— Dość już tego milczenia! — krzyknęła Ewa, uderzając dłonią w stół. — Dziesięć lat znosiłam twoje wybryki, a teraz jeszcze to!
Bronisława siedziała naprzeciwko, nie podnosząc wzroku. Dłonie jej drżały, gdy podnosiła do ust filiżankę z herbatą. Na stole, między nimi, leżało pogniecione zaświadczenie ze szpitala.
— Czego ode mnie chcesz? — cicho zapytała Bronisława.
— Prawdy! — Ewa zerwała się z miejsca i zaczęła chodzić po kuchni. — Chcę znać prawdę! Czemu milczałaś? Dlaczego mi wtedy nie powiedziałaś, iż wiesz?
Bronisława postawiła filiżankę. Herbata rozlała się, tworząc małą kałużę.
— Bo się bałam — przyznała. — Bałam się, iż mnie znienawidzisz.
— A teraz już się nie boisz? — głos Ewy drżał od złości. — Teraz, gdy sama wszystko odkryłam?
Sąsiadka z dołu stuknęła w kaloryfer. Ewa usiadła z powrotem na krześle, próbując się uspokoić. Ale ręce wciąż się jej trzęsły.
— Opowiedz mi wszystko — zażądała. — Od samego początku.
Bronisława otarła łzy rąbkiem chusteczki.
— Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć. Byłaś wtedy taka szczęśliwa, właśnie po ślubie…
— Nie owijaj w bawełnę! Mów wprost!
— Widziałam Adama z tamtą kobietą w kawiarni na Rynku. Siedzieli przy stoliku przy oknie, trzymali się za ręce. Ona była w ciąży.
Ewa poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Wiedziała o zdradzie męża, ale nie wiedziała, iż ktoś widział ich razem tak dawno.
— Kiedy to było?
— Pół roku po waszym ślubie — Bronisława mówiła ledwie słyszalnie. — Szłam z pracy do domu, zobaczyłam ich przypadkiem. Najpierw nie uwierzyłam, iż to Adam. Ale potem wyszli na ulicę i wtedy go rozpoznałam.
— I co dalej?
— Chciałam podejść, ale… — Bronisława zawahała się. — Pocałował ją. Tak czule, jak się całuje ukochaną kobietę. A potem położył rękę na jej brzuchu.
Ewa zamknęła oczy. Wspomnienia nadeszły bolesną falą. Ten czas w ich małżeńskim życiu, gdy ona marzyła o dziecku, a Adam wszystko odkładał i odkładał.
— Więc on już wtedy miał dziecko z inną?
— Nie wiem. Może. Ewa, naprawdę chciałam ci powiedzieć, ale…
— Ale postanowiłaś milczeć. Dziesięć lat!
Bronisława wzdrygnęła się od ostrego tonu w głosie przyjaciółki.
— Myślałam, iż to minie. Że opamięta się i wróci do ciebie. Byłaś taka zakochana, planowałaście dzieci, kupowałaś dziecięce ciuszki…
— Dziecięce ciuszki — powtórzyła Ewa z goryczą. — A on w tym czasie wychowywał czyjeś dziecko.
Wstała i podeszła do okna. Na podwórku bawiły się dzieci, beztrosko śmiejąc się i biegając między huśtawkami. Ewa tak marzyła o swoich. A teraz miała już czterdzieści trzy lata i czasu zostało niewiele.
— Ewa, wybacz mi — Bronisława podeszła do przyjaciółki. — Wiem, iż postąpiłam źle. Ale nie mogłam zburzyć twego szczęścia.
— Jakiego szczęścia? — Ewa odwróciła się do niej. — Szczęścia życia z kłamcą i zdrajcą? Szczęścia marnowania najlepszych lat na człowieka, który cię nie kocha?
— Kochał cię! Widziałam, jak na ciebie patrzył.
— Widziałaś? Kiedy widziałaś? Gdy zdradzał mnie z brzemienną kochanką?
Bronisława spuściła wzrok. Słowa przyjaciółki uderzały ostro, ale wiedziała, iż zasłużyła na każde.
— Myślałam, iż robię dobrze — szepnęła.
— Dobrze? — Ewa roześmiała się, ale śmiech jej był pełen bólu. — Dobrze byłoby powiedzieć mi prawdę wtedy. Może nie spędziłabym dziesięciu lat życia z tym człowiekiem.
Na przedpokoju zadzwonił telefon. Ewa poszła odebrać, a Bronisława została przy oknie.
— Tak? — powiedziała zmęczonym głosem do słuchawki.
— Cześć, to Adam. Dziś wpadnę później z pracy. Nie czekaj ze mną na kolację.
Ewa spojrzała na zegarek. Siódma wieczór. Dzień pracy dawno się skończył.
— Rozumiem — odpowiedziała sucho. — Żegnam.
Odłożyła słuchawkę i wróciła do kuchni. Bronisława siedziała przy stole, miętosząc w ręce chusteczkę.
— To on dzwonił?
— Tak. Znowu się spóźnia.
— Ewa, a może teraz jest inaczej? Może się zmienił?
Ewa wyjęła z torby kilka fotografii i rzuciła je na stół.
— Spójrz sama.
Bronisława nachyliła się nad zdjęciami. Był na nich Adam z tą samą kobietą, tylko starszą, a obok nich stał może dziewięcioletni chłopiec.
— To jego syn — wyjaśniła Ewa. — Wczoraj zatrudniłam detektywa. Okazuje się, iż Adam już od dziesięciu lat prowadzi podwójne życie. Oficjalnie mieszka ze mną, a w rzeczywistości ma drugą rodzinę.
Bronisława zakryła usta ręką.
— Boże, Ewo, nie wiedziałam…
— Oczywiście, iż nie wiedziałaś. Bo przez dziesięć lat milczałaś, zamiast powiedzieć prawdę.
— Ale gdybym ci wtedy powiedziała, czy byś mi uwierzyła?
Ewa zamyśliła się. Czy naprawdę by uwierzyła przyjaciółce? A może uznałaby, iż ta jest zazdrosna o jej szczęście?
— Nie wiem — odpowiedziała szczer
Wewnątrz Heleny, gdzie przed chwilą szalała burza, zaległa teraz lodowata cisza, gdy za drzwiami zgrzytnął klucz w zamku, a ciężkie kroki Szymona rozpoczęły powolne, nieuniknione wchodzenie po schodach wprost ku jej czekającej prawdzie, której chwili konfrontacji nie odwlecze już nic i nikt. Helena wstała, prostując zdjęcia na stole upewniając się, iż każda kłamana przez lata minuta Szymona została na nich wyraźnie widoczna tuż przed jego wejściem.