Między nami przepaść…
Agata po rozwodzie z mężem długo nie mogła dojść do siebie. Przeczuwała, iż zdradza, ale wciąż nie była gotowa poznać prawdy. Była rodzina, ustabilizowane życie z marzeniami i planami… Nic nie zostało. Marek po prostu wyszedł z domu, z jej życia.
Lato chyliło się ku końcowi, a Agata nie dostrzegała świata wokół siebie: ani słońca, ani gwaru miasta, ani radosnej tęczy po deszczu. Pewnej dusznej nocy, gdy bezskutecznie próbowała zasnąć, ogarnęła ją nagła myśl: tak dłużej być nie może. On jest szczęśliwy, a ona nie żyje, tylko powoli umiera.
„Tu wszystko przypomina o nim, o nas. A nas już nie ma. Muszę stąd wyjechać, choćby na czas. Tylko nie na południe, nie za granicę – tam tłok i pośpiech. Potrzebuję ciszy, wsi. Przecież mamy tam dom! Babci dom. Wszyscy pochodzimy ze wsi. To nasze miejsce mocy. Jak mogłam wcześniej na to nie wpaść?” – Agata usiadła na łóżku, spocona koszula przywarła do pleców.
Babcia zmarła trzy lata temu, po długiej chorobie. Wszystko zmierzało ku końcowi. Ale Marek namówił ją, by pojechali do Włoch. „Przez dziesięć dni nic się nie stanie” – przekonywał. Nowina o śmierci dotarła do nich w Neapolu. „Już nie pomożemy. Niełatwo zmienić bilety. Wrócimy, pójdziemy na grób, postawimy znicz…” I znów go posłuchała. Jak zawsze.
Mama miała działkę – duży dom z ogrodem pod miastem. Od lat chciała sprzedać babciny dom, ale zwlekała.
Kiedyś Agata spędzała w nim każde wakacje. Gdy tylko zaczęła studia, przestała przyjeżdżać. choćby na grób babci nie zajrzała, teraz choćby nie pamiętała dlaczego.
Z niecierpliwości aż swędziały ją dłonie. Chwyciła telefon, by zadzwonić do mamy o klucze, ale na ekranie błysnęła godzina – noc, wszyscy śpią. Odłożyła go i opadła na poduszkę. Wiedziała już, co ma zrobić, jak wyrwać się z tej otchłani rozpaczy.
Nazajutrz zadzwoniła do mamy, pytając o klucze.
„No wreszcie przyszłaś do siebie. Już nie myślisz tylko o Marku. Świat się na nim nie kończy…” – mama wróciła do starego tematu.
„Mamo, nie teraz. Pocieszanie nie działa. Gdzie klucze?”
„A po co szukać? Leżą w kredensie, w przedpokoju. Przyjedź, choć zobaczę cię na oczy. Dom w porządku. W maju spotkałam ciocię Jadzię. Już o tym mówiłam? Nie? Boś była nieobecna… W każdym razie przyjechała na ślub wnuczki. Mówiła, iż dom stoi jak nowy. Pytała, czy go sprzedamy. Nowy zięć chętnie kupił. Podobała mu się wieś. Może pojedziemy razem?”
„Nie. Ja sama. Proszę.”
Cały dzień myślała o wyjeździe. Dyrektorka agencji, w której pracowała, też rozwiedziona, wysłuchała jej argumentów. Próbowała zapełnić pustkę pracą – nie wyszło. Chce wyjechać. Sezon urlopowy, zamówień mało, poradzą sobie bez niej. Kobieta niechętnie, ale się zgodziła.
Dom stał jak dawniej. choćby trawę ktoś skosił. Cisza była głośniejsza niż miejski zgiełk – ćwierkanie świerszczy, krzątanina ptaków, szczekanie psa u sąsiada. Wewnątrz pachniało wilgocią. Agata zabrała się do pracy: przyniosła wody ze studni, umyła wKiedy pierwszy raz pocałowali się na progu nowego domu, zrozumiała, iż ta przepaść między nimi nigdy nie istniała naprawdę.