Miłość przetrwała lata

newskey24.com 3 godzin temu

Miłość przetrwała lata

Do wsi przyjechała nowa rodzina. Właśnie skończono budowę nowej szkoły. Stary dyrektor przeszedł na emeryturę, a na jego miejsce przybył nowy Bogdan Wojciechowski z żoną, nauczycielką matematyki, i córką Haliną, która miała piętnaście lat.

Halinę od razu widać było, iż nie była miejscową dziewczyną. Wszyscy chłopcy zwracali na nią uwagę, a lokalne dziewczęta wściekały się. Przyjezdna zawsze chodziła schludnie, z ciasno splecionym grubym warkoczem, buty wypucowane. choćby jesienią, brnąc przez wiejskie błoto, potrafiła znaleźć kałużę, umyć je i dopiero wtedy wejść do szkoły.

Halina ma widocznie za mało roboty, skoro w kałużach się babrze śmiały się z niej wiejskie dziewuchy, których buty były zwykle brudne. Ale z czasem i one zaczęły próbować się myć.

Bo widziały, iż chłopakom podoba się ta zadbana Halinka.

We wsi mieszkał też Krzysiek, szesnastoletni chłopak, pracowity, wysoki i barczysty. Do szkoły już nie chodził rzucił ją po ósmej klasie. Pracował na wsi: kosił trawę ze starszymi, układał siano w stogi, i to takie, iż baby aż w zdumienie wpadały.

Lecz miał słabość do dziewczyn. Już od czternastu lat miał ich bez liku, a one same nie protestowały Krzysiek był przystojny. A od szesnastego roku życia choćby pod stogami miłość kręcił. Teraz miał siedemnaście.

No, Krzysiek, to dopiero kogut mawiali o nim sąsiedzi, a on tylko się uśmiechał pod nosem.

Wszystko się zmieniło, gdy pierwszy raz zobaczył Halinę. Szła z matką do sklepu zaraz po przyjeździe, taka elegancka, zgrabniutka.

Co to za zjawisko u nas się pojawiło? zdziwił się Krzysiek i zapytał swojego przyjaciel To nowi, jej ojciec dyrektorem szkoły, a to Halinka i jej matka, nauczycielka od matmy odparł Jasiek, jego rudawy i piegowaty kumpel.

I wtedy Krzysiek przepadł całkiem, jakby zapomniał o wszystkich swoich podbojach, jakby nigdy w życiu na dziewczyny nie patrzył, jakby pierwszy raz się zakochał. Zamknął choćby oczy, gdy ją zobaczył, bo w tej Halince było coś nieziemsko lekkiego, a jego rozhukana dusza zadrżała.

Rozumiał, iż Halina to jeszcze dziecko, więc nie próbował się zbliżać, tylko patrzył z daleka, ale cała wieś i tak wiedziała, iż Krzysiek oszalał z miłości. Minęła jesień, nadeszła zima. Rzeka skuta lodem, dzieciaki ślizgały się na łyżwach, zwykłych śniegówkach, przywiązanych sznurkiem do walonków. Dziewczyny zwykle nie potrafiły jeździć.

Aż tu nagle cud na lód wyszła Halina w prawdziwych łyżwach, z butami, pięknych, tak jak ona. Jak jeździła! Wszyscy wstrzymali oddech, dzieciaki stały na brzegu i gapiły się, jak wycina finezyjne pętle, wiruje na jednej nodze, potem na drugiej.

No, Halina daje popis, prawdziwe arabeski dziwili się starsi chłopcy, a maluchy prawie nie zamykały buzi.

Krzysiek nie widział, kiedy Halina wyszła na lód, wracał akurat z pracy.

Pomocy! Pomocy! usłyszał krzyki i hałas znad rzeki, jeszcze nie wiedząc, o co chodzi, pognał w tamtą stronę.

W przeręblu przy drugim brzegu ktoś się miotał. Rzeka nie była szeroka, ale trzeba było przebiec po lodzie.

Halina tonie! Halina! wrzeszczały dzieci.

Krzysiek zrozumiał Halina nie wiedziała, iż tam bije źródełko i lód jest słaby. Nie myśląc długo, rzucił się na pomoc, zrzucając na lód kożuch, a gdy dopadł do przerębla, zobaczył przerażone oczy Haliny. Pełznął po lodzie, a ona, łamiąc go rękami, trzymała się resztkami sił.

choćby kija nie wziąłem z brzegu pomyślał gorączkowo, ale w tej samej chwili zdjął pasek i rzucił jej jeden koniec.

Halina złapała się, on pociągnął z całej siły i wyciągnął ją, a potem, ciągnąc po lodzie, zaniósł do domu na rękach mokrą, trzęsącą się z zimna.

Prosiła, żebyś przyszedł powiedziała matka Haliny, gdy Krzysiek już wracał do siebie.

Wieść o tym, jak Krzysiek uratował Halinę, rozeszła się po wsi błyskawicznie, obrastając w coraz to nowe szczegóły. Tego samego wieczora, gdy już zupełnie ściemniało, do domu Krzyszka przyszła matka Haliny:

Krysiu, dziękuję ci, dziękuję mówiła, wręczając mu paczkę z łakociami. Halina kazała ci powiedzieć, żebyś przyszedł. Leży z gorączką.

Krzysiek poszedł z nią. Halina leżała w łóżku, a gdy go zobaczyła, słabo się uśmiechnęła i podała mu gorącą dłoń.

Dziękuję, Krzysiek. Gdyby nie ty… Łza spłynęła jej po policzku, a on otarł ją swoim palcem.

Od tego dnia przychodził do Haliny codziennie wieczorami, bo w dzień pracował. Siedzieli w jej malutkim pokoiku i rozmawiali a raczej to Halina mówiła, a on słuchał, zachwycony dźwiękiem jej głosu.

Halina skończyła szesnaście lat, potem siedemnaście. Przyjaźnili się, spacerowali, trzymali za ręce, aż w końcu Krzysiek ją pocałował. Gdy on skończył osiemnaście, poszedł do wojska. Żegnali się długo, Halina płakała, a on ją uspokajał.

Czas gwałtownie minie, wrócę, tylko mnie zaczekaj mówił, a ona obiecywała.

Ale los bywa okrutny i nie wiadomo, co przyniesie. I Krzyszka dotknął ciężki cios trafił na Kauer, do strefy walk. Został ranny, stracił nogę. Długo leżał w szpitalu, nikomu nie mówił, a Halinie tym bardziej.

Nie wrócę do niej taki. Nie chcę, żeby widziała mnie jako kalekę myślał, wpatrując się w sufit szpitalnej sali. Niech sobie życie ułoży, jak chce. Dla mnie droga do wsi jest zamknięta.

Gdy tylko nauczył się chodzić o protezie, wypisał się ze szpitala i wyjechał z kolegą z sali, Darkiem, do miasta powiatowego. Czas mijał, Krzysiek znalazł się w lokalnej fabryce, a potem… ożenił. Mimo protezu był przystojnym mężczyzną Ewa sama zaproponowała mu spotkania, potem ślub.

Krzysiek, chodź, weźmiemy ślub powiedziała pewnego dnia. Będę ci pomagać, widzę, iż ciężko ci samemu.

Dobrze zgodził się, choć wiedział, iż w sercu ma tylko Halinę. Czasem wspomnienia wracały, a on zaciRazem z Ewą żyli w spokoju i szacunku, urodziła im się córka Ola, a Krzysiek tylko czasem, patrząc w wiejski pejzaż za oknem, myślał o Halinie, której oczy pełne były tego samego smutku, co jego.

Idź do oryginalnego materiału