Mieszkała w pewnym mieście kobieta, która uważała swoje życie za godne.

newsempire24.com 1 tydzień temu

W pewnym polskim mieście mieszkała kobieta imieniem Zofia Kowalska. Żyła, jak jej się zdawało, całkiem porządnie. Nie ułożyło się z rodziną, dzieci nie było, ale za to miała własne mieszkanie, w którym zawsze panowały czystość i porządek. Pracowała na porządnej posadzie jako księgowa w fabryce mebli.

Zofia doczekała spokojnie swoich 50 lat. Bardzo lubiła swoje życie, zwłaszcza obserwując życie sąsiadów w bloku. Miło jej było myśleć, iż jej wszystko się dobrze ułożyło. W końcu była dobrym człowiekiem i nikomu nie czyniła zła.

Sąsiedzi za to byli raczej niesforni. Na tej samej półpiętrze mieszkała pani, która już miała ponad 60 lat. Aż wstyd było patrzeć — starsza pani, prawie emerytka, a włosy na niebiesko ufarbowała! Jakby tego było mało, nosiła obcisłe sukienki i jeansy. Wszyscy się z niej śmiali. Miastowa wariatka, nie inaczej.

„Skandal!” – myślała Zofia, patrząc na ekscentryczną emerytkę, i cieszyła się, iż wygląda stosownie do wieku.

O trzeciej sąsiadce aż wstyd było mówić. Miała zaledwie dwadzieścia jeden lat, a już miała dziecko, które wyglądało na pięć lat. Pewnie jeszcze się uczyła, gdy zaszła w ciążę. I gdzie byli jej rodzice? Zresztą, dziewczyna mieszkała samotnie z córką. Co więcej, zaprzyjaźniła się z tą niebieskowłosą emerytką. Kiedy młoda sąsiadka wychodziła, starsza pani opiekowała się jej córką.

Zofia niczym się temu nie dziwiła. „Ludzie tego typu zawsze do siebie lgną” – myślała. – „A mnie omijają szerokim łukiem. Widzą porządną osobę — i wstyd im spojrzeć w oczy. Przywitają się w windzie i to wszystko”.

Ostatni sąsiad — mężczyzna około 30-tki — był dla niej szokiem. Obie ręce i szyję miał całe w tatuażach! Czy normalni ludzie tak wyglądają? Oczywiście, iż nie!

Jeszcze w młodości Zofia potępiała takich typów. Pewnie nie mają czym innym się wyróżnić, więc kaleczą sobie skórę. Chce zwrócić na siebie uwagę! Znaczy się, rozumem nie potrafi przyciągnąć! Lepiej by książki czytał.

Tak ona myślała każdego dnia, spotykając kogoś z sąsiadów w windzie. Wracając do domu, cieszyła się po cichu, iż sama żyje tak, jak należy. Czasami dyskutowała o sąsiadach z jedyną przyjaciółką przez telefon. Nie miały innych tematów, więc „typ z tatuażami”, „młoda matka” i „szalona staruszka” stawali się głównymi tematami ich rozmów.

Pewnego wieczoru Zofia, jak zwykle, wracała z pracy do domu. Miała fatalny nastrój. W pracy wykryto manko… Pierwszy raz od tylu lat. Na kogo zwalą? Kto winien? Oczywiście księgowa. Od rana bolała ją głowa. Teraz nagle zaczęło szumieć w uszach, a nogi stały się ciężkie.

Z trudem dotarła do klatki schodowej i usiadła na ławce. Nagle poczuła lekkie dotknięcie na ręce. Z trudem podniosła wzrok i z zaskoczeniem zobaczyła „emerytkę” z niebieskimi włosami.

– Co się stało? Źle się pani czuje? – zapytała zatroskana.
– Głowa… boli… – wyszeptała Zofia.
– Chodźmy do Jurka, dziś jest w domu. Blada pani, twarzy na pani nie ma.
– Do jakiego Jurka? – zapytała Zofia.
– Jurek z panią mieszka na jednym piętrze. Jest kardiologiem. Naprawdę pani nie wie?

Gdy dotarły na piętro, sąsiadka zadzwoniła do drzwi Jurka. Zofia z zaskoczeniem zobaczyła na progu mężczyznę z tatuażami, którego wielu nie uznawałaby za przyzwoitego człowieka.

Jurek zmierzył Zofii ciśnienie, położył na kanapie i podał tabletkę. niedługo ból głowy i szum ustąpiły.

– Proszę się zgłosić na wizytę! Trzeba pilnować ciśnienia, choćby młode osoby, tak jak pani, powinny uważać – uśmiechnął się lekarz, kiedy Zofia poczuła się lepiej.

– Dziękuję panu – poczuła niespodziewanie zażenowanie, wspominając, jak omawiała Jurka z przyjaciółką. „Tylko o wyglądzie myśli, a intelektu brak” – zwykła mówić. A on, no proszę, codziennie ratuje życie jako doktor.
– Nie ma za co. Nie chorujcie! jeżeli coś, to proszę się zgłaszać!

Zofia pożegnała się z doktorem, wróciła do domu i legła na kanapie. Jak bardzo myliła się w ocenie Jurka… I niebieskowłosa emerytka okazała się dobrą kobietą. Podeszła, zapytała, co się dzieje.

Drzwi zadzwoniły. Na progu stała emerytka z niebieskimi włosami, trzymająca za rękę córkę młodej dziewczyny, która według Zofii zbyt wcześnie została matką.

– Chciałam panią odwiedzić, sprawdzić, czy wszystko w porządku. Przepraszam, iż jestem z Hanią, Ania jest w pracy… A tak chciałam się z panią zapoznać. Nie miałam odwagi. A tu trafiła się okazja! My się integrujemy z sąsiadami, a pani osobno trzyma.
– Proszę, zrobię herbaty – powiedziała zaskoczona Zofia. – Dziękuję, iż pomogła pani, gdy zobaczyła, iż źle się czuję…

– Nie ma za co dziękować. Od razu widzę, gdy ktoś czuje się źle. Całą młodość opiekowałam się chorą mamą. Gdy skończyłam 14 lat, mama zachorowała. Odeszła, gdy już miałam ponad 30 lat. Nie uczyłam się dobrze, romansów nie było, tylko opieka. Ledwo dziecko zdążyłam mieć. Nie chcę wspominać. Teraz na starość nadrabiam – wskazała na swoje kolorowe włosy z delikatnym uśmiechem. – Dziękuję córce, pomogła mi przefarbować. I modne koszulki mi kupuje. Chociaż na chwilę znów poczuję się młoda. Chociaż Ani wcale nie jest lepiej.
– Kto to Ania? – zapytała Zofia.

– Ania mieszka obok, Hania to jej siostrzyczka. Rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Zaadoptowała siostrę, wychowuje ją. Przerwała studia na uniwersytecie, pracuje od rana do nocy, biedna. Jurek czasami jej pomaga finansowo. Tak, Jurek, ten który dzisiaj pani pomógł…

Po wyjściu sąsiadki Zofia przez jakiś czas siedziała cicho przy stole w kuchni, patrząc w dal. Powinna zaproponować Ani pomoc, przecież mogłaby czasem zająć się Hanią. Włosy chciała dawno przefarbować na rudy kolor.

Zawsze myślała, iż w jej wieku to nieprzyzwoite. Koniecznie jutro skonsultuje to z sąsiadką! I nie można zapomnieć zaprosić Jurka na ciasto, żeby podziękować za pomoc.

Idź do oryginalnego materiału