biletów i wymarzonego wyjazdu z Kasią nad morze – tkwił w zakurzonym klatkowisku, gdzie powietrze było gęste od wspomnień. Jak zwykle. Siostra Beata, łzy, termometr i błaganie: “Zostań z dzieciakami, nie mam do kogo się zwrócić…”.

Nie chciał. Prawda. Marzył, by być facetem z wakacjami, z kobietą, z drinkiem w dłoni. A tu? Dwrójka wrzeszczących siostrzeńców, plecak pełen klocków i zapach wódki unoszący się od sąsiadki, która otworzyła drzwi i wykrzyknęła:

— Krzysiu, skąd u ciebie te maluchy? Ożeniłeś się czy jak?

Maja – dziewczyna z parteru. Ruda, żywiołowa, z oczami jak u lisa. Krzysztof dwukrotnie zatopił jej mieszkanie, zanim właściciel wymienił rury. Jej matka, kobieta o złotym sercu, nie zażądała ani grosza, a sama Maja od tamtej pory ciągle mu mrugała. Chociaż wydawało mu się, iż powinna jeszcze chodzić do liceum.

— Co, lekcje ci się nudzą? Mamie powiem! — prychnął, obserwując, jak Maja oblewa się rumieńcem.

— Już mam technikum za sobą! Szukam pracy! — odparowała, zarzucając torbę na ramię.

— No tak, wyglądasz na typową wagarowiczke. W lustrze się kiedyś widziałaś?

Roześmiali się, Maja wślizgnęła się do środka, a Krzysztof ruszył po swojego gratka – stary, ale własny, kupiony na raty. Kasia oczywiście się krzywiła: “Mogłeś coś lepszego znaleźć”. Ale on był dumny choćby z tego gruchota. Uparty jak osioł. Będzie wszystko – mieszkanie, auto, stanowisko, Kasia.

Ale nie dziś.

Dziś – korki, zapocone siedzenia, wrzeszczące bachory na tylnym siedzeniu i siostra w szpitalu:

— Wybacz, Krzysiu, naprawdę nie mam do kogo się zwrócić…

Beata leżała w szpitalu, ich matka też rozchorowała się ze stresu. A ojciec? Cóż, Marek istniał tylko na papierze. Pić, hulać, znikać – to były jego jedyne talenty.

Dzieci obwiesiły mu się u szyi: “Wujku Krzysiu!”. Przytulił je, obiecał lody i zawiózł do swego wynajętego kawaleraka.

W drzwiach znowu stała Maja.

— To wszystko twoje? — zapytała, szeroko otwierając oczy.

— Tak, znalazłem na przystanku — zaśmiał się. — Odwróciłem się na chwilę, a tu mi się przyczepiły.

Dzieci zachichotały, a Maja zmieszała się. Sprostował:

— Żartuję. To siostrzeńcy. Siostra w szpitalu, ja się nimi zajmuję.

W mieszkaniu maluchy gwałtownie urządziły istny armagedon. Krzysztof robił omlety, potem zabierał je do parku, kupował zapiekanki i baloniki. Były zachwycone. Ale trzeciego dnia zaczęły marudzić: Zosia narzekała na gardło, Miłosz — na brzuch. Płacz, łzy, “chcemy do mamy”…

Ktoś zapukał do drzwi. Krzysztof otworzył — Maja.

— Słyszałam, iż płaczą… Może pomogę? Skończyłam szkołę pielęgniarską.

Weszła, przyniosła stare zabawki, cicho ułożyła dzieci, owinęła Zosi szyję szalikiem, pogłaskała Miłosza po brzuszku. A on, nie zdążywszy podziękować, zasnął w jej ramionach.

— Chodź do kuchni, zrobię ci kanapki — mruknął Krzysztof, zamykając drzwi do pokoju.

Siedzieli w kuchni. Maja, popijając herbatę, spytała:

— A twoja… kiedy odbierze dzieci?

— Moja? Co ty! To siostra. Sam nie mam dzieci. I póki co nie planuję.

Maja się uśmiechnęła, a on zrozumiał – jest prawdziwa. Przytulna. Ciepła. Nie jak Kasia, nie jak żadna przed nią.

Maja została jeszcze jeden dzień. Potem dwa. W końcu — na zawsze. Razem chodzili z dziećmi na spacery, gotowali, śmiali się. A gdy w parku sprzedawca balonów powiedział: “Ależ macie śliczną rodzinę!” — Krzysztof poczuł ukłucie w piersi. Spojrzał na Maję, na dzieci i pragnął, by to nigdy się nie skończyło.

Kasia zadzwoniła po tygodniu. Jej głos był lodowaty:

— Gdzie jesteś? Ani słychu, ani dychu. Już wszystko wiem.

I jedyne, co poczuł — to pustka.

Idź do oryginalnego materiału