Kiedy słyszymy pytanie: „Dlaczego kobieta ma podporządkować się mężczyźnie, skoro zarabia więcej i utrzymuje dom?” – wielu panów reaguje wręcz agresją. Padają odwołania do Biblii, do „tradycyjnych ról”, do „natury kobiety”. I bardzo gwałtownie temat schodzi z adekwatnego toru.
Tymczasem kobiety – i to coraz częściej – dzielą się swoimi historiami. Historie te brzmią bardzo podobnie: ona osiągnięta zawodowo, samodzielna, posiada mieszkanie, stabilność. On – mniej zaradny, ale wciąż domaga się uznania siebie za „głowę rodziny”. Nie daje w zamian nic – ani finansowego wsparcia, ani zaangażowania, ani odpowiedzialności.
I co najgorsze – uważa, iż to ona ma się jemu podporządkować, bo „tak trzeba”.
Oto fragment autentycznego listu od pani Małgorzaty z Łodzi:
„Z mężem mieszkamy w moim mieszkaniu – odziedziczyłam je po ojcu. On nie ma nic na własność, tylko udział w dwupokojowym mieszkaniu z matką i bratem. Od początku mnie to nie zrażało – nie o metry kwadratowe mi chodziło.
Zawsze byłam ambitna i pracowita – może dlatego, iż w dzieciństwie żyliśmy bardzo skromnie. Pracuję dużo i zarabiam ponad dwa razy więcej niż mąż. Ale to też mnie nie bolało – bo przecież żyjemy razem, dzielimy życie.
Aż zaczęło mnie boleć. Bo mąż nie płaci rachunków, nie robi zakupów, nie gotuje – choć bywa w domu wcześniej. Wracam zmęczona, a on siedzi i czeka, aż zrobię kolację. Nie czuje się winny – wręcz przeciwnie. Mówi, iż jestem złą żoną, iż bałagan, iż jedzenie nieświeże, iż kobieta powinna umieć zadbać o dom.
I iż powinnam słuchać mądrego mężczyzny – czyli jego. A najlepsze – iż naciska, byśmy mieli dzieci. Najlepiej trójkę. Bo „rodzina bez dzieci to nie rodzina”.
Patrzę na to wszystko i coraz częściej pytam samą siebie: po co mi to?”
Brzmi znajomo?
Kobieta daje wszystko: dom, bezpieczeństwo, stabilność. A mężczyzna… daje wymagania.
Co interesujące – wielu mężczyzn, choćby czytając ten tekst, staną po stronie męża. Bo przecież „sama go wybrałaś”. Bo „mężczyzn się nie zmienia”. Bo „kobieta powinna być uległa”.
A może czas przestać żyć w narracji, iż kobieta, która zarabia, sprząta, gotuje, a potem jeszcze słucha pretensji, jest tą „złą”?
Może czas przestać tolerować „kanapowy patriarchat”?
Bo jeżeli kobieta traktuje związek jak partnerstwo, a mężczyzna jak hotel z obsługą i moralizatorskim dodatkiem — to nie jest rodzina. To układ. I to bardzo niesprawiedliwy.
Małżeństwo może przetrwać różnice finansowe. Ale nie przetrwa braku szacunku, współpracy i uczciwości.