Milczy już tydzień… Co robić, gdy mnie odpycha i ukrywa prawdę?
Z Zofią mieszkamy razem od trzech lat. Przez ten czas ani razu nie zwątpiłem w swoje uczucia do niej. Byłem przekonany, iż to właśnie ta osoba, dla której gotów byłem zmieniać plany, charakter, codzienność. Wynajęliśmy mieszkanie, urządziliśmy się, rozmawialiśmy o przyszłości i choćby zrezygnowaliśmy ze środków antykoncepcyjnych, bo oboje rozumieliśmy: jesteśmy czymś więcej niż tylko parą. Jesteśmy rodziną. Marzyłem, żeby pewnego dnia było nas troje.
Ale w tym tygodniu do mojego życia wdarł się niepokój. Wszystko stało się przypadkiem. Zofia poprosiła, żebym wyjął zapalniczkę z jej torebki, i jak zawsze, bez zastanowienia, sięgnąłem do środka. Nigdy nie wchodziłem w jej osobistą przestrzeń — ani do torebki, ani do telefonu. Szacunek jest podstawą miłości. Ale właśnie wtedy torebka wyślizgnęła się z rąk, a jej zawartość rozsypała się na podłodze, w tym cienka teczka z wynikami badań. Dokumenty medyczne ze stemplami prywatnej kliniki i datą — niedawną.
Gdy wróciła do pokoju i to zobaczyła, coś w niej natychmiast się zmieniło. Zbladła, złapała dokumenty, jakby to była broń, którą wyciągnąłem przeciwko niej. Nie zapytała, nie wyjaśniła. Po prostu zamknęła się w sobie. I od tej chwili — ani słowa. Ani o lekarzach, ani o tym, co się stało. Minął tydzień przytłaczającej ciszy.
Boję się zadawać pytania. Nie dlatego, iż nie chcę znać prawdy, ale dlatego, iż ona potrafi wybuchnąć, uciec od rozmowy. Ma taki charakter — jeżeli się na nią naciśnie, zamyka się jak muszla. A ja nie chcę kłótni. Chcę bliskości. Tej prawdziwej, która istnieje tylko między ludźmi, którzy sobie ufają.
Może jest chora? I nie wie, jak to powiedzieć? Może badania wykazały coś strasznego? A może… przeciwnie — jest w ciąży i chciała zrobić niespodziankę? Albo, co gorsza, to nie moje dziecko? Mój umysł oszalał od domysłów. Nie rozpoznaję już spojrzeń Zofii, jej kroków. Kiedyś dzieliła się ze mną każdym kichnięciem, śmiała się, wygłupiała. Teraz jest obca.
Przecież nie jestem tylko jej chłopakiem. Jestem tym, z którym planowała przyszłość, który chciał być ojcem jej dzieci. jeżeli coś ukrywa — to mnie rani, bo nigdy jej nie okłamałem. Od początku mówiłem: „Zdradzisz — odchodzę. Bez krzyków, bez zemsty. Po prostu zniknę”.
Nie podsłuchiwałem rozmów, nie szperałem po telefonach, nie przepytywałem. Wierzyłem. Ale teraz milczenie jest najgorszą torturą. Każdy dzień to jak chodzenie po polu minowym. Ona udaje, iż wszystko jest w porządku: parzy kawę, składa pranie, uśmiecha się do sąsiadki. Ale obok mnie — cisza. Lekka jak szept i piekąca jak kwas.
Wczoraj próbowałem z nią porozmawiać. Zacząłem delikatnie, przez żart, jak potrafię. Zapytałem, czy nie chciałaby wieczorem po prostu pospacerować po bulwarze, jak dawniej. Odpowiedziała: „Głowa mnie boli”. I znów zamknęła się w sobie.
Boję się zrobić zły krok. Jedno niezręczne słowo — i ją stracę. Ale i czekać dłużej brakuje mi sił. Noce spędzam obok niej, słucham jej oddechu i modlę się, żeby znów stała się tą, którą kocham. Żebyśmy znów byli „my”. A nie ja — i mur między nami.
Może powiecie — po prostu zapytaj. Ale jak? Jak powiedzieć kobiecie, którą kochasz: „Czuję, iż coś ukrywasz i się boję”? Jak to zrobić tak, żeby nie pomyślała, iż ją oskarżam, ale zrozumiała, iż się martwię? Że moje serce drży ze strachu, iż coś się z nią dzieje.
Nie chcę być kolejnym mężczyzną, który naciska, krzyczy, łamie. Chcę być dla niej podporą. Ale jak, skoro mnie nie dopuszcza? Powiedzcie… co zrobić, gdy między dwojgiem ludzi jest nie odległość, ale milczenie?
Kocham ją. Kocham do bólu. I chcę wierzyć, iż to po prostu strach. Że niedługo mnie przytuli i powie: „Po prostu byłam zdezorientowana”. Ale jeżeli to coś innego? Czy będę umiał wybaczyć? Czy będę w stanie zapomnieć? Czy to będzie chwila, gdy „my” zamieni się w „było”?